Artykuły

Jest tam kto?

Astronom Alexander Scholz zdradza sekrety kosmicznego survivalu.

Numer 26.2016
Zderzenie asteroid w gwiazdozbiorze Żagla (symulacja) Prawdopodobnie tak powstała nasza Ziemia. Czy z tych kosmicznych odłamków wyłoni się inteligentna cywilizacja? Zderzenie asteroid w gwiazdozbiorze Żagla (symulacja) Prawdopodobnie tak powstała nasza Ziemia. Czy z tych kosmicznych odłamków wyłoni się inteligentna cywilizacja? NASA
To na wypadek odkrycia cywilizacji pozaziemskiej.
Rysunek sfery DysonaNASA Rysunek sfery Dysona

Gdyby w naszej galaktyce istniała choć jedna wysoko rozwinięta cywilizacja, musiałaby – jak kiedyś obliczył słynny fizyk Enrico Fermi – już dawno skolonizować nasze rejony w kosmosie. A więc gdzie są ci kosmici?
Alexander Scholz: Tego oczywiście nie wiem. Ale sądzę, że już niedługo uda nam się znaleźć oznaki życia poza Ziemią. Odkryjemy liczne planety podobne do naszej. Możemy systematycznie badać ich atmosferę w poszukiwaniu gazów, których obecność pozwalałaby na domysły, że istnieje tam życie. Takie badania prowadzi się już teraz, ale za dwa lata zacznie działać znakomity teleskop kosmiczny „James Webb”, następca „Hubble’a”. Za dziesięć lub dwadzieścia lat będziemy wiedzieć więcej.

Jak pan myśli? Jesteśmy sami?
Istnieją miliardy galaktyk. Tylko w naszej galaktyce są miliardy gwiazd. Może być tak, że są miliony planet, na których rozwinęła się cywilizacja – a może być i tak, że nie ma drugiej takiej planety poza naszą. W tej kwestii jestem agnostykiem.

Czy powinniśmy badać mikroorganizmy wokół nas, czy raczej szukać inteligencji pozaziemskiej gdzieś bardzo daleko?
Jedno i drugie, oczywiście! Odkrycie jakiejś formy życia na Marsie, albo na księżycu Jowisza – Europie, stanowiłoby kamień milowy w dziejach nauki. Oznaczałoby możliwość, że życie powstało nie tylko na Ziemi. Donioślejszym odkryciem byłoby już tylko znalezienie istot inteligentnych.

Jak mogłoby wyglądać takie odkrycie?
Budzimy się pewnego dnia, a tu nad Ziemią unosi się UFO. To na szczęście najmniej prawdopodobny wariant, ponieważ ludzkość mogłaby tego nie przeżyć. Bardziej prawdopodobne jest, że w ramach projektu SETI – czyli systematycznego poszukiwania pozaziemskiej inteligencji – wykryty zostanie powtarzający się sygnał, niepochodzący z naturalnego źródła. Ale jeszcze większa jest szansa, że taki sygnał się pojawi w ramach jakiegoś innego programu badawczego.

I wtedy w polu widzenia pojawią się nagle zielone ludziki?
Nie. Natrafiono by na anomalię, coś niedającego się wyjaśnić. I po wielu daremnych próbach rozwiązania zagadki pozostałaby tylko jedna możliwość: działanie jakiejś pozaziemskiej inteligencji. W sprawie takiej anomalii trwają już zresztą ożywione dyskusje. Teleskop kosmiczny „Kepler” miał szukać drugiej Ziemi i odniósł spory sukces: znalazł tysiące egzoplanet (planet krążących wokół innej gwiazdy niż Słońce – przyp. FORUM). Opracowujemy dopiero cały ten materiał, daleko nam do końca. Ale jedna gwiazda szczególnie zwraca naszą uwagę: KIC 8462852 zachowuje się bardzo dziwnie.

To znaczy?
Obecność planet możemy zazwyczaj stwierdzić tylko pośrednio. Obserwuje się daną gwiazdę i czeka na tranzyt, czyli na przejście planety, która krążąc po orbicie, rzuca na tę gwiazdę cień. „Kepler” znalazł ostatnio gwiazdę, po której takie cienie przesuwają się bardzo nieregularnie.

Czyżby cienie rzucały statki kosmiczne?
Samo zacienienie nie jest niczym niezwykłym. Gwiazdy bywają w kosmosie nieraz zakryte, np. przez inne gwiazdy, planety albo obłoki pyłu międzygwiezdnego. Ale KIC 8462852, gwiazda bardzo stara, bywa zacieniona w sposób bardzo nieregularny i te zacienienia trwają po kilka tygodni. Przesłaniają ją maksymalnie w 20 procentach. A to znaczy, że musi to być bardzo wielka struktura, która nasuwa się przed gwiazdę, a potem znowu znika.

I na to nie ma żadnego wytłumaczenia?
Owszem. Według jednej z hipotez może to być rój komet lecący w kierunku gwiazdy. Komety mają nieregularne rozmiary, ogony, co może tłumaczyć to nieregularne zaciemnienie. Jednak ta hipoteza nie jest całkiem zadowalająca z naukowego punktu widzenia.

Jak by wobec tego wyglądał scenariusz z udziałem istot pozaziemskich?
Całkiem prosto. Chodziłoby tu o sferę Dysona. Koncepcja takich sfer pochodzi od pewnego autora powieści science fiction z lat 30. XX w., potem rozbudował ją fizyk Freeman Dyson. Zakłada, że cywilizacje, rosnąc i rozwijając się, potrzebują coraz więcej energii. Z początku będą zużywać energię na swojej planecie, potem zaczną ją czerpać ze swojej gwiazdy. Sfery Dysona to potężne elektrownie w kosmosie, zbudowane przez cywilizację pozaziemską.

Teraz to już pan fantazjuje.
Gdyby było tak, jak mówiłem, wytwarzałoby się ciepło odpadowe, a to można zmierzyć. Na razie nie wykryto dodatkowego promieniowania cieplnego. Każdy ma prawo stawiać hipotezę o kosmitach, ale zadanie astronomów polega na szukaniu innego wyjaśnienia.

Co może pan zaobserwować podczas takiego tranzytu planety po jej orbicie wokół gwiazdy?
Bardzo dużo. Część światła gwiazdy musi przejść przez atmosferę planety. Obecne w niej gazy pochłaniają światło o określonych długościach fal. A to znaczy, że światło pozostawia swego rodzaju zapis. Można z niego wyciągnąć wnioski co do składu atmosfery i na tej podstawie wnioskować, co zachodzi na powierzchni planety.

A czego pozaziemscy astronomowie, dysponujący podobnym sprzętem, dowiedzieliby się o Ziemi?
Rozpoznaliby warstwę ozonową. Wyciągnęliby z tego wniosek, że jest tutaj tlen. Mamy go dzięki fotosyntezie, która zachodzi dlatego, że jest tutaj życie. Zaobserwowaliby promieniowanie radiowe, zbyt intensywne, żeby mogło pochodzić od martwej planety. Gdyby nasłuchiwali na odpowiedniej częstotliwości, mogliby odbierać programy radiowe i telewizyjne. Jednym z najwcześniejszych mocnych sygnałów, który do dziś przebył już dystans 80 lat świetlnych, było przemówienie Adolfa Hitlera z okazji igrzysk olimpijskich w 1936 roku.

Który z pańskich kolegów ma największą szansę znalezienia życia we wszechświecie?
Każdy astronom, który jest otwarty na tę ideę. Ale szanse mają także amatorzy ze skromnym sprzętem. Program SETI nie musi być drogi.

Długo trwałoby sprawdzanie takiego odkrycia?
Gdybyśmy znowu znaleźli taką anomalię, jak tę dostrzeżoną za pomocą „Keplera”, pierwszym krokiem byłaby obserwacja. Prowadzić ją można na różnych długościach fal za pomocą radioteleskopów, teleskopów rentgenowskich, teleskopów do obserwacji w podczerwieni. Próbuje się następnie tworzyć teorie, które by tę anomalię wyjaśniały. To wszystko wymaga współpracy z badaczami z innych dziedzin i trwa wiele lat.

Dobrze wiemy, co ludzie robili z innymi gatunkami odkrytymi na Ziemi. Dlaczego oni maja być lepsi?

Jak wyobraża pan sobie dzień, w którym odkrycie uznaje się za udowodnione?
W 1989 r. opracowano protokół, który ma służyć odkrywcom jako instruktaż. Przewiduje zachowanie odkrycia w tajemnicy aż do potwierdzenia sygnału; następnie należy zawiadomić władze uczelni, rządy, Organizację Narodów Zjednoczonych, stowarzyszenia. Dopiero potem badacz mógłby wyjawić swe odkrycie mediom. Ale to się tak nie odbędzie. Dziś w badaniach brałoby udział wielu naukowców, więc informacja wyszłaby na jaw dość szybko i w sposób chaotyczny. Pragnąłbym, żeby w globalnej debacie wzięło udział jak najwięcej badaczy. Protokół z 1989 r. zakłada, że autorem odkrycia jest samotny naukowiec. Obecnie badań naukowych nie prowadzi się w ten sposób. Nauka to praca zespołowa.

Czy pasjonat SETI może zaszkodzić własnej karierze naukowej?
Nie ulega wątpliwości, że jest to dziedzina z pogranicza nauki. W Europie, o ile wiem, dla nikogo nie jest to główny przedmiot badań. Naukowcowi zdecydowanie potrzebna jest jeszcze druga dziedzina, w której można zaprezentować konkretne wyniki. W Ameryce jest inaczej. Tam wiele zespołów otrzymuje fundusze od prywatnych sponsorów, np. od miliarderów takich jak współtwórca Microsoftu Paul Allen.

A gdyby to odkrycie zostało potwierdzone, to czy powinniśmy nawiązać kontakt z kosmitami?
Myślę, że nie powinniśmy się ujawniać. Lepiej obserwować, co się dzieje, nie zwracając niepotrzebnie na siebie uwagi. My przecież nie panujemy nad przebiegiem wydarzeń. Znajdujemy się dopiero na początku naszych dziejów we wszechświecie. Dopiero od stu lat możemy wysyłać w świat zauważalne promieniowanie. Jeżeli tam w kosmosie istnieją cywilizacje, które potrafiłyby się z nami skontaktować, to są one zapewne o wiele bardziej rozwinięte od nas. Dlatego trzeba zachować ostrożność!

To brzmi pesymistycznie.
Jeśli przyjrzeć się temu, co robili ludzie, gdy odkrywali jakichś innych ludzi albo inny gatunek, to się okaże, że mamy cały szereg niezbyt chwalebnych przykładów. Te inne gatunki zmuszano do służby, zamykano w zoo, obwożono i pokazywano jako osobliwość. Albo po prostu wytępiono.

© Der Spiegel, distr, by NYT Synd.

***

Alexander Scholz (ur. w 1975 r.), astronom niemiecki, bada powstawanie gwiazd i planet. Obecnie kieruje obserwatorium szkockiego Uniwersytetu Saint Andrews. Popularyzator nauki w mediach.

21.12.2016 Numer 26.2016
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną