W Korei Południowej zapanowała moda na fikcyjne pogrzeby. Wielu ludzi daje się „pochować” za życia, aby docenić jego piękno. Oczywiście nie ma mowy o kremacji...
W ciepłe sobotnie popołudnie strugi deszczu zalewają seulskie ulice. Jakby ołowiane niebo nad koreańską stolicą opłakiwało grupkę śmiałków, którzy tego dnia wyznaczyli sobie spotkanie ze śmiercią. Przed wejściem do świątyni w południowej części miasta wznosi się ogromny pozłacany posąg Buddy. To właśnie tam Kim Ki Ho czeka na swoich gości. Ten posępny jegomość z czarnym parasolem jest organizatorem makabrycznych seansów, które od kilkunastu lat cieszą się w Korei Południowej sporą popularnością.
20.01.2017
Numer 02.2017