Ugandyjski gwiazdor popu Bobi Wine rzucił wyzwanie wiecznie urzędującemu prezydentowi. Represje wystarczą za brawa.
Drobnymi krokami zbiega po schodach. Ma sprężysty chód i uśmiech na twarzy. Trudno po nim zauważyć ciężkie przejścia z minionych dni. – Nie mogę sobie pozwolić na zmęczenie – mówi, zapadając się w fotelu w ogrodzie. Współpracownicy podsuwają wodę i ananasy. Jego posesję oblegają fani. 39-letni Bobi Wine, muzyk popowy z Kampali, stolicy Ugandy, stał się nadzieją wielu ludzi. W wyborach prezydenckich w połowie stycznia omal nie doprowadził do klęski sędziwego szefa państwa Yoweriego Museveniego.
25.03.2021
Numer 7.2021