Artykuły

Smutek kosmosu

Przeprowadzka na inną planetę

Numer 26.2016
Enceladus, jeden z księżyców Saturna, siedem razy mniejszy od ziemskiego satelity. Woda i para tryska z gejzerów, ale w południe temperatura wzrasta zaledwie do –200 st.C. Enceladus, jeden z księżyców Saturna, siedem razy mniejszy od ziemskiego satelity. Woda i para tryska z gejzerów, ale w południe temperatura wzrasta zaledwie do –200 st.C. NASA
Za sześć miliardów lat Słońce zgaśnie i najpóźniej do tego czasu ludzkość musi sobie znaleźć nową siedzibę.
Firma SpaceX zapewnia, że jej statek Red Dragon (Czerwony Smok) mógłby wystartować na Marsa jeszcze w tym dziesięcioleciu.SpaceX/• Firma SpaceX zapewnia, że jej statek Red Dragon (Czerwony Smok) mógłby wystartować na Marsa jeszcze w tym dziesięcioleciu.

Tuż za działem z wypchanymi ssakami w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej wisi zajmująca całą ścianę fotografia Słońca. To niepokojące zdjęcie, na którym nasza gwiazda z jej erupcjami i czeluściami ognia przypomina bardziej gwiazdę śmierci niż życiodajne słonko. Czytając towarzyszące wystawie materiały, dowiemy się, że uczeni przepowiadają, iż za dwa miliardy lat ukrop ogniowych jęzorów spali wszelkie życie na naszej planecie, a najpóźniej za sześć miliardów lat Słońce skurczy się do tzw. białego karła i nasz układ słoneczny zastygnie w wiecznym chłodzie.

Pluton w oparach

Zdjęcie Słońca było największym dziełem na wystawie „Otherworlds”, której twórcą i autorem jest Michael Benson. Amerykanin specjalizuje się w czymś, co można określić mianem fotografii kosmicznej. Na ekspozycji pokazał 77 zdjęć Słońca i jego planet. Z głośników dobiegała zwodniczo łagodna muzyka elektroniczna skomponowana specjalnie na tę okoliczność przez Briana Eno – twórcę muzyki ambient. Zwodniczo – bo w szerszym aspekcie nie chodzi tu o urodę naszego układu słonecznego, który na zdjęciach Bensona jest rzeczywiście urzekająco piękny. Chodzi o nieuniknioną apokalipsę. Owszem, jeszcze do niej daleko. Ale spróbujcie wytłumaczyć sześcioletniemu dziecku, że to wcale nie szkodzi, iż za sześć miliardów lat Słońce zgaśnie. Zwłaszcza gdy dzieciak niedawno oglądał „Gwiezdne wojny” i widział, jak Gwiazda Śmierci Dartha Vadera rozpada się na miliardy kawałków.

Fotografia kosmosu zawsze oddziaływała na ludzką psychikę. Najbardziej znanym przykładem jest fotka „Blue Marble”, którą amerykański astronauta Harrison Schmitt strzelił 7 grudnia 1972 r. na pokładzie statku Apollo 17 w drodze na Księżyc. „Niebieska kulka” nie była pierwszym zdjęciem kuli ziemskiej, przedtem takie zdjęcia robiły satelity.

Dopiero jednak fotografia Schmitta z całą mocą trafiła w ducha czasu. Ludzkość nagle uzmysłowiła sobie, jak mała, bezbronna i samotna jest nasza Ziemia krążąca po wszechświecie. Na początku lat 70. – kiedy załamała się wiara w nieustanny postęp i narodziła świadomość ekologiczna – zdjęcie to było swoistym memento skłaniającym ludzi do pokory, którą porzucili w ciągu 200 lat oświecenia, sekularyzacji i narastającego racjonalizmu. Dlatego raczkujący wtedy ruch ekologiczny i hipisi – zmierzający do zmiany świata – umieszczali tę fotkę na swych plakatach, koszulkach i torbach. Stewart Brand – intelektualny pomost między czasem „dzieci kwiatów” a epoką cyfrową – umieścił wówczas to zdjęcie na tytułowej stronie wydawanego przez siebie kontrkulturowego magazynu „Whole Earth Catalogue”. Dzisiaj Blue Marble jest jednym z najpopularniejszych wygaszaczy ekranu w iPhonach.

Było to ostatnie zdjęcie naszej planety zrobione ludzką ręką. Harrison Schmitt użył średnioformatowego aparatu firmy Hasselblad z 80-milimetrowym obiektywem. Michael Benson natomiast często korzysta z wielu równoległych i szczegółowych fotografii wykonanych przez satelity i sondy kosmiczne. Materiał wyjściowy jest dla ludzkiego oka z reguły czarno-biały. Oryginalne fotki zrobiono jednak dla różnych widm promieniowania elektromagnetycznego i kolorów, więc artysta może je w studiu nakładać na siebie i otrzymuje zdjęcie barwne, co przypomina proces wywoływania fotografii kolorowej. Także NASA korzysta obecnie z barwnych materiałów. Wszystkie z nowszych błękitnych (względnie czarnych – w wersji nocnej) zdjęć Ziemi są efektem nałożenia na siebie fotografii wykonanych podczas wielu przelotów satelitarnych. Odpowiada to naukowemu „widzeniu”, które niekoniecznie zgadza się z tradycyjną drogą postrzegania: światło-oko-mózg. Dlatego też współczesna fotografia kosmiczna jest pewnym konstruktem, co jednak nie znaczy, że nie odpowiada rzeczywistości.

Jedno z najładniejszych zdjęć wystawy to „Pluton w oparach”. Nigdy dotąd jałowa powierzchnia nie była taka ponura, zimna, a jednocześnie krystaliczna. Wszystko to uzmysławia, jak wyjątkowe jest życie na naszej planecie, która roztacza swój blask w następnych gabinetach. Zdjęcia te jeszcze bardziej nasilają wrażenie osamotnienia „niebieskiej kulki”. Okazuje się, że nasza planeta stanowi unikalną niszę ukrytą w nieskończonej przestrzeni, która jest nie tylko nieprzyjazna, lecz wręcz wroga życiu. Oczywiście idea apokalipsy pojawia się od zarania ludzkości w różnych religiach i systemach filozoficznych. Jednak przewidywania, że Słońce skuli się do gwiezdnego ogryzka, są jednym z niezliczonych naukowych scenariuszy, których raczej nie da się zbyć jako przesądu czy archaicznych wierzeń.

Czy można mieć za złe ludzkości, że zawsze rozglądała się za nową przestrzenią? W dobie racjonalizmu nie ma już miejsca na życie pozagrobowe, raj ani nirwanę. W materiałach towarzyszących wystawie Bensona można natomiast znaleźć coś w rodzaju naukowego planu przeprowadzki. Gdy za dwa miliardy lat Ziemia stanie się zbyt gorąca, na Marsie będzie akurat dobra temperatura, by powstało tam życie organiczne i możliwe było osadnictwo.

Zanim jednak Słońce skurczy się do białego karła, przejdzie w fazę czerwonego olbrzyma. Wtedy i na Marsie będzie zbyt gorąco. Trzeba będzie uciekać na księżyce Saturna, a potem na Jowisza.

Z czasem zabraknie miejsca w Układzie Słonecznym. Stąd w nauce wielki pęd do poszukiwań pozaziemskiej inteligencji i ziemiopodobnych planet w innych systemach. Mit o exodusie rodzaju ludzkiego podtrzymują też takie hollywoodzkie filmy jak „Interstellar” czy „Marsjanin”. Poważne poszukiwania zaczęły się dopiero w 2009 roku, kiedy to NASA uruchomiła teleskop kosmiczny „Kepler”.

Szkło leci na głowę

Według danych ze strony internetowej Exoplanet Data Explorer, którą astronom Jason Wright prowadzi na stanowym uniwersytecie Pensylwanii, istnieją 1642 planety potwierdzone i 3786 niepotwierdzonych, z których tylko nieliczne przypominają Ziemię. Z punktu widzenia fantazji o pozaziemskim exodusie jest to 5428 przebłysków nadziei. Do tego dochodzi projekt SETI, w ramach którego naukowcy szukają w kosmosie fal radiowych emitowanych przez pozaziemskie istoty inteligentne. Jurij Milner – najważniejszy sponsor z Doliny Krzemowej – zachęcił ich niedawno do tych badań dużą sumą pieniędzy.

Nikomu nie przeszkadza, że odległe ciała niebieskie tylko na pierwszy rzut oka robią wrażenie przyjaznych. Na przykład HD 189733b, która jest jak najbardziej niebieską planetą, krąży wokół swej gwiazdy w odległości zaledwie 63 lat świetlnych od nas. Wygląda identycznie jak nasza Ziemia! Kiedy jednak uczeni przeprowadzili dokładne pomiary świetlne i wzięli ją pod lupę w podczerwieni, wyszło szydło z worka. Teraz wiadomo, że gwiazdą jest wprawdzie żółty karzeł, czyli obiekt astronomiczny analogiczny do naszego Słońca. Jednak w dzień temperatura dochodzi tam do 900 stopni Celsjusza, wiatr hula z prędkością dziewięciu tysięcy na godzinę, a niebieska barwa bierze się stąd, że z nieba spada szkło. Może więc trzeba będzie osiąść na Tytanie, księżycu Saturna, jak proponuje Muzeum Historii Naturalnej? Albo z tych danych wyciągniemy naukę, że nawet jeśli nie jesteśmy w kosmosie wyjątkowi, to jednak niesamowicie samotni.

© Süddeutsche Zeitung

21.12.2016 Numer 26.2016
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną