Pomidory? Pyszne. Wino? Boskie. I wszędzie na zboczach góry ludzie się budują. Kto by się przejmował tym piekielnym żarem pod tyłkiem?
Alamy/BEW
Jak się zbudzi, to... W tak pięknych okolicznościach przyrody myślenie o katastrofie nie jest trendy.
Gdy Luigi Franzese opowiada o szczycie, który wyrasta w niebo nad Neapolem – cichy i spokojny, jakby nie kryły się w jego wnętrzu wszystkie moce piekielne – to mówi tylko „On”. Jakby Wezuwiusz był osobą, która działa i myśli. – Ten wulkan to signore, możny pan natury, ale i dżentelmen. Ostrzega cię, zanim wybuchnie. Daje ci czas na ucieczkę: trzy, nawet cztery dni. Jest zarazem magią i zniszczeniem, życiem i śmiercią. A trzęsienie ziemi zakrada się po cichu, podstępnie, zaskakuje cię we śnie, jak niedawno w środkowych Włoszech – powiada Franzese, artysta z San Giuseppe Vesuviano.
03.02.2017
Numer 03.2017