Jako Żydówka musiała się ukrywać w Berlinie, potem przetrwała getto w Theresienstadt. Po latach wróciła zza oceanu do kraju sprawców, by opowiadać o Zagładzie.
Kto kiedykolwiek spotkał Margot Friedländer, na pewno zapamiętał jej ciepły, wyraźny głos. Bez gniewu, wyrzutów czy zgorzknienia opowiadała o najciemniejszych momentach swojego życia. Mówi po niemiecku, językiem jakby przeniesionym w czasie z lat 30. i 40. Kiedy przechodzi na angielski, nawet po sześćdziesięciu latach „nowojorskiej emigracji” jej niemiecki akcent jest wciąż bardzo wyraźny. Dziś jest jak zwykle w świetnym nastroju. Opowiada o terminach różnych spotkań, o swoich setnych urodzinach (5 listopada – przyp.
03.12.2021
Numer 25.2021