Zdarzali się bardziej typowi kandydaci na urząd burmistrza Nowego Jorku. Ale nikt tak bardzo nie reprezentuje ducha tego miasta, jak Paperboy Prince.
Paperboy Prince wchodzi do swojej Love Gallery na Brooklynie jak na scenę. Z rozmachem otwiera drzwi i staje – w różowym płaszczu w czarne ciapki i w nakryciu głowy, w którym wygląda, jakby z głowy wyrastały mu niebieskie, zielone i czerwone węże. Jest niczym hybryda dziwacznie umaszczonego lamparta i kolorowej meduzy. – Co mówi zegar? – wykrzykuje od progu. – Że teraz czas na nas! – odpowiada z miejsca Briana Calderón Navarro, która prowadzi w sklepie interesy. Wszyscy wołają na nią Bri.
06.05.2021
Numer 10.2021