Ulice San Salwadoru spływają krwią, a morderców nie można skazać, bo reprezentują państwo. Tak wygląda polityka żelaznej pięści w walce z gangami narkotykowymi.
AP/EAST NEWS
Siły bezpieczeństwa przystąpiły do oblężenia dzielnic kontrolowanych przez bandytów. Mogą bezkarnie strzelać z ostrej broni, choćby tylko do podejrzanych.
Grupa nastolatków świętowała urodziny, jedząc ciasto, popijając zimne piwo, wygłupiając się i wrzucając do sieci selfie. To miała być zwykła prywatka, spotkanie starych przyjaciół, ale w Salwadorze czasy nie są normalne. Krótko po godzinie 23 z okolicznych wzgórz po cichu zeszli żołnierze z długą bronią i zagonili młodych do ciasnej uliczki. Nastolatków rzucono twarzami na ziemię. Dwóch uciekło i wojskowi ruszyli za nimi w pogoń.
Juanita Ortega zamierzała położyć się spać, gdy nagle zrozumiała, że jej syn, 19-letni Pablo, jest w niebezpieczeństwie.
17.03.2017
Numer 06.2017