Wykorzystanie choćby dwóch procent siły wiatru od ręki rozwiązałoby energetyczne problemy naszej planety.
Przy ujściu rzeki Humber w angielskim mieście Hull wiatry wieją jak wściekłe. To ten rodzaj wichury, która próbuje zedrzeć z człowieka płaszcz i przyciska ręce do tułowia. – Strasznie wieje! – krzyczy Andy Sykes, zanim jego słowa ulecą z wiatrem. Sykes jest dyrektorem zakładów Siemens Gamesa, produkujących wiatraki dla farm nad Morzem Północnym. To skomplikowane maszyny o śmigłach długości około 75 metrów, którymi naprawdę trudno się steruje, gdy wpadną w wirowy ruch.
W środku gigantycznej hali fabrycznej ramiona wiatraków znajdują się w różnych fazach montażu.
23.11.2018
Numer 24.2018