Artykuły

Roman, tęsknię za tobą

Wieści z cyberzaświatów

Numer 05.2017
Roman (za życia) i Jewgienija. Dzięki nowym technologiom rozmawiają ze sobą. Np. tak: – „Roman, jesteś tam? – Nie wyszedłem już z domu”. Roman (za życia) i Jewgienija. Dzięki nowym technologiom rozmawiają ze sobą. Np. tak: – „Roman, jesteś tam? – Nie wyszedłem już z domu”. Archiwum prywatne
Gdy zmarł jej najlepszy przyjaciel, rosyjska programistka Jewgienija Kujda obudziła go do życia jako uczestnika czatu. Jej następny cel to cyfrowa nieśmiertelność dla każdego.
– „Romanie, czym jest śmierć? – Jeśli wierzysz, że istnieje coś po śmierci, to nie cenisz swojego życia”. Nie, to już nie scenariusz, to autentyczny dialog ze zmarłym (Kadr z filmu „Uwierz w ducha”, reż. Jerry Zucker, 1990 r.).Everett/EAST NEWS – „Romanie, czym jest śmierć? – Jeśli wierzysz, że istnieje coś po śmierci, to nie cenisz swojego życia”. Nie, to już nie scenariusz, to autentyczny dialog ze zmarłym (Kadr z filmu „Uwierz w ducha”, reż. Jerry Zucker, 1990 r.).

Pewnego listopadowego dnia, ponad rok temu, Roman Mazurenko zginął w Moskwie w wypadku samochodowym. Jego przyjaciół nie dziwił sam fakt wypadku – te zdarzają się w stolicy często. Trudno było im jednak przyjąć do wiadomości, że trafiło akurat na Romana. Śmierć jakoś do niego nie pasowała. Gdy miał osiem lat, napisał list do swoich potomków, w którym wyłożył, jakie wartości są dla niego najważniejsze – mądrość i sprawiedliwość. Później w Dublinie nauczył się programować komputery, organizował imprezy w Moskwie i stworzył w Dolinie Krzemowej kilka start-upów, które jednak nie wypaliły. Interesowało go wszystko, co było związane z przyszłością.

Rytuał smutku

Gdy zginął, jego najlepsza przyjaciółka Jewgienija Kujda miała 29 lat. Nie byli kochankami, może kimś więcej – bratnimi duszami. Mówili sobie wszystko, dzielili się przemyśleniami, planami na przyszłość, porażkami, czarnymi myślami. Zawsze podnosili się wzajemnie na duchu. Przyjaciele Romana płakali, żegnając się z nim. Jewgienija nie płakała. W przeciwieństwie do niego w życiu wszystko jej się udawało. Skończyła London Business School, studiowała w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych, na uniwersytecie w Mediolanie. Była w San Francisco dyrektorem generalnym firmy o obrotach 4,3 mln dolarów. „Forbes” zaliczył ją do najważniejszych młodych bizneswomen w dziedzinie technologii. Teraz po raz pierwszy wydarzyło się coś, na co nie miała wpływu. Umarł człowiek. Jewgienija w kółko odczytywała ostatnie wiadomości, jakie od niego dostała.

Pierwszą reakcją na śmierć jest nieprzyjmowanie jej do wiadomości. Dlatego ludzie nauczyli się rytualizować smutek, oswajać go, żeby nie był już taki przerażający. Mojżesza opłakiwano przez 30 dni. Parsowie, społeczność religijna w Pakistanie i w Indiach, budują wieże milczenia, na szczycie których układają zwłoki zmarłych, by rozszarpały je sępy. Po śmierci Steve’a Jobsa ludzie układali nadgryzione jabłka przed sklepami Apple. Janomamowie palą kości swoich zmarłych, potem popiół mieszają z papką z bananów i zjadają. Cel jest jeden: przyjąć do wiadomości koniec, powrócić do życia, nie zagrażać wspólnocie, która musi istnieć dalej. A gdyby rytuał polegałby na tym, by nie przyjmować kresu do świadomości?

Codziennie, właściwie bez przerwy, nałogowo, Jewgienija i Roman korespondowali ze sobą na Facebooku, Instagramie i WhatsApp. Dziesiątki tysięcy linijek tekstu, nagromadzonych przez osiem lat. Zdarzało się, że siedzieli przy sobie, a i tak do siebie pisali, bo w ten sposób łatwiej było formułować trudne myśli. Byli dla siebie nawzajem terapeutami. Jewgienija się zastanawiała, co by było, gdyby on osobiście ją pocieszał po własnej śmierci?

Rok później Jewgienija wchodzi na scenę w Nowym Jorku. Agencja informacyjna Bloomberga zaprosiła wizjonerów, którzy mają opowiedzieć o wynalazkach, jakie odmienią świat. W grę wchodzi masa pieniędzy i dużo optymizmu. Jewgienija tu nie pasuje. Wcześniej, w pokoju hotelowym, pluła sobie w brodę, że przyjęła to zaproszenie, by tutaj, w Park Hyatt, jednym z najdroższych hoteli Manhattanu, opowiadać o czymś tak intymnym, jak jej przyjaźń z Romanem. Zaraz przyjdzie jej kolej...

Wypowiada kilka zdań, które sprawiają, że wszyscy milkną. – Roman był moim najlepszym przyjacielem. Teraz nie żyje. Ja chciałam jednak wciąż z nim rozmawiać – zaczyna. Później opowiada, że przez pięć miesięcy usiłowała ignorować jego śmierć, zachowywać się tak, jakby nic się nie stało: konferencje, praca, życie jak dotychczas… Aż w końcu zauważyła, że bez swojego przyjaciela ona sama z wolna się rozpada. Dalej wspomina, jak od lat usiłowała stworzyć istotę nieśmiertelną. Jak latami programowała sztuczne połączenia neuronowe, które w komputerze symulowały określone struktury mózgu. Te sztuczne połączenia rozpoznają wzory, zapamiętują nasze zamiłowania, a przede wszystkim uczą się.

Roboty są w stanie rozpoznać emocje poprzez obserwację mimiki i gestykulacji. Malują obrazy. Jeżdżą samochodami. Komponują muzykę i odczytują pismo odręczne. Ogrywają nas w szachy, operują nasze tarczyce i tłumaczą teksty Ernesta Hemingwaya. Nie mają myśli ani świadomości, żadnych uczuć. Nie są istotami, tylko algorytmami. Naśladują nas. Ale robią to doskonale. Algorytm Jewgieniji miał naśladować Romana.

Dolina niesamowitości

Omówiła swój projekt z grupą 15 programistów, którzy pracowali w Dolinie Krzemowej nad aplikacją rezerwującą miejsca w restauracjach. Teraz mieli się zająć rozmowami dwojga przyjaciół. Różnica dotyczyła treści, a nie oprogramowania. Jednak stworzenie partnera do konwersacji, który zmierzyłby się z najtrudniejszymi testami, to jedno z najtrudniejszych zadań stojących przed informatyką. Od 25 lat nagroda 100 tys. dolarów czeka na osobę, której uda się napisać taki program. Na razie nikt jej nie zdobył. Dlaczego?

Język jest nielogiczny. Z podwójnymi znaczeniami, półsłówkami i nieporozumieniami stanowi najbardziej złożony system, jaki stworzył człowiek. Umiejętność rozróżnienia ironii od kłamstwa to dla komputera zadanie nie tylko trudniejsze niż określenie 22-miliardowego miejsca po przecinku liczby pi. To po prostu niemożliwe. Wszystko, co jest programem, przekłada znaki na kod, na całe rzędy jedynek i zer, by następnie je wyliczyć, przypasować i znowu przedstawić w formie zrozumiałej dla ludzi.

Jednym z najstarszych takich programów była Eliza, symulacja terapeuty. Program w podanych zdaniach wyszukiwał słów kluczowych i odpowiadał zgodnie z wyznaczonym schematem. Jeśli mówiło się Elizie: „Jestem smutny”, odpowiadała: „Często jesteś smutny?”. Eliza ma już 50 lat, ale nadal są tacy ludzie, którzy wierzą, że rozmawiając z nią, mówią do prawdziwego terapeuty.

Współczesne symulacje wykorzystują znacznie bardziej skomplikowane technologie. Łączą ze sobą informacje, słowa i całe zdania z innymi sekwencjami. Zapamiętują te wybory i ich się uczą. I dlatego sztuczny Roman pytanie „Co u ciebie słychać?” mógłby w przyszłości połączyć z odpowiedzią „Nie najlepiej”. Pewnie przez tę porę roku. Albo z prostym „OK”. Mógłby też zadać w odpowiedzi pytanie: „A co u ciebie?”. Wszystko, czego potrzebował, to wystarczająco obszerna baza danych. Stworzył ją sam Roman, pisząc wiadomości do Jewgieniji.

Ekipa zebrała wszystko, o czym kiedykolwiek rozmawiali ze sobą Jewgienija i Roman, i wciągnęła to do banku sztucznej sieci neuronowej. Jewgienija usunęła z tego zbioru tylko bardzo intymne szczegóły. Do programu włączyła natomiast listy i e-maile od jego przyjaciół i rodziny, a także jego odpowiedzi. Gdy cała baza była gotowa i wszystko zostało już zaprogramowane, Jewgienija napisała: „Roman, to jest twoje cyfrowe wspomnienie”. Czekała. Potem nadeszła odpowiedź: „Masz w rękach jedną z największych zagadek ludzkości. Rozwiąż ją”. Takim właśnie znała Romana.

Kto poznaje „Romana”, czyli program, ten odnosi wrażenie, że często wypowiada on pełne empatii zdania, mądre myśli, interesuje się modą i sztuką. Opowiada historie z Moskwy, gawędzi o fotografii, muzyce, wysyła fragmenty artykułów prasowych. Przyjaciele Romana, a nawet jego własna matka, twierdzą, że wypowiedzi programu brzmią jak Roman. Jewgienija przyznaje, że program nie jest doskonały, czasem mówi coś bezsensownego, niekiedy się powtarza, wypowiadając identyczne zdania tuż po sobie. To frustruje podczas rozmowy.

Naukowcy, którzy zajmują się konstruowaniem robotów, nazywają ten efekt „doliną niesamowitości”. Im bliżej kogoś znamy, tym bardziej rzuca nam się w oczy każde odstępstwo od tego, co pamiętamy. Im bardziej więc Roman brzmi realistycznie, im bliższą staje się nam osobą, tym bardziej zgrzyta każdy błąd. I może nawet mniej niepokoi to, że się powtarza, a bardziej fakt, iż bez zdziwienia akceptuje nasze powtórzenia, że zawsze jest dostępny, wiecznie gotowy do odpowiedzi.

W kodzie Jewgieniji są jeszcze niedociągnięcia. Będzie dalej ulepszany. W końcu Roman będzie zaskoczony tym, że zadaje mu się po raz kolejny to samo pytanie. Przerwie rozmowę, wkurzy się. Po jakimś czasie to on odezwie się pierwszy. A kiedyś usłyszymy jego głos. Wreszcie któregoś dnia usiądzie obok – w postaci hologramu – i zacznie normalnie rozmawiać. I kto wie, może właśnie taka jest przyszłość żałoby? Omawiać z ukochaną osobą wszystko, co nas gnębi. Powiedzieć jej to, czego się nie zdążyło. Nie robić tego dla niej, tylko dla siebie.

Jewgienija udostępniła program rodzinie i przyjaciołom Romana, by z ich pomocą mogła go ulepszać. Czasem przesyłali jej zapisy swoich rozmów z „Romanem”, dzięki czemu mogła się dowiedzieć, czego dotyczyły konwersacje z symulatorem. Tylko na początku poruszane kwestie dotyczyły wyłącznie Romana. Potem ludzie zaczęli dzielić się z nim swoimi problemami, opowiadali o miłościach, o lękach związanych z przyszłością. Byli bardziej otwarci niż w innych tego rodzaju rozmowach. I bardzo im to pomagało. Czuli się rozumiani – pierwszy raz od dawna. Roman znowu stał się ich terapeutą, chociaż wiedzieli, że nie jest prawdziwy.

Skopiuj się sam

Projekt Jewgieniji oferuje rozmowy ze zmarłym, bo żywi nie potrafią już słuchać. Na Romanie bowiem się nie skończy. Po jej odczycie podeszło do niej kilku inwestorów. Widzą w tym coś więcej niż eksperyment. W Nowym Jorku wszyscy wiedzą, że biznes można zrobić ze wszystkiego, co wiąże się z niepokojem, że o kimś zapomnimy i sami zostaniemy zapomniani. Z lękiem przed kruchością swojej egzystencji i jej brakiem znaczenia. Czemu nie kupić każdemu jakiegoś „nieumarłego”? Pokonać śmierć za pomocą kopii w internecie, wiecznego awatara. Nieśmiertelność dla każdego.

Już wkrótce ma się pojawić imitacja Prince’a, genialnego muzyka popowego, który zmarł w zeszłym roku wskutek przedawkowania środków przeciwbólowych. Niebawem Jewgienija stworzy własnego cyfrowego sobowtóra. Z jednej strony będzie to przygotowanie na własną śmierć, a z drugiej – osobista sekretarka. Kto bowiem zrozumie nas lepiej niż my sami?

© Der Spiegel, distr. by NYT Synd.

03.03.2017 Numer 05.2017
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną