Artykuły

Zabawa nie dla dziewczynek

Ofiary krwawego rytuału 

Numer 09.2017
Obrzezanie dziewcząt jest praktyką od dawna surowo potępianą w świecie zachodnim. Obrzezanie dziewcząt jest praktyką od dawna surowo potępianą w świecie zachodnim. Reuters / Forum
Wyjechały z Francji na „wspaniałe wakacje” do Afryki. I zostały tam na dłużej. Obrzezane.

W czerwcu z uśmiechem odebrały świadectwa. Po wakacjach miały znów zasiąść w szkolnej ławie, ale nie dotarły przed pierwszym dzwonkiem. Zapewne już się tam więcej nie zjawią. Rodzice im powiedzieli, że latem muszą pojechać w ojczyste strony, żeby odwiedzić rodzinę, odpocząć w ciepłych krajach albo załatwić jakieś ważne sprawy. Na miejscu się okazało, że będą musiały zostać dłużej. Dużo dłużej.

Najpierw czeka je obrzezanie. Krewny zabierze je do kobiety dokonującej rytualnych zabiegów. Leżąc na wznak z unieruchomionymi rękami i nogami, zostaną brutalnie okaleczone. Rzezaczka wytnie im łechtaczkę, być może również wargi sromowe. Taki zabieg wykonuje się bez znieczulenia, zwykle nożem lub brzytwą, a niekiedy po prostu ostrym kawałkiem szkła z rozbitej butelki. Według francuskich władz taki los może spotkać blisko jedną trzecią nastoletnich dziewcząt, których rodzice pochodzą z krajów, gdzie tradycyjnie praktykuje się obrzezanie.

Zaciśnij zęby i milcz

Ministerstwo ds. rodziny, dzieci i praw kobiet zainicjowało kampanię społeczną, która ma uczulać na ten problem. Jej anonimową „twarzą” jest 12-letnia F., francuska dziewczynka o afrykańskich korzeniach. „Wakacje w Gwinei. Uradowana pojechałam tam po raz pierwszy ze starszą siostrą. Czekały na nas morze, plaża i słońce – i to przez całe wakacje. Koleżanki miały nam czego zazdrościć! Jednak wyjazd zmienił się w koszmar. Wraz z kuzynkami zostałyśmy obrzezane w domu babci. Jedna z kobiet trzymała nas za nogi, druga dociskała klatkę piersiową, żebyśmy nie mogły krzyczeć, a trzecia kroiła na żywca. Nigdy nie zapomnę tego krzyku, zwłaszcza wrzasków mojej siostry, która od tamtej chwili zwariowała” – opisuje swoje przeżycia pokrzywdzona dziewczynka.

Rozpaczliwy krzyk nic tu nie pomoże. Pobożni dziadkowie i rodzice nie zmienią zdania. Choć obrzezanie kobiet nie jest wymogiem religijnym zapisanym w żadnych świętych księgach, to zgodnie z tradycją jest konieczne, aby kontrolować seksualność kobiet. Okaleczenie dziewczyny ma osłabiać jej libido i zagwarantować zachowanie dziewictwa do ślubu. Ma też być gwarancją wierności w życiu małżeńskim, choćby mąż był dużo starszy i miał kilka żon, których nie jest w stanie seksualnie zaspokoić. To zabawa nie dla dziewczynek. Stary świat jest przeciwko nim. Nie warto krzyczeć. Lepiej zacisnąć zęby i przemilczeć tę hańbiącą traumę, teraz i do końca życia.

Francuska pisarka Halimata Fofana, obrzezana w wieku pięciu lat podczas wakacyjnego pobytu w Senegalu, jest jedną z nielicznych, które mówią, co je spotkało. – Obrzezanie to gwałt. Ktoś wsunął rękę w moje najbardziej intymne miejsce i coś stamtąd zabrał. Po czymś takim twoje ciało już do ciebie nie należy i nie ma już żadnych granic dla przemocy – wyjaśnia obrazowo w rozmowie z reporterką „Paris Match”. Poza bólem i szokiem taki zabieg ma wiele innych skutków. Może być przyczyną śmiertelnego krwotoku, groźnych zakażeń, urazów pobliskich narządów, bezpłodności, a w przyszłości – bolesnych stosunków i problemów w czasie ciąży. Dla rodzin dziewczynek to jednak sprawy drugorzędne.

Obrzezanie dziewcząt jest praktyką od dawna surowo potępianą w świecie zachodnim. W 2012 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych zadekretowała, że ten proceder jest pogwałceniem podstawowych praw kobiet. Mogłoby się więc wydawać, że świat zacznie stopniowo odchodzić od tych barbarzyńskich praktyk. W praktyce niewiele z tego wynika. W ubiegłorocznym raporcie UNICEF alarmował, że liczba okaleczonych dziewcząt wzrosła po raz kolejny. Jest ich już 200 mln na całym świecie. Zabiegów takich tradycyjnie dokonywano przede wszystkim w Afryce, ale także w Azji, na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Południowej. Obecnie są one również problemem w imigranckich społecznościach na Zachodzie. We Francji żyje co najmniej 60 tys. obrzezanych kobiet.

Do Europy wrócą za kilka lat, po przymusowym zamążpójściu i gdy dziecko będzie już w drodze

Największym zagrożeniem są sytuacje, gdy dziewczęta podróżują z Europy „na wakacje” do odległych krajów pochodzenia rodziców, takich jak Mauretania, Egipt, Mali czy Senegal. Nie zawsze jednak muszą to być tak dalekie wyjazdy. Isabelle Gillette-Faye, francuska socjolożka i szefowa stowarzyszenia GAMS walczącego z praktyką okaleczania kobiet, mówi, że takie zabiegi wykonuje się też potajemnie w krajach europejskich. – Niedawno zapobiegliśmy wyjazdowi dwóch nastolatek pochodzenia egipskiego, które miały udać się pociągiem do Londynu na umówiony zabieg – opowiada Gillette-Faye w rozmowie z Daphné Mongibeaux, autorką artykułu w „Paris Match”.

W latach 80. XX wieku we Francji wytoczono wiele głośnych procesów w sprawie obrzezania, co pozwoliło zahamować skalę tych praktyk. Groziło za nie długoletnie więzienie (nawet do 15 lat) oraz wysoka grzywna. A rodziców obrzezanych dziewczynek traktowano jako wspólników w przestępstwie, nawet jeśli do okaleczenia doszło za granicą. Obecnie czujność została jakby uśpiona. Mecenas Linda Weil-Curiel, która brała udział w ponad 40 procesach tego typu, nie kryje rozgoryczenia. W przypadku córek imigrantów niektórzy sędziowie są jej zdaniem gotowi przymykać oko, uznając to za marginalną praktykę kulturową albo też nie chcąc rozdrapywać bolesnych ran związanych z historią kolonizacji.

Lekarka Emmanuelle Piet, która też angażuje się w walkę z obrzezaniem, nie kryje rozczarowania także z innych powodów. Kiedyś wydawało się jej, że dzięki nałożonemu na personel medyczny obowiązkowi zgłaszania stwierdzonych przypadków okaleczeń uda się zahamować „rzeź łechtaczek”. Obecnie jest jasne, że były to złudne nadzieje. Rodzice dostosowali się do nowej sytuacji, odsuwając moment obrzezania w czasie i dokonując zabiegów za granicą.

– Ginekolog położnik wezwany do porodu jest w delikatnym położeniu. Musi rozstrzygnąć, czy ma zgłosić przypadek okaleczonej nastolatki i narazić na nieprzyjemności jej rodziców – mówi w rozmowie z „Paris Match” ginekolożka Ghada Hatem. Lekarze z jej szpitala w Saint-Denis szacują, że średnio 14 proc. kobiet rodzących w tej placówce jest obrzezanych. Daje to 700 kobiet rocznie na jednym tylko oddziale położniczym!

Wybaczam ci, mamo

W zaistniałej sytuacji zasadnicze znaczenie ma edukacja, zwłaszcza profilaktyka w szkołach. Zdarza się jednak, że niektóre dziewczynki wręcz szczycą się tą barbarzyńską tradycją. Mówią, że każda kobieta ma prawo wyboru, w tym prawo do obrzezania, które traktują jako chlubny znak przynależności do określonej wspólnoty. Jak można wytłumaczyć taką postawę?

Halimata Fofana opisała swe dramatyczne przeżycia w książce. Po publikacji spotkała się z pogróżkami. Jednak jej matka z czasem zrozumiała swój błąd i wyraziła ubolewanie z powodu krzywdy, jaką wyrządziła córkom. Halimata jej wybaczyła. – Wyjazd z ojczystego kraju tworzy rozdarcie. Ludzie porzucają rodziny, przyjaciół, tracą dotychczasowy status i wszelkie punkty odniesienia. Kiedy moi rodzice przyjechali do Francji, to byli nikim i nie mieli nic. Nie umieli czytać i pisać, ale przecież nie pozostawili swojego bagażu kulturowego na lotnisku. W takiej sytuacji człowiek chwyta się kurczowo tego, co mu pozostało: swojej tożsamości i rodzimych tradycji.

na podst. Paris Match, The Huffigton Post

28.04.2017 Numer 09.2017
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną