W Detroit różne rzeczy się zdarzają, zwłaszcza na Andover Street. Do handlu narkotykami mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić, do bójek i awantur tym bardziej. Ale żeby dilerzy napadli na klientów? Jak się okazało, wszyscy byli na służbie. Żadna tam wojna gangów, tylko co najwyżej... komisariatów. Agenci z „jedenastki” udawali kupujących, a ci z „dwunastki” – sprzedających. W tym samym miejscu i czasie... Policja nie musi znać się na handlu, ale nad sztuką prowokacji wypadałoby popracować.
08.12.2017
Numer 25.2017