Rok po śmierci Diego Maradony pielęgniarzom i lekarce grozi zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Czy pozwolono mu umrzeć, żeby dorobić się na jego majątku?
AFP/East News
Neurochirurg Leopoldo Luque (z lewej) uchodził za osobistego lekarza Maradony. Sam twierdzi, że był tylko „przyjacielem i fanem”. To on wypisał piłkarza z kliniki i przeniósł go do domowego zacisza.
Ciało, które wieczorem 25 listopada ub.r. leżało na stole prosektorium szpitala San Fernando w Buenos Aires, należało do krzepko zbudowanego mężczyzny. Duże usta, średniej wielkości nos – zanotowali anatomopatolodzy w raporcie. Na skórze znaleźli ponad tuzin tatuaży. Wśród nich były wizerunki Fidela Castro, Che Guevary, Chrystusa, a także wyznania miłości do różnych kobiet i dzieci. Istotnego znaleziska lekarze dokonali w klatce piersiowej. Pod połamanymi żebrami, które pękły podczas rozpaczliwej próby reanimacji, między płucami, w których zebrał się płyn, znaleźli niezwykle duże serce.
03.12.2021
Numer 25.2021