W amerykańskich wyborach prezydenckich kandydaci spoza dwóch dominujących partii zwykle są tylko egzotycznym tłem dla zmagań republikanów i demokratów. Jednak w tej kampanii radykalne głosy zyskały zdecydowanie na znaczeniu, co daje pewne – powiedzmy sobie szczerze – skromne nadzieje politykom tzw. trzeciej partii. W sondażach, które uwzględniają trzecią i czwartą kandydaturę, dostają rekordowe poparcie. Libertarianin Gary Johnson ma w skali kraju 8–10 proc.
19.08.2016
Numer 17.2016