Nie darmo Koreę Południową nazwano tygrysem. Dość spojrzeć na tamtejszy rynek płatnych usług seksualnych.
Przez stulecia koreańscy mężczyźni obchodzili się bez prostytutek. Choć w sąsiednich krajach rynek płatnej miłości był świetnie rozwinięty, w Korei poznać cielesne rozkosze w objęciach profesjonalistek mogli tylko przedstawiciele wąskiego kręgu elity. Nawet japońscy okupanci woleli płacić za seks rodaczkom niż miejscowym pannom. Po uzyskaniu niepodległości i rozwodu z Północą kraj błyskawicznie nadrobił zaległości. Andriej Łańkow, rosyjski znawca kultury i polityki Korei, profesor seulskiego Uniwersytetu Kookmin, podzielił się swą wiedzą w tym zakresie z czytelnikami portalu Lenta.
03.08.2018
Numer 16.2018