Gdy przed rokiem talibowie zdobyli Kabul, dla takich kobiet jak Fawzia Saidzada oznaczało to wyrok śmierci. Teraz jest w Berlinie i walczy. Także z biurokracją.
Talibowie mają ją wciąż w zasięgu, przynajmniej w internecie. Mniej więcej co godzinę urągają jej jako nierządnicy, niewiernej, niewolnicy Ameryki. Zablokowała pięciuset użytkowników, ale strumień pomyj wciąż płynie. Niekiedy prześladuje ją nawet w snach. A jednak następnego dnia znów siedzi w berlińskim domu dla uchodźców na czerwono-złotym dywanie, który przywiozła ze swojego dawnego życia, i toczy pełne nienawiści potyczki słowne z nowymi panami Afganistanu. To także dowód, że ona, Fawzia Saidzada, 30 lat, samotna matka, dziennikarka, obrończyni praw kobiet i uchodźczyni, jest jeszcze zauważana także w Niemczech.
23.09.2022
Numer 20.2022