Artykuły

Kim jest Emmanuel Macron, nowy prezydent Francji?

Numer 04.2017
Emmanuel Macron – francuski polityk, bankowiec, urzędnik państwowy Emmanuel Macron – francuski polityk, bankowiec, urzędnik państwowy AFP / East News
Do niedawna wyborczy sukces Emmanuela Macrona wydawał się nieprawdopodobny. Jednak eksperci tak samo nie wierzyli w Brexit i w Trumpa.

Gdy w listopadzie ub.r. Emmanuel Macron zapowiedział start w wyborach prezydenckich, komentatorzy nie kryli zaciekawienia podszytego sceptycyzmem. Zastanawiano się, czy 39-letni były minister gospodarki ma szansę stać się odnowicielem sceny politycznej. Częściej jednak można było słyszeć głosy, że Macron, kandydat niezależny, zostanie zmiażdżony przez dwa potężne bloki – centroprawicę pod wodzą partii Republikanie i lewicę skupioną wokół rządzących socjalistów. Wielu obserwatorów powątpiewało, czy eksminister zdoła przekuć medialną rozpoznawalność na autentyczne społeczne poparcie. Najwięksi sceptycy wróżyli mu nawet, że może mieć trudności z zebraniem wymaganej liczby podpisów, aby zarejestrować swoją kandydaturę.

Byle do drugiej tury

Obecnie jednak, gdy kampania wyborcza wkracza w kluczową fazę, dotychczasowy outsider wyrasta niespodziewanie na jednego z faworytów prezydenckiej elekcji. W wielu sondażach poparcie dla socjalliberalnego kandydata przekracza 20 procent, co sytuuje go w ścisłej czołówce, obok Marine Le Pen i François Fillona.

Drogę kandydatowi partii En Marche! (Marsz, marsz!) torują polityczne perypetie największych rywali. Lider prawicy Fillon musi się zmierzyć z oskarżeniami o fikcyjne zatrudnianie żony i dzieci jako asystentów parlamentarnych. Jednak socjaliści, którzy w wyniku prawyborów odstawili na boczny tor faworyzowanego Manuela Vallsa, też są w trudnej sytuacji. Ich kandydatem będzie mało doświadczony politycznie i reprezentujący skrajnie lewicowe skrzydło partii Benoît Hamon. Jego nierealistyczne zapowiedzi programowe i gołosłowne obietnice socjalnego rozdawnictwa zraziły wielu umiarkowanych polityków lewicy.

Na tym tle Macron jawi się jako wyważony centrowy kandydat, mogący podkradać umiarkowanych wyborców obu wielkim partiom. Gdyby udało mu się wejść do drugiej tury kosztem Fillona i Hamona, to droga do pałacu Elizejskiego stanie przed nim otworem. Z sondaży wynika, że przywódczyni skrajnej prawicy Marine Le Pen może wygrać w pierwszej turze 23 kwietnia, ale dwa tygodnie później nie zdobędzie większości głosów bez względu na to, kto będzie jej rywalem. Macron pokonałby ją stosunkiem 65 do 35 procent.

Godne uwagi jest to, że jak na wyważonego kandydata ze środka sceny politycznej Macron zaskakująco często mówi o zmianach. We Francji jest w zwyczaju, że politycy startujący w wyborach prezydenckich wydają książki. Mają one przedstawiać wyborcom osobę kandydata, jego wizję świata i być wykładem wyborczego programu. Macron nie wyłamał się z tej tradycji, tym bardziej że od wielu lat obraca się w kręgach intelektualnych (swego czasu był asystentem znanego filozofa Paula Ricśura). Jego kampanijna książka nosi szumny tytuł „Révolution”.

W dziele tym zarzuca zarówno prawicy, jak i lewicy, że od 30 lat nie potrafią sprawnie rządzić i są wyprane z pomysłów. W zamian przywódca ruchu En Marche!, założonego niespełna rok temu i liczącego dziś już 100 tys. członków, proponuje Francuzom „trzecią drogę” w stylu Tony’ego Blaira i Billa Clintona. Zapowiada m.in. poluzowanie prawa pracy, ograniczenie przywilejów emerytalnych i okrojenie kosztownej polityki socjalnej, aby zlikwidować nieefektywne świadczenia i więcej środków przeznaczać na inwestycje. Macron jest też zwolennikiem liberalnych przemian społecznych, a w sprawach zagranicznych zdeklarowanym euroentuzjastą, który pragnie m.in. pogłębiać integrację strefy euro.

Słowa klucze dla Macrona to postęp i rozwój gospodarczy, który można i należy zapewnić, poruszając się sprawniej w nowoczesnym, zglobalizowanym świecie. Nie powinno to dziwić w przypadku polityka, który jest wcielonym reprezentantem establishmentu. Po studiach w kilku prestiżowych uczelniach, w tym w słynnej ENA będącej kuźnią politycznych kadr we Francji, przez kilka lat zarabiał duże pieniądze w banku inwestycyjnym Rothschild & Cie Banque. Potem został doradcą prezydenta François Hollande’a, a w latach 2014–2016 pełnił funkcję ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji.

Ramy socjalistycznego rządu były jednak dla niego wyraźnie za ciasne. Hołubiony przez znaczną część mediów Macron nie krył własnych ambicji politycznych, na co krzywym okiem patrzył prezydent, wciąż jeszcze noszący się z zamiarem kandydowania na drugą kadencję. Minister popadł też w konflikt z lewicowym skrzydłem partii i ze związkami zawodowymi zarzucającymi mu chodzenie na pasku wielkiej finansjery. W rezultacie w sierpniu musiał odejść z rządu.

Zważywszy na jego dotychczasową karierę, trudno uznać Macrona za „nowego człowieka”, nieuwikłanego w żadne układy i mogącego wnieść świeży powiew w skostniałe francuskie życie polityczne. A jednak wielu wyborców właśnie tak go postrzega. Macron cieszy się też życzliwym zainteresowaniem mediów, które na długo przed rozpoczęciem kampanii typowały go na Brutusa, mogącego wbić sztylet w serce osłabionego Hollande’a.

Minister gospodarki stał się także jednym z ulubieńców plotkarskiej prasy, a to z uwagi na jego nietypowy związek z dużo starszą kobietą. Brigitte Trogneux ma 57 lat i w przeszłości była jego nauczycielką francuskiego, gdy Emmanuel chodził do jezuickiego liceum w Amiens. Ona była zafascynowana jego inteligencją i literackimi zdolnościami, a on okazywał jej gorące uczucia. Nie przejmował się sprzeciwem rodziców i już w wieku 17 lat obiecał ukochanej pani profesor, że kiedyś ją poślubi. Słowa dotrzymał w 2007 roku.

Brigitte ma troje dorosłych dzieci z poprzedniego małżeństwa i gromadkę wnuków, które swego czasu przyprowadzała na rauty w ministerstwie gospodarki, ale dziś stoi wiernie przy mężu, niezmordowanie wspierając go w kampanii. Zrezygnowała nawet z nauczania, aby móc go aktywniej wspomagać. A poza tym podobno go utrzymuje, bo Macron jest obecnie „kandydatem na cały etat” i wręcz szczyci się tym, że w odróżnieniu od swoich rywali w wyborach, pełniących różne polityczne funkcje, po odejściu z rządu przestał żyć na koszt podatnika.

Wszystko to sprawia, że energiczny, ambitny i nieco tajemniczy Macron wydaje się wielu wyborcom intrygującą, nietuzinkową postacią.

Jacques Séguéla, znany specjalista od marketingu politycznego, twierdzi nawet, że po raz pierwszy od bardzo dawna pojawił się kandydat, który budzi rzeczywiste emocje i pociąga za sobą ludzi.

W ostatnich wyborach prezydenckich głosowano zawsze przeciw komuś: przeciwko Jospinowi, Le Penowi, Sarkozy’emu… Zdaniem Séguéli za sprawą Macrona może się to zmienić, bo jego ostrożny, ale ukierunkowany w przyszłość i w sumie dość optymistyczny program może przemawiać do wielu Francuzów zniechęconych stanem spraw publicznych.

Fart wiele wart

Napoleon Bonaparte, gdy przedstawiano mu kandydaturę młodego wyróżniającego się oficera do nominacji generalskiej, zadawał zawsze to samo rytualne pytanie: „A czy on ma szczęście?”. Na polu bitwy szczęśliwy traf mógł zdecydować o tym, który z wodzów odniesie triumf i zwycięsko zakończy kampanię. Macron nie nosi wprawdzie generalskich szlifów, ale jest bojowym i ambitnym politykiem, który dotychczas miał niebywałego farta. Czy to wystarczy, by wyjść zwycięsko z kampanii wyborczej?

Le Temps, Le Point, Libération

***

Emmanuel Macron (ur. w 1977 r.), francuski polityk, bankowiec, urzędnik państwowy. Absolwent filozofii, ukończył również Sciences Po i ENA. Pracował w resorcie finansów, później w banku Rothschilda. Działał w Partii Socjalistycznej, był sekretarzem prezydenta François Hollande’a, a w latach 2014–2016 – ministrem gospodarki. W 2016 r. założył ugrupowanie En Marche! i zgłosił swoją kandydaturę w tegorocznych wyborach prezydenckich.

17.02.2017 Numer 04.2017
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną