Artykuły

W to mu graj

Muzyk chce zostać prezydentem Ugandy

Numer 25.2017
Ostre teksty to jego specjalność. A najostrzejszym z nich jest...konstytucja, z którą nie rozstaje się na koncertach i wiecach. Ostre teksty to jego specjalność. A najostrzejszym z nich jest...konstytucja, z którą nie rozstaje się na koncertach i wiecach. AFP / East News
Najpopularniejszy ugandyjski muzyk Bobi Wine zwykł o sobie mawiać, że jest „prezydentem ludzi z getta”. Gdy rozpoczął karierę polityczną, błyskawicznie wyrósł na lidera opozycji.

Gdy na ulicach Kampali pojawia się wysoki chudzielec w czerwonym fezie, przechodnie przystają zaciekawieni. Otrząsnąwszy się z zaskoczenia, zaczynają go gorąco pozdrawiać. Wielu macha rękami, wiwatuje i wznosi okrzyki. Bobi Wine pozdrawia ich z szerokim uśmiechem, pokazując znak „V”. Największy muzyczny gwiazdor w Ugandzie zdążył się już przyzwyczaić do tego, że fani nigdy nie dają mu spokoju. Podobna wrzawa towarzyszy mu w gettach i w willowych dzielnicach, na uczelniach, bazarach i stacjach paliw, o każdej porze dnia i nocy.

08.12.2017 Numer 25.2017
Reklama