Artykuły

Nokaut w płynie

Kropelka gwałtu

Numer 25.2016
Niemiecka modelka Gina-Lisa Lohfink przed gmachem sądu. Twierdzi, że została odurzona „kroplami KO” i zgwałcona. Biegli uznali, że odbyła stosunek dobrowolnie. Nic dziwnego, ślady zatrucia znikają po 24 godzinach. Niemiecka modelka Gina-Lisa Lohfink przed gmachem sądu. Twierdzi, że została odurzona „kroplami KO” i zgwałcona. Biegli uznali, że odbyła stosunek dobrowolnie. Nic dziwnego, ślady zatrucia znikają po 24 godzinach. Reuters / Forum
Czy markety budowlane handlują narkotykami? Prawnicy i toksykolodzy jeszcze mają wątpliwości. Ofiary zatruć – już nie.
Chemiczna nazwa kropli to gamma-butyrolakton.AN Chemiczna nazwa kropli to gamma-butyrolakton.

Butelka, która nie powinna istnieć, przychodzi pocztą po 17 dniach. Substancja, którą zawiera, jest bezbarwna, ma delikatnie mydlany zapach, jak szkolny klej dla dzieci. Zdaniem koncernów chemicznych oraz niemieckiego ministerstwa zdrowia butelka nie powinna się znaleźć w rękach osoby prywatnej. Zawiera tzw. krople KO, czyli nokautujące. Jednak kupiliśmy to bez problemu przez internet, pół litra kosztuje 49,95 euro. Taka ilość wystarczyłaby do pozbawienia przytomności dwustu osób. Albo zabicia stu.

Określenie „krople KO” krąży od lat po klubach i lokalnej prasie jako mgliste pojęcie. Kampanie uświadamiające nieustannie ostrzegają przed zagrożeniem. Sprawa Giny-Lisy Lohfink sprawiła, że pojęcie to nabrało w tym roku nowego znaczenia. Modelka oskarżyła dwóch mężczyzn o odurzenie jej takim środkiem, a następnie zgwałcenie. Niesłusznie, orzekł sąd. Oparł się przy tym m.in. na opinii toksykologa, który po obejrzeniu nagrania wideo pokazującego sytuację jednoznacznie uznał, że Lohfink nie była pod wpływem środka odurzającego. Wyrok nie jest prawomocny.

Przestępca doskonały

W zasadzie jedyną rzeczą, jaka podczas procesu nie wywołała u nikogo oburzenia i – jak się wydaje – nikogo nie zainteresowała, jest fakt, że nokautujące krople są w Niemczech faktycznie bezproblemowo dostępne. Substancja ta nie podlega ustawie o środkach odurzających. I jest wykorzystywana nie tylko jako pigułka gwałtu.

W niewielkich dawkach krople KO są jak alkohol. Dają poczucie euforii i sprawiają, że jest się bardziej towarzyskim. Przy średniej dawce działają usypiająco. Axel Müller (nazwisko zmienione) zażywał je przez pół roku każdego dnia. Od tamtej pory wygląda zawsze tak, jakby miał dreszcze. Kiedy mówi, jego usta drgają, podobnie powieki. – Na początku myślałem: „Super! To naprawdę śmiesznie tanie i nie ma skutków ubocznych” – wspomina. Był wtedy po odstawieniu heroiny. Źle sypiał, wielokrotnie miał napady bólu. Dzięki kroplom mógł wreszcie spać po trzy godziny.

Chemiczna nazwa kropli to gamma-butyrolakton. Substancja ta jest zmorą lekarzy, takich jak Michael Rath, ordynator oddziału uzależnień ośrodka psychiatrii w Bad Schussenried na południu Badenii-Wirtembergii. Axel Müller jest jego pacjentem. – Trudno się dozuje, jeden mililitr za dużo może doprowadzić do zatrzymania oddechu. Bardzo szybko uzależnia fizycznie, odwyk jest trudniejszy niż w przypadku alkoholu. Nawet jeśli się uda, pozostają często poważne porażenia nerwów – mówi Rath.

Ponadto substancja ta jest prawie niemożliwa do wykrycia dla policji i wymiaru sprawiedliwości. Nawet badania krwi wykonywane w ośrodkach zatruć nie wykazują tego środka. A już po 24 godzinach organizm rozkłada ją na dwutlenek węgla i wodę, dlatego też nie pojawia się w statystykach zgonów. W europejskim badaniu znalazła się na czwartym miejscu wśród przyczyn zatruć. Toksykolodzy mówią o bardzo dużej liczbie niezgłoszonych przypadków.

A nie wspomnieliśmy jeszcze o najbardziej perfidnym działaniu. Prawie nie ma smaku ani zapachu i skutkuje wielogodzinnymi lukami w pamięci. Jedna z unijnych ankiet wykazuje, że z tego powodu jest drugim (po alkoholu) narkotykiem gwałtu. Nie ma wiarygodnych danych o takich przypadkach – jeśli ofiary zgłaszają się do specjalistów od medycyny sądowej, to prawie zawsze zbyt późno, żeby badanie coś wykazało. Tak więc substancja, której nie powinno być, znika wygodnie ze statystyk.

Szybkie tętno i delirium

Jest legalnie dostępna w internecie. Ponieważ przemysł chemiczny potrzebuje ogromnych ilości tej substancji, np. do produkcji środków czystości, ministerstwo zdrowia odmawia objęcia jej ustawą o środkach odurzających. Sprawa dotyczy zatem związku chemicznego, który mimo ewidentnych masowych nadużyć nie został do dziś uznany za twardy narkotyk. Dlatego tylko, że niemieckie koncerny zarabiają na tym dużo pieniędzy.

Na pacjentów uzależnionych od tej substancji Rath trafił po raz pierwszy w 2005 r. Wykazują silne objawy odstawienia, cierpią na wielotygodniowe delirium, zagrażające życiu szybkie tętno dochodzi do 200 uderzeń na minutę. – Dotychczas w środowisku medycznym substancja była w dużej mierze nieznana – mówi ordynator. Wkrótce udało mu się rozpoznać pewien wzorzec: konsumenci „płynnej ecstasy”, narkotyku, który został wówczas zakazany, przerzucali się na środek ogólnodostępny w sklepach budowlanych. W organizmie substancja zmienia się w aktywny składnik płynnej ecstasy, gamma-hydroksymaślan. Zakaz jest więc bezużyteczny.

Co ważniejsze? Ludzkie życie czy interesy firm, które chcą kupować surowiec bez zbędnej biurokracji?

Już w 1999 r. amerykański urząd ds. narkotyków ostrzegał przed takimi produktami i uznał substancję za „potencjalnie groźną dla zdrowia i życia”. W roku 2008 Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii doszło do wniosku, że „dostęp do niej jest znacznie łatwiejszy i tańszy niż na czarnym rynku”. Włochy, Łotwa i Szwecja objęły substancję ustawą o środkach odurzających.

Jesienią 2008 r. pełnomocniczka rządu federalnego ds. walki z narkotykami, Sabine Bätzing, udała się do Badenii-Wirtembergii. Rath wręczył jej swoje sprawozdanie. Pełnomocniczka zaprosiła go do Berlina. W tym czasie ordynator był już uznanym w kraju ekspertem w tej dziedzinie. W ministerstwie zdrowia wygłosił wykład, w którym udowadniał coraz większe nadużycia i wyjaśniał konieczność pilnych działań: przeszkolenie pracowników izb przyjęć, wprowadzenie szybkich testów w celu ochrony ofiar przemocy. – Substancja ta spełnia wszystkie kryteria środka odurzającego. Dlaczego zatem jest nadal legalna? – pyta Rath. Odpowiedź otrzymał zaraz po wykładzie: wśród uczestników było kilku przedstawicieli przemysłu. Odbyła się prezentacja lobbystów przybyłych obalić argumenty lekarza.

Ten rozpuszczalnik jest surowcem w przemyśle chemicznym. Niemiecki koncern BASF produkuje 100 tys. ton rocznie. Firma jest stanowczo przeciwna objęciu go ustawą o środkach odurzających. – Skutkowałoby to wprowadzeniem rygorystycznych wymogów dla odbiorców. Byłoby to równe zakazaniu substancji i oznaczałoby utratę cennych produktów, które są nieodłączną częścią współczesnego życia. Na przykład pestycydów lub niektórych antybiotyków – oświadczyła rzeczniczka koncernu.

Ministerstwo zdrowia podziela pogląd koncernu. Powołuje się na „dobrowolny europejski system monitorowania” przemysłu. Na jego podstawie można np. kontrolować handel substancjami niezbędnymi do produkcji heroiny lub amfetaminy. A fakt, że dostępny produkt jest już gotowym narkotykiem? Że jest dostarczane w ciągu 17 dni za pośrednictwem poczty, co świadczy o poważnych lukach w monitoringu? Cóż, resort nie widzi potrzeby działania.

Lobbyści zwyciężyli

A jednocześnie z dużą elastycznością wychodzi naprzeciw specjalnym życzeniom przemysłu: w listopadzie 2001 r. aktywny składnik płynnej ecstasy, gamma-hydroksymaślan i jego proleki (ang. prodrugs, substancje nieaktywne, które po przemianach metabolicznych mogą mieć działanie farmakologiczne – przyp. FORUM), miał zostać objęty ustawą o środkach odurzających. Wtedy stało się coś niezwykłego: dwa tygodnie przed wejściem ustawy w życie ministerstwo zdrowia dodało wyjątek od niedawno zatwierdzonej poprawki. W załączniku proleki zostały wyłączone z ustawy. Innymi słowy: krople KO, które w organizmie w ciągu kilku sekund stają się płynną ecstasy, pozostają legalne. Lobbyści zwyciężyli.

Konsumenci, przestępcy i handel internetowy świętowali decyzję. Dopiero w 2009 r. Sąd Najwyższy orzekł, że sprzedaż do celów spożycia jest karalna – wielu handlarzy zostało skazanych, sklepy budowlane wycofały z asortymentu niebezpieczne środki czyszczące. Mimo to krople KO nadal nie uchodziły za narkotyk. Konsumenci mogą zamawiać je bez problemu w zagranicznych sklepach internetowych. – Upojenie na imprezie za 20 centów jest oczywiście super. Później każdy z nas miał po litrowej butelce – uzależniony Axel Müller uśmiecha się gorzko.

Michael Rath zaczął własną krucjatę. Jeżeli substancja nie jest już sklasyfikowana jako środek odurzający, to czy można sprawić, żeby była niezdatna do spożycia, jak alkohol etylowy z apteki? Rath pisze e-maila do Macfarlan Smith, szkockiej firmy farmaceutycznej produkującej najbardziej gorzką substancję na świecie, znaną pod nazwą handlową jako bitreks. Występuje w szamponach dla dzieci i płynach przeciw zamarzaniu. Nawet w stężeniu rzędu 0,001 procent powoduje, że każda ciecz jest praktycznie nie do przełknięcia.

Rath rozumie sytuację przemysłu. – Denaturacja byłaby rozwiązaniem dla wszystkich. Substancja denaturowana mogłaby pozostać w dalszym ciągu legalna, przemysł sprzedawałby ją tonami bez konieczności odnotowywania każdego litra. Jako środek odurzający byłaby bezużyteczna w odróżnieniu od nieskażonego gamma-butyrolaktonu. Gdyby ktoś zamówił go za granicą lub sam usunął gorzki smak, podlegałby odpowiedzialności karnej. Policja mogłaby prowadzić dochodzenie, gdyby tylko miał przy sobie czystą substancję. Dziś nie można skonfiskować tych kropli, nawet gdyby ktoś miał butelkę w dyskotece.

Przemysł broni się jednak nawet przed tym. BASF twierdzi, że „denaturacja nie jest kompatybilna z wieloma zastosowaniami”. Ministerstwo zdrowia oświadczyło, że wniosek „został przeanalizowany i uznany za nieodpowiedni i niepraktyczny”. Co innego uważa Cameron Smith, menadżer produktu w Macfarlan Smith. Od lat jest w kontakcie z producentami i instytucjami. – Wbrew temu, co mówi wiele firm handlujących substancją, bitreks może być dodawany do gamma-butyrolaktonu – zapewnia.

Kokainę też by sprzedali?

7 lutego 2011 r. Rath został zaproszony po raz kolejny przez ministerstwo na naradę w sprawie środków odurzających. Pokładał nadzieję w nowej pełnomocniczce rządu federalnego ds. walki z narkotykami, Mechthild Dyckmans. Przygotował 29-stronicową prezentację. Tylko w rejonie jego kliniki w ciągu jednego roku troje młodych ludzi zmarło wskutek spożycia kropli. W ciągu siedmiu lat roczny odsetek zatrutych pacjentów wzrósł z około dziesięciu do prawie 140 osób. Rath cytuje pracownika socjalnego i policjanta, którzy mówią, że wśród młodzieży krople są „absolutnym hitem”. Dlatego opowiada się za stosowaniem bitreksu. – Nawet denaturowany gamma-butyrolakton wykazuje 99,999-procentowy stopień czystości! – mówi.

Od tamtej pory nie ma żadnych wiadomości. Lobbyści koncernów chemicznych po prezentacji oświadczyli, że denaturację można łatwo cofnąć. Ponadto substancja jest potrzebna w najczystszej postaci. Kuriozalna kombinacja argumentów. – W czym leży problem? Mamy bardzo silny narkotyk, który można kupić praktycznie legalnie za kieszonkowe. Jednak nikt nie chce się tym zająć na poważnie. Co jest ważniejsze, ochrona życia ludzkiego, zapobieganie setkom gwałtów rocznie czy interesy firm, które chcą kupować duże ilości surowca bez zbędnej biurokracji? – pyta Rath. Po tych wszystkich latach pozostaje mu cieszyć się przynajmniej z jednego: że przemysł nie jest zainteresowany heroiną i kokainą.

© Süddeutsche Zeitung

09.12.2016 Numer 25.2016
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną