Bliski Wschód

Jak się kochają po bożemu

Seks koszerny

Numer 05.2015
Ślub w chasydzkiej wspólnocie Satmar. Należy zasłonić nie tylko twarz, ale i włosy panny młodej. Ślub w chasydzkiej wspólnocie Satmar. Należy zasłonić nie tylko twarz, ale i włosy panny młodej. AP / EAST NEWS
Dla wielu ortodoksyjnych Żydówek seks jest smutnym obowiązkiem. Bat Sheva Marcus uczy je, jak uczynić go choć trochę przyjemniejszym.
Po ceremonii młoda para po raz drugi w życiu będzie miała okazję porozmawiać.Getty Images Po ceremonii młoda para po raz drugi w życiu będzie miała okazję porozmawiać.

Pacjentka, dwudziestokilkulatka, przyszła w stroju swojej żarliwie pobożnej sekty: ciemna garsonka z bezkształtną spódnicą dobrze za kolana, ciemne rajstopy, prosta bluzka zapinana pod samą szyję oraz peruka i szydełkowana czapka. Tak weszła do gabinetu doradczyni seksualnej na środkowym Manhattanie. Należy do izolującej się od świata wspólnoty w Borough Park na Brooklynie. Seks z mężem napawa ją wstrętem. Cierpi ból podczas stosunku i – co gorsza – nie odczuwa pożądania. Doradczyni Bat Sheva Marcus, która sama też jest ortodoksyjną Żydówką, od razu się zorientowała, że ból to wynik skurczu mięśni mającego źródło jeszcze w połogu. Można temu skutecznie zaradzić za pomocą rozszerzacza pochwowego i odbędzie się to bez sprzeciwu rabina.

Awersja do stosunku to już bardziej złożona sprawa. Na początku terapii Marcus przedstawia sposoby, po które kobieta mogłaby sięgnąć razem z mężem, by seks stał się dla niej bardziej pociągający. Na liście są sugestie z pozoru niewinne – czytanie romansideł, całowanie się przy zapalonym świetle, wkładanie koronkowej nocnej koszuli – i bardziej odważne, jak dotykanie przez męża łechtaczki i użycie wibratora. Kobieta ma przekazać listę mężowi, a ten zabierze ją do rabina, który orzeknie, co jest dozwolone. – Dowiedziała się, co to takiego łechtaczka i gdzie się znajduje, dopiero po trzecim porodzie – opowiada Marcus. Powiedziała położnikowi, że czuje ból, a ten opisał jej kobiecą anatomię.

Grzeszne myśli

Nawet tak podstawowa wiedza jest często niedostępna dla ortodoksyjnych pacjentek, w dużej części należących do wspólnoty Satmar, jednej z najradykalniejszych odmian chasydyzmu. Mieszkają na Brooklynie albo w Monsey, na północ od Nowego Jorku, wychowywane w całkowitej izolacji, w świecie pozbawionym świeckich książek, nie mówiąc już o telewizji czy internecie. Są pozbawione informacji, a ich umysły napełniono strachem przed seksualnością. – Dla nich to zero przyjemności. Nie mają nawet odpowiedniego słownictwa. Dajemy im ankietę do wypełnienia, a one pytają recepcjonistkę, co to jest orgazm – mówi Marcus. Gdy zaczyna dopytywać, czy kiedykolwiek były podniecone, nie rozumieją, o co chodzi.

Trudno powiedzieć, na ile powszechna jest niechęć do seksu wśród ultraortodoksyjnych Żydówek, zwłaszcza że sekt jest całe mnóstwo i różnią się zwyczajami. Wszystkie podzielają jednak pewien erotyczny ideał. Gdy młoda kobieta wychodzi za mąż – bywa, że za człowieka, z którym rozmawiała przed ślubem tylko raz – powinna mieć poczucie, że seks to błogosławieństwo, związek pełen szekinah, czyli bożego światła, a nie tylko bolesna lub odrażająca katorga reprodukcji. Żony, które nie radzą sobie z ideałem, rabini po cichu odsyłają pod opiekę Marcus. Jej zadaniem jest zaszczepić pożądanie do mężów.

53-letnia Bat Sheva Marcus sama rygorystycznie przestrzega zasad religii. Nogi ma zakryte za kolana, a ręce za łokcie. W jej synagodze na Bronksie mężczyźni siedzą oddzieleni od kobiet drewnianym przepierzeniem. Do czasu menopauzy przestrzegała zasad dotyczących menstruacji. Podczas okresu i siedem dni później – w sumie przez 12 lub więcej dni miesiąca, zanim poszła do mykwy, by zażyć rytualnej kąpieli – spała oddzielnie i nie dotykała męża. Będąc nieczystą, nie mogła mu nawet podać półmiska, choćby ich dłonie się przy tym nie stykały. Dotykanie jednego naczynia w tej samej chwili jest zakazane.

Mimo to dla każdego, kto żyje w świecie żydowskim, jasne jest, że Marcus nie należy do rygorystycznych haredim. Została wychowana i pozostaje w nurcie współczesnej ortodoksji, ale nie ultraortodoksji. Nie zapina się pod samą szyję. Czasem nosi spodnie. W jej synagodze kobiety siedzą po jednej stronie, a nie z tyłu, za mężczyznami. Zachęca się je do modlitwy na głos, a nie do szeptu, jak u ultraortodoksów, którzy się obawiają, że kobiece głosy będą sprowadzać na mężczyzn grzeszne myśli.

Marcus ma łzy w oczach, gdy opowiada, jak ortodoksyjny judaizm, a zwłaszcza najbardziej restrykcyjne odłamy haredim, tłamszą kobiecy erotyzm. Wpajają wstyd i niemal apokaliptyczne przerażenie w obliczu seksu. Nauczają, że jeśli zasady cnijut, czyli skromności, zostaną złamane, skończy się to nieszczęściem. Pewien rabin haredi porównał erotyzm do energii jądrowej: seks może sprowadzić na świat kataklizm, ale jego „ostrożne uregulowanie” może połączyć parę z Bogiem i prowadzić do transcendencji.

Podręcznik panny młodej

Cała edukacja seksualna kobiet haredim odbywa się z reguły tuż przed ślubem, często podczas spotkań z żoną rabina, która przekazuje święte zasady. Najważniejsza z nich to swoista kwarantanna towarzysząca menstruacji. Na koniec następuje podsumowanie tego, co dozwolone i niedozwolone w sypialni przez resztę miesiąca, plus ograniczone do minimum wskazówki praktyczne, jak np. sugestia, by używać środków nawilżających podczas stosunku.

Marcus pokazuje podręcznik panny młodej. Wręcza się go przedstawicielkom współczesnej ortodoksji; jest więc stosunkowo postępowy i np. dwukrotnie wspomina o łechtaczce. I tak jednak przemożny nacisk położono w nim na odpowiedzialność żony za utrzymanie związku w granicach prawa religijnego. „Talmud naucza, że podczas współżycia małżeńskiego mąż nie może całować ani patrzeć na makom erwah, intymne miejsce żony”. Światła wygaszone, ciała okryte kołdrą, pozycja oczywiście klasyczna... Kobieta ma zadbać, by seks pozostał cnotliwy i uduchowiony. Tyle jeśli chodzi o współczesną ortodoksję – kobiety haredim są pod znacznie większą presją. Dla nich sypialnia jest jak talmudyczne pole minowe, gdzie jeden niewłaściwy ruch może spowodować katastrofę.

Marcus mówi, że gdy zaczyna terapię z nową pacjentką, czuje się „jak na dnie kanionu” i musi znaleźć „miejsce, skąd zaczniemy wspinaczkę”. Delikatnie pomaga kobietom przypomnieć sobie chwile, niedawne lub jeszcze z czasów dziewczęcych, „kiedy poczuły jakiś dreszcz, dziwny skurcz tam na dole, uczucie gorąca w okolicy genitaliów”, choć mogły nie rozpoznać tych doznań jako seksualnych. Przełamując ich konsternację, nakłania niechętne, mówiące bezbarwnym głosem pacjentki, by sobie przypomniały ulotne doświadczenia, powiązały je ze sferą erotyki i zrozumiały, że to coś pozytywnego.

– To mi daje właściwe oparcie. Wtedy możemy zacząć wędrówkę w górę kanionu. Muszę pokonać ich strach. Myślą sobie: „Skąd mam wiedzieć, czy to, do czego mnie prowadzisz, nie sprawi, że będę chciała zrobić coś strasznego?” – opowiada Marcus. Przypomina im wtedy, że Bóg pragnie, aby mąż i żona byli sobie bliscy, i zapewnia, iż wiedzie je „ku lepszemu małżeństwu, bliżej Boga”.

Swoje powołanie znalazła dzięki ojcu. Absolutnie nie jest feministą, ale był zbulwersowany faktem, że gdy wszystkie jego dzieci poszły do ortodoksyjnych szkół, w piątej klasie tylko jej bracia zaczęli studiować Talmud. Święty tekst nie był przeznaczony dla dziewczynek. Dziś niektóre gałęzie ortodoksji zmieniły już zdanie. Wówczas, przydzielając w domu córkom strony Talmudu do czytania od czasu, gdy skończyły 10 lat, pokazał im drogę do niezależności.

Wybrała świecką szkołę średnią, po części dlatego, że jedyna szkoła religijna dla dziewcząt wydawała się jej zbyt opresyjna. Jednak jeszcze w okresie licencjatu wszystko, co się wiązało z erotyką, napełniało ją wstydem. Ojcu nie przeszkadzało, że studiowała Talmud, ale seks otaczało w domu całkowite milczenie. W koledżu nie mogła się zmusić do wypowiedzenia słowa „piersi”. Dopiero gdy poznała grupkę feministek z nurtu współczesnej ortodoksji, stopniowo odkryła, że jednak umie rozmawiać o seksie.

Rabin ma głos

Zaczęła pracę w jednej ze społecznych organizacji żydowskich. W 1998 r. spotkała w swojej synagodze urologa Michaela Wernera. Zaproponował jej posadę administratorki, a potem poprosił o pomoc w założeniu banku nasienia i kliniki leczenia bezpłodności. W roku 2000 otworzyli Medical Center for Female Sexuality, gdzie zajmowała się świeckimi pacjentkami z problemami seksualnymi, takimi jak niskie libido, pracując jednocześnie nad doktoratem z zakresu seksualności.

Pięć lat temu trafiły do niej pierwsze kobiety haredim, skierowane przez pewnego rabina, który pragnie zachować anonimowość. Jest on związany z ortodoksyjną organizacją zajmującą się płodnością. Doradza kobietom i parom, którym problemy z seksem utrudniają poczęcie dzieci lub zagrażają małżeństwu. Inni rabini podsyłają mu pacjentki szukające pomocy, więc nasłuchał się niemało o niechęci kobiet wobec seksu.

Z pozoru brzmi to nieprawdopodobnie, ale wśród haredim rabini mają rozstrzygający głos w prywatnych sprawach, nawet jeśli chodzi o ciało kobiety. Gdy żona nie jest pewna, czy zaczął się już okres, wkłada majtki do plastikowego woreczka, który mąż zabiera do rabina. Ten je bada i wydaje autorytatywną decyzję. Przez lata rabin wysyłał kobiety na badania do ginekologów lub – w ostateczności – do świeckich doradców seksualnych. Rezultaty były słabe. Nawet jeśli pacjentki zachodziły w końcu w ciążę, w większości przyznawały, że wciąż czują niechęć do seksu. W końcu rabin dowiedział się od doktora Wernera o Bat Shevie Marcus. Zachęcił go fakt, że terapeutka należy do ortodoksji, poczytał świadectwa pacjentek na stronie ośrodka, spotkał się z nią osobiście i postanowił spróbować. Później w jego ślady poszli inni rabini i teraz haredim stanowią około 20 proc. pacjentek Marcus.

– Byliśmy zdumieni efektami – przyznaje rabin w imieniu kolegów po fachu. Nawet osoby, które wcześniej bezskutecznie próbowały terapii, zaczęły opowiadać o pożądaniu wobec męża, o szczęściu, oznakach obecności szekinah w sypialni. – Jeśli chodzi o pomoc tym młodym kobietom, ona jest jak Einstein naszych czasów – mówi z entuzjazmem. Uważa, że wiara religijna i wiedza Marcus szczególnie ją uwrażliwiają, co ułatwia zdobycie zaufania kobiet. – Nie czują się u niej jak pacjentki, które przychodzą z ulicy, ale jak jej córki jedynaczki.

Znaczący pocałunek

Gdy Marcus zasugerowała pacjentce czytanie romansów, nową koszulę nocną i całowanie przy świetle – jako sposób na wydobycie seksu z mroku, z dala od nauk o strachu i wstydzie – kobieta odparła, że chętnie spróbuje, jeśli tylko zgodzi się rabin. Od razu jednak oznajmiła, że czuje niepokój. Nie chciała, żeby w jej intymne stosunki z mężem wdarła się wulgarność. – Nie chcemy myśleć o tym tak, jak myśli tamten świat – powiedziała. Wkrótce potem przekazała, że rabin wykluczył wszystkie trzy pomysły. Wcześniej przestrzegł też przed dotykaniem łechtaczki, o co mąż pytał po wizycie żony u ginekologa. Teraz jednak decyzja została zmieniona: mąż może jej dotykać, jeśli to naprawdę konieczne, żeby osiągnęła podniecenie. Podobnie niechętnie rabin zaaprobował wibrator.

Logika tych rozstrzygnięć może się wydawać pokrętna, a w dodatku różni rabini wydają różne decyzje, ale wygląda na to, że chodzi o wytyczenie granic między sferą fizyczną a psychiczną. Wibrator można traktować jak jeszcze jedno urządzenie o przeznaczeniu medycznym, a pikantna powieść lub wyszukana bielizna może wywołać duchowe szkody. Aby ominąć zakaz czytania – choćby nawet łagodnej – pornografii, Marcus skorzystała kiedyś z pomocy kuzynki, która studiowała pisarstwo. Tak powstała superlekka pornograficzna nowelka dla haredim, w której w kulminacyjnym punkcie chasydzki mąż gładzi biodra w pełni ubranej żony i daje jej „znaczący pocałunek”. Okazało się jednak, że uniesienia o takiej temperaturze nie miały spodziewanych walorów terapeutycznych.

Zachęcanie pacjentek do używania wibratora to dla Marcus kolejny poziom wtajemniczenia, oparty na ich wspomnieniach o wczesnych doznaniach seksualnych. Choć napomyka o wibratorach już podczas pierwszych sesji, do korzystania z nich zachęca dopiero później. Najpierw trzeba wzmocnić zaufanie, raz po raz zapewniając, że wszystko się odbywa – jak pragnie Bóg – dla dobra małżeństwa. Prosi kobiety, by się uczyły swojego ciała, używając rąk, gdy są same. Nie wiedzieć czemu, tylko nieliczne uznają, że i tu muszą prosić rabina o zgodę. Ta, która zrobiła tak ostatniej jesieni, dostała odmowę. Marcus osobiście zwróciła się wówczas do rabina, co robi bardzo rzadko, i uważając na to, by nie użyć słowa „masturbacja”, otrzymała zgodę dla pacjentki.

Siła rytuału

Po kilku sesjach Marcus pokazała jej wiklinowy kosz, z którego wyłożyła na stół całą kolekcję wibratorów, od malutkich modeli na baterię po podłączane do kontaktu urządzenie wielkości przedramienia. Kobieta posłusznie wybrała sobie jeden do domu, ale jasno zaznaczyła, że nie zamierza przedłużać przyjemności aż do szczytowania, o którym bardzo taktownie opowiadała terapeutka. Przez kolejne miesiące niechęć wobec orgazmu nie ustąpiła. Kobieta chciała dać się podniecić, by się otworzyć na współżycie i uczuciowe zbliżenie z mężem. Nie chciała jednak wykroczyć poza ten święty cel.

– Mówię im, że wyznajemy te same wartości, ale w pewnym sensie nie jestem całkiem szczera – tak Marcus opowiada o zdobywaniu zaufania haredim. Prowadzi coś w rodzaju prywatnej krucjaty, chcąc wprowadzić erotyzm do żydowskiej ortodoksji, edukując na temat orgazmu i anatomii przyjemności. Nie znaczy to jednak, że łatwo jej pogodzić krytycyzm wobec reguł ortodoksyjnego judaizmu z własną surową wiarą. Milczy, wdycha, a w końcu ma łzy w oczach, pytana, czemu nie wystąpi przeciw ograniczeniom związanym z menstruacją, choć sama twierdziła, że mogą one utrudnić kobiecie pogodzenie się z własnym ciałem i seksualnością.

Podkreśla, że praktyki religijne są dla niej niezbędne. – Jestem częścią systemu, który jest mi drogi, który kocham – deklaruje. Dodaje, że zasady rządzące seksualnością mogą uwznioślić seks. Znajduje też słowa pochwały dla regulacji menstruacyjnych. Narzucona separacja w praktyce pomagała jej przywrócić popęd seksualny, mimo chaosu wywołanego obecnością czeredy dzieci w domu, a w pewien trudny od opisania sposób comiesięczne oczyszczenie w mykwie „sprawiało, że zbliżenie znów było piękne, święte – taka jest siła rytuału”.

Sprzeczności bywają rozdzierające; pierwiastek represyjny i transcendentny są w ortodoksji nierozerwalnie związane i chwilami błogosławieństwem jest nie zagłębiać się w rozważanie tych paradoksów. – Prawo żydowskie jest wplecione w codzienne życie. Często po prostu się nad tym nie myśli – podsumowuje Marcus. Do rozmyślań i do mocowania się z samą sobą zmusza ją jednak praca. Bat Sheva Marcus jest ucieleśnieniem sprzeczności, przezwycięża je i nie pozwala, by podważyły jej determinację. Jak mówi, podążą za pragnieniem, by mniej kobiet żyło w mroku.

na podst. The New York Times

 

Kim są haredim?

Wyznawcy najbardziej ortodoksyjnego odłamu judaizmu. Odrzucają państwo świeckie i większość aspektów współczesnego społeczeństwa. Dzielą się na różne sekty. Niektórzy nie pracują, poświęcając się całkowicie studiowaniu pism żydowskich. W domach nie mają książek ani telewizji, zabraniają kobietom prowadzić samochód. W Izraelu jest ich około 800 tysięcy, mniejsze grupy mieszkają w Stanach Zjednoczonych, głównie w Nowym Jorku. Dla wielu językiem ojczystym jest jidysz.

06.03.2015 Numer 05.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną