Bliski Wschód

Piekło kobiet syryjskich. „Chciałaś wolności? No to masz”

Numer 08/ 2014
Syryjska patriotka skanduje „Precz z Baszarem!” na demonstracji w stolicy Jordanii, Ammanie. Syryjska patriotka skanduje „Precz z Baszarem!” na demonstracji w stolicy Jordanii, Ammanie. Reuters / Forum
Świadectwa syryjskich więźniarek mrożą krew w żyłach. Gwałt stał się bronią regularnie stosowaną przez reżim.
Po trzech latach konfliktu w Syrii wciąż nie widać sposobów, aby powstrzymać rozlew krwi.AP/East News Po trzech latach konfliktu w Syrii wciąż nie widać sposobów, aby powstrzymać rozlew krwi.
Pisarka i dziennikarka Samar Jazbek bije na alarm. Jazbek od lat walczy o prawa człowieka w Syrii. Od 2011 r. przebywa na emigracji.materiały prasowe Pisarka i dziennikarka Samar Jazbek bije na alarm. Jazbek od lat walczy o prawa człowieka w Syrii. Od 2011 r. przebywa na emigracji.

Żołdak włożył jej szczura do pochwy. Ona krzyczała. Potem zobaczyłyśmy krew na podłodze. Spytał: „Masz już dość?”. Natrząsali się z niej. Było oczywiste, że dogorywa. Potem już się więcej nie poruszyła – opowiada kobieta, która przez dwa miesiące była więziona w Damaszku. Los, jaki spotkał jej towarzyszkę niedoli, nie jest niczym wyjątkowym. Takie relacje co jakiś czas pojawiają się w zachodniej prasie. Mimo to nie znamy jeszcze całej prawdy o brutalnych gwałtach, które stały się narzędziem prowadzenia wojny w Syrii. Wiadomo, że jest to masowy proceder, organizowany przez reżim. Jednak spośród wszystkich zbrodni popełnianych w Syrii gwałt jest tą, o której wciąż jest najciszej.

Gorzej niż Abu Ghraib

Wielu uchodźców uciekających z Syrii wskazuje gwałty jako główną przyczynę wyjazdu. A równocześnie trudno jest udokumentować takie przypadki, bo to bardzo bolesny temat. Nakłada się na to silne tabu zakorzenione w syryjskim społeczeństwie i milczenie ofiar przekonanych o tym, że po ujawnieniu prawdy grozi im odrzucenie przez własną rodzinę, a może nawet śmierć.

27-letnia Alma leży na łóżku w szpitalu w centrum Ammanu. Ta żałośnie wychudzona kobieta już nigdy nie będzie chodzić, bo członek proreżimowej milicji złamał jej kręgosłup, bijąc na oślep kolbą od karabinu. W pierwszych miesiącach rewolucji ta matka czworga dzieci zaangażowała się po stronie rebeliantów. Najpierw dostarczała im żywność i leki, a potem także amunicję, którą przenosiła w tobołku umocowanym na brzuchu, symulując ciążę.

W końcu wpadła, gdy zatrzymano ją na punkcie kontrolnym na obrzeżach Damaszku. Przez ponad miesiąc siedziała w wojskowym areszcie wraz z setką innych kobiet. – Abu Ghraib to musiał być przy tym raj – mówi z bezsilnym uśmiechem, nawiązując do okrytego złą sławą amerykańskiego więzienia w Iraku. – Niczego mi nie oszczędzono! Bili mnie, chłostali stalowymi linami, gasili niedopałki na szyi, cięli mnie żyletkami i wpychali mi paralizator do pochwy. Codziennie byłam gwałcona, leżąc z zawiązanymi oczami, przez kilku mężczyzn, którzy cuchnęli alkoholem i wykonywali polecenia dowódcy, który zawsze był przy tym obecny. Krzyczeli do mnie: „Chciałaś, suko, wolności? No to masz!”.

Te przeżycia tylko wzmocniły jej determinację, aby walczyć z reżimem. Po wyjściu z aresztu ta absolwentka zarządzania została jedną z niewielu kobiet dowodzących oddziałem w szeregach Wolnej Armii Syryjskiej. Miała pod swoimi rozkazami 20 mężczyzn. Gdy została ciężko ranna, towarzysze broni ewakuowali ją do Jordanii. Do tego kraju napłynęły już setki tysięcy Syryjczyków i to właśnie tam dziennikarce „Le Monde” udało się zebrać, dzięki pomocy lekarzy, adwokatów i psychologów, liczne świadectwa oraz spotkać się twarzą w twarz z kilkoma ofiarami. Były to bardzo trudne i bolesne rozmowy. – Moje życie jest w waszych rękach – oświadczyła jedna z kobiet. Alma poświadcza, że w areszcie wszystkie udręczone kobiety lękały się nie tylko swoich oprawców. Przerażeniem napełniała je też myśl, co z nimi będzie, gdy krewni dowiedzą się o ich losie.

– Najwyższy czas, żeby publicznie napiętnować ten skandal! – grzmi Burhan Galiun, były przewodniczący Narodowej Rady Syryjskiej. Według niego to właśnie zastosowanie tego „oręża” przez reżim przyczyniło się walnie do tego, że pokojowa zrazu rewolucja przerodziła się w wojnę. Ten ważny działacz opozycji opowiada, że już od wiosny 2011 r. organizowano kampanie gwałtów w domach, w obecności rodzin ofiar. Dziewczęta gwałcono na oczach ojców, żony w obecności mężów. Mężczyźni wpadali w furię i przysięgali, że pomszczą plamę na honorze i nigdy więcej do czegoś takiego nie dopuszczą.

Strach przed zemstą i hańbą zmusza ofiary do milczenia

– Uważałem, że należy zrobić wszystko, aby zapobiec militaryzacji konfliktu, bo to ogromnie zwiększy liczbę ofiar. Jednak praktyka stosowania gwałtów przesądziła o tym, że stało się inaczej. I myślę, że Baszar al-Asad właśnie tego chciał. Gdy rewolucjoniści chwycili za broń, mógł łatwo usprawiedliwić masakry wrogów, których niemal od początku nazywał „terrorystami”. To oczywiście teza trudna do zweryfikowania. Wiadomo jednak, że przemoc na tle seksualnym nieustannie się nasilała, przyczyniając się do powstania atmosfery grozy i terroru. – Kobiety są wykorzystywane jako narzędzie, aby dosięgnąć ich ojców, braci i mężów. Ich ciała są jakby kolejnym polem walki – mówi pisarka Samar Jazbek, mieszkająca obecnie we Francji.

Przed kamerą

Wiele międzynarodowych organizacji – m.in. Amnesty International, International Rescue Committee czy Human Rights Watch – donosiło o gwałtach popełnianych na zlecenie syryjskiego reżimu. Ale wszystkie podkreślają, jak trudno jest uzyskać bezpośrednie dowody i zwracają uwagę na uparte milczenie zastraszonych ofiar. Szczególnie dobrze udokumentowany raport, opublikowany w listopadzie ub.r. przez Euro-Mediterranean Human Rights Network, potwierdza jednak ogromną skalę tego zjawiska. – Reżim uczynił kobiety swoim głównym celem – mówi główna autorka raportu Sema Nasar. Według niej kobiety w Syrii, zwłaszcza w widocznej ciąży, stają się łatwym celem dla snajperów. Bywają też wykorzystywane jako żywe tarcze, jak choćby w dzielnicy Aszria w Homsie, gdzie w lutym 2012 r. zmuszono je, aby szły przed rządowymi oddziałami. – Systematyczne gwałty, zarówno na małych dziewczynkach, jak i na ich babciach, są sposobem na to, by trwale zniszczyć całą tkankę społeczną – dodaje Nasar.

Sema Nasar ma wiele historii do opowiedzenia. Może przytoczyć dziesiątki różnych przypadków, z datami i wszystkimi szczegółami. Oto, co spotkało pewną dziewczynę z miasta Hama, która obecnie próbuje dojść do siebie w Stanach Zjednoczonych. Przebywała we własnym domu z trzema braćmi, gdy znienacka wtargnęli do niego żołnierze. Polecili młodym mężczyznom, by zgwałcili swoją siostrę. Pierwszy odmówił, więc odcięli mu głowę. Drugi też się sprzeciwił i spotkał go taki sam los. Trzeci się zgodził, a oni zabili go, gdy leżał już na dziewczynie, którą następnie sami zgwałcili. Niemniej ponuro wygląda przypadek pewnej Syryjki wywiezionej latem 2012 r. do prywatnego domu na przedmieściach Homs. Przetrzymywano ją tam wraz z dwudziestoma innymi kobietami. Wszystkie były torturowane i zbiorowo gwałcone przed kamerą. Oprawcy wysłali potem nagranie do jej wujka, znanego szejka i telewizyjnego kaznodziei związanego z opozycją.

– Gwałty są częstą praktyką przy okazji nalotów na różne miejscowości i są też systematycznie stosowane w aresztach pod kontrolą tajnych służb – mówi Abdel Karim Rihawi, prezes Syryjskiej Ligi Praw Człowieka, przebywający obecnie w Kairze. Ocenia, że od początku rewolucji w reżimowych więzieniach zgwałcono ponad 50 tys. kobiet. Najgorsza sytuacja pod tym względem panuje na obszarach sunnickich. Zresztą w relacjach świadków często przewijają się doniesienia o dużym zaangażowaniu w ten proceder oddziałów libańskiego Hezbollahu i szyickiej brygady Abu Fadela al-Abbasa. – A także o wyjątkowo sadystycznych torturach, takich jak wepchnięcie szczura do pochwy 15-letniej dziewczyny z miasta Dera albo zbiorowe gwałty dokonywane publicznie. 5 stycznia br. taki los spotkał 40 kobiet w Dżaldzie. Skutkiem są setki zabójstw honorowych, których ofiarą padają wychodzące z więzienia kobiety.

Zniszczymy was!

W obozie Zatari dla syryjskich uchodźców, 80 km od Ammanu, żyje Salma. Ta wyczerpana, pozbawiona energii 50-latka o przygaszonym spojrzeniu pochodzi z Dery, ale ostatnio mieszkała wraz z mężem i ośmiorgiem dzieci w Damaszku. W 2011 r. przeżyła szok, gdy jej dzieci wydalono ze szkoły w odwecie za bunt, który wybuchł w jej rodzinnym mieście. Poszła z pretensjami do dyrektorki. Natychmiast jednak zjawili się funkcjonariusze służb specjalnych, którzy przerwali jej w pół słowa. Napastnicy wsadzili Salmie kaptur na głowę i zawieźli ją do aresztu.

Wtrącono ją do celi w piwnicy, w której było zupełnie ciemno i roiło się od szczurów. Spędziła dwa dni w odosobnieniu bez jedzenia i picia, a potem przeniesiono ją do maciupeńkiej celi, w której siedziała przez pół roku z dwiema innymi kobietami. – Nie miałyśmy nawet miejsca, żeby się położyć. Nie pozwalano nam się umyć, nawet podczas okresu. Za to byłyśmy codziennie gwałcone wśród okrzyków: „My, alawici, was zniszczymy!”. Przy każdej próbie protestu wkładali nam pałkę elektryczną do pochwy albo do odbytu. Pobili mnie tak mocno, że złamali mi nogę. Gdy zrobiła się sina, zoperowano mnie naprędce i wtrącono z powrotem do celi. Rodzina przez pół roku nie miała żadnych wieści. Kiedy wreszcie ją wypuszczono, mąż odwrócił się od niej. Odszedł, zabierając wspólny samochód.

45-letnia Um Mohamed została przypadkowo aresztowana wraz z córką na ulicy 21 września 2012 r. Ponieważ młoda studentka miała w telefonie zdjęcie „męczennika” na tle powstańczej flagi, obie były przez trzy tygodnie więzione, bite i gwałcone. Siedziały w niedużej celi wraz z 17 innymi kobietami, którym towarzyszyło też kilkoro dzieci. Mąż jednej z nich, były dyrektor więzienia odsunięty za to, że sprzeciwił się bestialskim torturom, siedział w celi na górnym piętrze. Spod podłogi mógł słyszeć krzyki żony, gdy ją gwałcono. – Wszystko było dla nich okazją do seksualnego wykorzystywania – mówi Um Mohamed, a do oczu napływają jej łzy. Nie może się pogodzić z tym, że jej córka, która straciła 20 kilo i wymaga leczenia psychiatrycznego, ma dziś zupełnie zrujnowaną przyszłość.

Lekarze opisują umęczone ciała, „wyniszczone” narządy rodne i „nieuleczalne” traumy tych kobiet. Dżazan, 28-letni psycholog, który przyjechał do Ammanu, by pomagać ofiarom wojny, opowiada o jednym ze swoich pacjentów z Homsu zaangażowanym w działalność rewolucyjną.

Rodziny się rozpadają. Mężowie odchodzą od skrzywdzonych kobiet

Donieśli na niego sąsiedzi. Wówczas jakieś zbiry porwały jego żonę oraz trzyletniego synka. Kilka tygodni później on sam także został aresztowany. Zabrano go do prywatnego domu wykorzystywanego jako miejsce kaźni. – Lepiej zacznij gadać! Twoja żona i syn są tutaj – usłyszał już na wstępie. – Najpierw ich przyprowadźcie! – zażądał. Jego młoda żona była wycieńczona. Na widok męża zareagowała jednak bardzo przytomnie: Tylko nikogo nie wsypuj! To, czego się obawiasz, już się stało. Oboje zostali dotkliwie pobici. Potem opozycjonistę podwieszono za ręce na ścianie, a żonę zgwałcono w jego obecności. – Będziesz gadać, czy mamy kontynuować? Kobieta wyrwała się jednak oprawcom, chwyciła za małą siekierkę, której używali, i wbiła ją sobie w czaszkę. Małemu poderżnięto później gardło na oczach ojca.

Syryjska opozycja twierdzi, że to zaplanowana akcja reżimu. – Mam zdjęcia pudełek po stymulantach seksualnych, w które zaopatrują się członkowie milicji przed nalotem na wioskę – mówi Sema Nasar. Kilkoro świadków informowało też, że przed gwałtem wstrzykiwano kobietom w uda środki zwiotczające.

Jak im pomóc?

Jedna z ofiar opowiada, że w areszcie w Damaszku lekarz dokonywał obchodu po celach, by zapisywać daty miesiączek i rozdawać więźniarkom pigułki antykoncepcyjne. – Żyłyśmy w brudzie, w gównie, pośród krwi, bez wody i prawie bez jedzenia. Ale tak bardzo bałyśmy się zajść w ciążę, że skrupulatnie brałyśmy te pigułki. A gdy pewnego razu okres mi się spóźniał, ten sam doktor podał mi jakieś tabletki, po których przez całą noc bolał mnie brzuch. Już samo to postępowanie zdaje się świadczyć, że gwałtów na więźniarkach dokonywano planowo i z premedytacją. Mimo to w następstwie zbiorowych gwałtów przychodzą na świat niechciane dzieci, co lawinowo pociąga za sobą kolejne dramaty. W Latakii młoda kobieta odebrała sobie życie, bo nie mogła przerwać ciąży. Inną ciężarną jej własny ojciec zrzucił z balkonu na pierwszym piętrze. W zaułkach Dery nieraz znajdowano o świcie porzucone noworodki.

– Jak pomóc tym kobietom? – pyta zrozpaczona Alia Mansur z Syryjskiej Koalicji Narodowej. – One tak się boją, wychodząc na wolność, że zasklepiają się w swoim nieszczęściu i nie są w stanie poprosić o wsparcie. Podejmuje się jednak pewne inicjatywy w tym kierunku. W Homsie pewna kobieta zdołała przeprowadzić w ciągu tygodnia, działając w największej tajemnicy, 50 operacji odtworzenia błony dziewiczej u zgwałconych dziewcząt w wieku od 13 do 16 lat. – To był jedyny sposób, aby uratować im życie – mówi syryjska poetka Lina Tibi. To jednak nie rozwiązuje problemu. Rodziny się rozpadają. Mężowie odchodzą od skrzywdzonych kobiet. Teściowie wyrzucają je z domu. Rodzice czym prędzej oddają rękę zhańbionej córki pierwszemu chętnemu, jaki się pojawi, choćby był stary i już wcześniej żonaty.

– Świat martwi się o broń chemiczną, ale dla nas, Syryjek, gwałt jest gorszy niż śmierć – szlocha studentka prawa, która jeszcze nikomu nie odważyła się opowiedzieć o swoim dramacie. A już zwłaszcza mężowi.

Le Monde, BBC News

Wojna bez końca

Ponad 140 tys. zabitych i co najmniej pół miliona rannych, 2,5 mln uchodźców, ogromne straty materialne i katastrofalna sytuacja humanitarna – taki jest dramatyczny bilans trwającego już od ponad trzech lat konfliktu w Syrii.

Piętnastego marca 2011 r., na fali arabskiej wiosny, także i w tym kraju wybuchły pokojowe protesty pod hasłem „Syria bez tyranii”. Jednak reżim Baszara al-Asada nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Zastosowano brutalne metody rozprawy z opozycją, a społeczny bunt szybko przerodził się w wyniszczającą wojnę domową. Po trzech latach wciąż nie widać sposobów, aby powstrzymać rozlew krwi. Reżim i opozycja nie mają do siebie ani odrobiny zaufania. Wojna przybrała charakter regionalny. Nie widać też żadnego konkurenta dla Asada, gdy rebelia jest zdominowana przez islamistów i dżihadystów, na których Zachód nie może stawiać. Wielu ekspertów przewiduje, że wobec braku zadowalającego politycznego rozwiązania konflikt może trwać jeszcze cała lata.

Dzięki pomocy libańskiego Hezbollahu i oddziałów irackich szyitów, dostawom rosyjskiej broni oraz podziałom w szeregach rebeliantów stosunek sił zmienił się w ostatnim czasie na korzyść reżimu. W marcu br. siły rządowe odbiły strategicznie położone miasto Jabrud, co pozwala przeciąć połączenie z Libanem, skąd docierają posiłki i broń dla rebeliantów. Udało się też rozluźnić pętlę wokół Damaszku. Te wojskowe sukcesy jednak nie wystarczą, aby odwrócić sytuację i odzyskać kontrolę nad całym krajem. Jak się zdaje, żadna ze stron – ani reżim wspierany przez Rosję i Iran, ani opozycja dozbrajana przez Arabię Saudyjską i Katar – nie ma wystarczających środków, aby odnieść militarne zwycięstwo.

Impas trwa także na froncie dyplomatycznym. Fiasko negocjacji w Genewie, prowadzonych w styczniu i lutym z udziałem przedstawicieli reżimu i opozycji, zdaje się przekreślać szanse na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu. Władze nie są skore do ustępstw i stawiają raczej na zawieranie lokalnych rozejmów, aby pokazać, że nie muszą negocjować z wrogiem, żeby dokonywać postępów na drodze „pojednania” i „normalizacji”. W marcu syryjski parlament przyjął ustawę, która pozwala Asadowi ubiegać się o reelekcję w wyborach prezydenckich przewidzianych na czerwiec lub lipiec. Nie ma wątpliwości, że sprawujący od 14 lat władzę dyktator z tej możliwości skorzysta.

Le Figaro, Les Échos

11.04.2014 Numer 08/ 2014
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną