Polski żubr poszedł na wycieczkę do Niemiec. Tam zginął – i wywołał wielką polityczną drakę.
Absolutnie nie straciłem głowy! I nie miałem żadnego dylematu. Życie i zdrowie mieszkańców przede wszystkim! – szczycił się w miejscowej radiostacji Heiko Friedemann, szef Urzędu ds. Porządku Publicznego w nadodrzańskim miasteczku Lebus (Lubusz). Jak mu doniesiono, na brzegu rzeki pojawił się rogaty potwór przypominający bizona lub żubra. Trzeba było podjąć szybką decyzję – i Friedemann ją podjął. Wezwał dwóch myśliwych z miejscowego koła łowieckiego. Trzeba się było spieszyć, bo zapadał zmrok.
29.09.2017
Numer 20.2017