Artykuły

Kawka, trawka, mżawka

Seattle od lat przoduje w rankingach najlepszych miast do życia w USA

Numer 03.2017
Maryam (one bored chica) / Flickr CC by 2.0
I to nawet jeśli przez większą część roku jego mieszkańcy nie mają szans podziwiać niebieskiego nieba.
Pike Palace Market – targ rybny, owocowy i warzywny. Tu w 1976 r. otwarto pierwszą na świecie kawiarnię Starbucksa.Alamy/BEW Pike Palace Market – targ rybny, owocowy i warzywny. Tu w 1976 r. otwarto pierwszą na świecie kawiarnię Starbucksa.
Pada tu dużo i przez większą część dnia jest dość ciemno, może dlatego mieszkańcy co chwila piją kawę.Pixabay Pada tu dużo i przez większą część dnia jest dość ciemno, może dlatego mieszkańcy co chwila piją kawę.

Seattle cieszy się opinią najbardziej deszczowej metropolii w Stanach Zjednoczonych („deszczowe miasto” to jeden z jego oficjalnych przydomków). Niesłusznie. Deszczu pada tu mniej niż w Nowym Jorku, Bostonie czy Chicago. Często za to niebo jest zachmurzone, a wiatry znad Pacyfiku niosą nieprzyjemną mżawkę. Deszczową „gębę” przyprawiła miastu popularna w latach 90. komedia „Bezsenność w Seattle” z Tomem Hanksem i Meg Ryan w rolach głównych, a ostatnio równie chętnie oglądane na całym świecie seriale „Dochodzenie” i „Chirurdzy” (fani tego ostatniego „tasiemca” będą zawiedzeni – serialowy Seattle Grace Hospital nie istnieje).

Kawowa stolica Ameryki

Deficyt słońca i stale zachmurzone niebo niewątpliwie wpłynęły na to, że to właśnie w Seattle w latach 90. XX wieku narodził się grunge. Z przydomowych garaży na podbój świata ruszyły takie zespoły jak Nirvana, Soundgarden, Alice in Chains czy Pearl Jam. Przygoda miasta z muzyką rozrywkową zaczęła się jednak o wiele wcześniej. W pierwszej połowie XX w. przy Jackson Street działało około dwudziestu klubów jazzowych, w których występowali m.in. Ray Charles, Quincy Jones czy Ernestine Anderson. W Seattle urodził się także jeden z najlepszych gitarzystów rockowych wszech czasów – Jimi Hendrix. Dziś jego gitary, podobnie jak instrumenty wielu innych fantastycznych muzyków (m.in. Boba Dylana, Chucka Berry’ego i Erica Claptona), można oglądać w futurystycznym Muzeum Popkultury (MoPOP) zaprojektowanym przez samego Franka O. Gehry’ego.

Niewykluczone, że nieco depresyjny klimat przyczynił się również do rozkwitu kultury kawiarnianej, która przyciąga do miasta amatorów „małej czarnej” z całego kraju, a nawet ze świata. I pomyśleć, że kawowa rewolucja rozpoczęła się w maleńkiej dziupli na terenie obleganego przez turystów targu rybnego Pike Place Market. To tam od 1976 r. działa pierwszy lokal sieci Starbucks, której misją stało się nauczenie Amerykanów sztuki przyrządzania porządnej kawy. Dziś firma ma ponad 24 tys. oddziałów na całym świecie, a jej roczny zysk przekroczył w 2016 r. 2,5 mld dolarów.

W mieście działają 1692 kawiarnie, co daje 253 lokali serwujących czarny napój na sto tysięcy mieszkańców – najwięcej w całych USA. Dobra kawa przyciąga turystów. Dużym powodzeniem cieszą się coffee crawl tours, czyli piesze wycieczki z przewodnikiem po najlepszych kafejkach „szmaragdowego miasta” (to kolejny przydomek Seattle). Penny Truit organizuje je od 2008 roku.

Spacerek zaczyna się od wizyty w modnej Caffe Ladro przy Union Street w samym sercu śródmieścia. Jej kierownictwo chełpi się stosowaniem najnowocześniejszych metod parzenia oraz ekspresów, dzięki którym serwowana tu kawa „daje niezłego kopa”. Próżno szukać cukru, sojowego mleka czy innych „barbarzyńskich” dodatków. Grupka turystów patrzy zauroczona, jak barista z namaszczeniem odważa 47 gramów mielonej kawy, wkłada ją do papierowego filtra, który umieszcza w szklanej kolbie i zalewa stoma mililitrami gorącej wody. Po pięciu minutach, gdy woda przecieknie przez filtr, otrzymujemy czarną kawę z delikatnym posmakiem czekolady i legendarnym gorzkim finiszem. To specjalność i chluba zakładu.

– Obecnie przeżywamy trzecią falę zainteresowania kawą. Smakosze zwracają uwagę na to, skąd pochodzą ziarna, kto je hoduje, zbiera i jak należy je parzyć – tłumaczy reporterowi hiszpańskiego dziennika „El País” Penny Truit. Gdy 20 lat temu przyjechała do Seattle, były tu tylko kawiarnie Starbucksa i innej historycznej sieci – Seattle Best Coffee. Dziś największą popularnością cieszą się niezależne kafejki.

Truit zabiera wycieczkę na Pike Place Market – przykryty dachem targ, słynący ze świeżych ryb i owoców morza (sprzedawcy popisują się przed turystami, rzucając do siebie ogromne łososie). Można tu także kupić warzywa i owoce z ekologicznych gospodarstw, a na licznych stoiskach skosztować specjałów kuchni tajskiej, chińskiej czy rosyjskiej.

Od drwala do baristy

Pora na garść faktów o mieście i jego historii. Nazwa Seattle pochodzi od zniekształconego imienia wodza miejscowych Indian – Si’ahla. Położone o niespełna 200 km od granicy z Kanadą miasto rozlokowało się na siedmiu wzgórzach rozciągających się między zatoką Puget Sound (po jej drugiej stronie leży przepiękny półwysep Olympic z lasami deszczowymi i miasteczkiem Forks znanym z filmowej sagi „Zmierzch”) a licznymi jeziorami – największe z nich to Washington i Sammamish. Pierwsi Europejczycy dotarli tu pod koniec XVIII wieku, stałą osadę założyli jednak dopiero w połowie następnego stulecia.

Nieco depresyjny klimat przyczynił się tu do rozkwitu kultury kawiarnianej

Początkowo miasto żyło z wyrębu i handlu drewnem (okoliczne lasy słynęły z ogromnych sekwoi), by pod koniec XIX w. stać się głównym portem nad Pacyfikiem i „bramą” do Alaski, gdzie właśnie wybuchła gorączka złota. Początek ubiegłego stulecia to dynamiczny rozwój przemysłu stoczniowego napędzanego kolejnymi światowymi wojnami. Chude lata po II wojnie zakończył boom w lotnictwie cywilnym. Seattle, gdzie mieściła się główna siedziba firmy Boeing (do dziś działają tu zakłady produkujące modele wąsko- i szerokokadłubowe), ponownie rozkwitło. Uzależnienie od koncernu miało jednak swoje cienie.

Gdy w latach 70. firma mocno ucierpiała w wyniku kryzysów paliwowych i straciła część rządowych kontraktów, wraz z nią podupadło także Seattle. Miasto zaczęło się wyludniać. Skłoniło to jedną z największych agencji nieruchomości do umieszczenia na swojej witrynie ogłoszenia: „Niech ostatni opuszczający Seattle zgasi światło”. Odrodzenie przyszło za sprawą branży komputerowej i takich firm jak Microsoft czy Amazon. Oba giganty mają swoje główne siedziby w samym mieście lub okolicznych miasteczkach. Do tego dochodzą zakłady Boeinga, który zdołał przezwyciężyć kryzys i złapał drugi oddech.

Nie dziwi więc, że aż 53 proc. mieszkańców Seattle ma wykształcenie wyższe (wskaźnik ten niemal dwukrotnie przekracza średnią krajową) i na ogół dość liberalne poglądy. Demokratyczny burmistrz Ed Murray nie kryje, że jest gejem, a jedna z bardziej znanych dzielnic – Capitol Hill – zamiast zwykłych pasów ma na skrzyżowaniach tęczę, symbol ruchu LGTB. Jeden z oddziałów Starbucksa wywiesił nawet tęczową flagę. Rekreacyjna sprzedaż marihuany jest tu legalna 2013 roku, a ulotki reklamujące sklepy z „zielem” można znaleźć w hotelowych pokojach. Jakby tego było mało, mieszkańcy czytają najwięcej książek w całym kraju (bibliofile koniecznie muszą wstąpić do Biblioteki Centralnej mieszczącej się w niesamowitym budynku zaprojektowanym przez słynnego Rema Koolhaasa i Joshuę Ramusa). Istny raj dla jajogłowych.

Taki mamy klimat

Jest tylko jedno „ale” – ciężkie ołowiane chmury spowijające niebo przez znaczną część roku, z których w każdej chwili pokropić może deszcz. – Pada tu dużo i przez większą część dnia jest dość ciemno, może dlatego co chwila pijemy kawę, by się podnieść nieco na duchu – przyznaje młody barista ze Starbucks Roastery & Tasting Room. To zupełnie nowa odsłona znanego jak świat długi i szeroki Starbucksa, który także chce się załapać na trzecią falę kawowej mody.

Lokal otworzył się niespełna dwa lata temu, szczyci się własną palarnią, salą do degustacji, muzeum, księgarnią i sklepem. Ogromną przestrzeń zdobią puszczone po ścianach rury, gigantyczny miedziany zbiornik, nowe i stare maszyny do parzenia kawy, jest nawet kilka krzaczków kawowca. Wszystko z myślą o tym, by klient mógł prześledzić cały proces pozyskiwania czarnego płynu od początku do końca. W tym Starbucksie najlepsze gatunki kawy przywożonej z Etiopii, Nikaragui, Sumatry czy Kostaryki pija się w filiżankach, a nie w plastikowych kubkach.

W menu znajdziemy pełen wybór tego napoju – od niezwykle modnej ostatnimi czasy „cold brew” (kawy „parzona” na zimno) po napoje z profesjonalnych ekspresów marki Clover. Koszt jednej filiżanki waha się od 3,50 do 12 dolarów. – Osiemdziesiąt procent naszych klientów to turyści, bo miejscowi na ogół wybierają inne kawiarnie – przyznaje barista Lincoln Bechard. Choćby takie jak Fonte Café, sieć założoną przez pioniera niezależnych kafejek Paula Odoma, który swój pierwszy lokal otworzył w 1992 roku. – Miałem 21 lat, gdy wszedłem w ten biznes. Dobra kawa nie była jeszcze w modzie. Dziś w Seattle można spotkać ludzi, którzy wiedzą o niej więcej niż mieszkańcy innych metropolii świata. Lokalni kawosze są bardzo wybredni i wiedzą, czego chcą – mówi Odom.

Ponad połowa mieszkańców ma wyższe wykształcenie. To dwa razy więcej niż średnia krajowa

Nie wszyscy odwracają się z niesmakiem na widok Starbucksa. James Lim, szef szkoleń w Caffe Ladro (15 lokali w Seattle, 21 tysięcy na świecie), przekonuje, że bez tej sieci nie byłoby sukcesu niezależnych kawiarni. – Mam dla tej firmy sporo szacunku. Jest bardzo konsekwentna i trzyma poziom, jej latte w każdym zakątku świata smakuje tak samo – podkreśla. Sam jednak woli własny wynalazek, czyli kawę Gibraltar – 19 gramów espresso plus dwie uncje tłustego, lekko spienionego mleka. Coś pomiędzy macchiato a cappuccino.

Lim dobrał sobie zespół współpracowników, którzy podróżują po świecie w poszukiwaniu najlepszych ziaren. – Na jedno espresso musi pracować około stu osób, co jest dla nas bardzo ważne, bo chcemy, żeby ich biznes rósł razem z naszym. Nie chodzi nam wyłącznie o pieniądze, nawiązujemy bezpośrednie kontakty z plantatorami, utrzymujemy też dobre stosunki z innymi właścicielami niezależnych kawiarni, bo kawa musi budować wspólnotę – podkreśla.

Dwugodzinna wycieczka ulicami Seattle dobiega końca. W tym czasie Penny Truit odwiedziła z grupą kilkanaście lokali. W każdym robiła krótki wstęp, opisując dokładnie, skąd pochodzi kawa, jak była palona i jak została zaparzona. Potem uczestnicy brali się do degustacji niezliczonych rodzajów czarnego napoju: na zimno, z kawałkami czekolady, w stylu włoskim oraz lokalnych mieszanek. Zupełnie jak podczas degustacji wina brali mały łyk z kubeczka i z zamkniętymi oczami delektowali się, próbując odgadnąć, jakie smaki przeważają. Odkrywali nuty owocowe i czekoladę. Żaden z uczestników degustacji nie wsypał do kawy nawet odrobiny cukru. Byłaby to istna profanacja, grzech dla koneserów.

– Ludzie jeszcze się nie przyzwyczaili do wyspecjalizowanych kawiarni – mówi Lim. – Ale jedno jest pewne. Jeśli parzysz kawę i chcesz się wyróżnić na tle innych lokali, musisz dać klientom odczuć, że są mile widziani. Niektórzy mogą się czuć skrępowani, bo nie wiedzą, co zamówić. Twoim zadaniem jest ich przekonać, że chętnie wszystkiego nauczysz. A snobom zaproponuj powalającą kawę z górnej półki.

na podst. El País

*** 

Seattle w liczbach

610 tys. – liczba mieszkańców Seattle (ponad trzy miliony w regionie metropolitalnym)

2 – miejsce w rankingu amerykańskich miast o największym odsetku osób homoseksualnych

184 metry – wysokość wieży telewizyjnej Space Needle z charakterystycznym spodkiem na szczycie

9 godzin – różnica czasu z Polską

4392 m – wysokość Mount Rainier, stratowulkanu położonego 87 km na południowy wschód od Seattle, najwyższego szczytu Gór Kaskadowych

2 – średnia liczba dni z opadami śniegu

7 – liczba miejskich wzgórz. Są to: First Hill, Yesler Hill, Renton Hill, Denny Hill, Capitol Hill, Queen Anne Hill, Beacon Hill

201 – średnia liczba dni pochmurnych (plus 93 dni z częściowym zachmurzeniem)

4,8 st. C – średnia temperatura w najzimniejszym miesiącu (grudniu)

24,5 st. C – średnia temperatura w najcieplejszym miesiącu (sierpniu)

03.02.2017 Numer 03.2017
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną