Wiaczesław Dacyk był mistrzem sztuk walki. Gdy oddał duszę pogaństwu i nazizmowi, jego życie zmieniło się w pasmo ekscesów. W Petersburgu toczy się przeciw niemu kolejny proces.
Gdy miałem pięć lat, przyśniło mi się, że rzucił się na mnie wielki pies. Następnej nocy położyłem się do łóżka z nożem, żeby go zabić. Od tamtej pory nic mi się nie śni. Kiedy miałem osiem lat, pogryzłem wszystkich chłopaków z dziewiątej klasy, jednemu wyrwałem mięsień. Pobili mnie za to, ciągle bili, miałem 16 razy wstrząs mózgu – tak Wiaczesław Dacyk w skrócie opisał swoje dzieciństwo. Matka złego słowa nie powie. Wspomina, że Sława był kochanym i kochającym synem. Nie tylko się bił: uczył się pilnie, miał dobre serce, kiedyś uratował łabędzia, który nie zdążył odlecieć przed nastaniem mrozów.
08.12.2017
Numer 25.2017