Na wypadek gdyby Nobel dla śpiewającego barda stał się nową tradycją, mamy już następnego kandydata.
Miał 25 lat, gdy pojawił się w swingującym Londynie lat 60. Pierwsze, co zrobił, to kupił sobie maszynę do pisania oraz przeciwdeszczowy płaszcz burberry. Leonard Cohen, bo o nim mowa, nie był zwykłym kanadyjskim stypendystą bez grosza przy duszy. Pochodził z zamożnej żydowskiej rodziny z Montrealu. – Dorastałem w synagodze, którą zbudowali moi przodkowie, siedziałem w trzecim rzędzie – wspominał niedawno w rozmowie z magazynem „The New Yorker”.
09.11.2016
Numer 23.2016