Bliski Wschód

Salwy śmiechu

Satyra arabskiego komika

Numer 24.2015
Ali al-Kasem, prezenter „Państwa przesądów”, z którego śmieje się wolny Irak. Tytuł jest grą słów: „Dawlat al-churafa” zamiast „Dawlat al-chalifa” (Kalifat). Ali al-Kasem, prezenter „Państwa przesądów”, z którego śmieje się wolny Irak. Tytuł jest grą słów: „Dawlat al-churafa” zamiast „Dawlat al-chalifa” (Kalifat). AFP / East News
Jak powstrzymać terror Państwa Islamskiego? Kilku irackich dziennikarzy i ludzi mediów postawiło na humor.
Egipt śmieje się dziś ciszej. Basem Jusef wskutek szykan zrezygnował z występów. A ściślej: to z niego zrezygnowano.Reuters/Forum Egipt śmieje się dziś ciszej. Basem Jusef wskutek szykan zrezygnował z występów. A ściślej: to z niego zrezygnowano.
Irakijczyk Ahmad Albaszer był kiedyś reporterem. Doszedł do wniosku, że satyryczne show przybliży ludziom politykę. Dla bezpieczeństwa nadaje z Jordanii.Reuters/Forum Irakijczyk Ahmad Albaszer był kiedyś reporterem. Doszedł do wniosku, że satyryczne show przybliży ludziom politykę. Dla bezpieczeństwa nadaje z Jordanii.

Państwo Islamskie (PI) budzi przerażenie mieszkańców zajętych przez siebie ziem. Całe obszary Syrii i Iraku objęte jego panowaniem spowiła zasłona strachu. Jak ludność żyjąca w cieniu zagrożenia terrorem może się przed nim bronić? Według jednego z irackich dziennikarzy dobrym sposobem jest wyśmianie zagrożenia. Od wieków ludzkość radziła sobie ze strachem poprzez wyszydzanie jego przyczyn. Od dowcipów opowiadanych przez mieszkańców zajmowanych w czasie wojen miast po karykatury wojenne, bezlitośnie punktujące wady wrażych liderów. Podobne podejście postanowił zastosować Ali al-Kasem, prezenter prowadzący program telewizyjny „Państwo przesądu”, nadawany w irackiej telewizji publicznej Irakija. W walce z islamistami – zamiast kul i naprowadzanych laserowo pocisków – postanowił użyć komedii.

„Śpiochy” nie śpią

W jednym z klipów mężczyzna w stroju diabła, łudząco podobny do przywódcy Państwa Islamskiego, Abu Bakra al-Bagdadiego, wysiaduje wielkie jajko, z którego ma się wykluć „nowy porządek świata”. W innym filmiku islamiści wyzywają najlepszych piłkarzy świata na „mecz śmierci”, w którym po utracie pierwszej bramki porywają dziecko sędziego, a gdy to nie pomaga, dokonują egzekucji rywali, zdobywając puchar w kształcie odciętej głowy. – Wyśmiewając ich, pokazuję widzom, że fanatyków nie trzeba się bać – tłumaczy Kasem.

Humor w jego programie to nie tylko niewinne wygłupy, ale ostra, polityczna satyra. W jednym z klipów kowboj symbolizujący Stany Zjednoczone i człowiek z rogami diabła prowadzą dżihadystów przez pustynię. W następnej scenie kowboj zaprasza diabła do swojej wybranki, żydowskiej księżniczki noszącej na szyi olbrzymią gwiazdę Dawida. W filmiku pojawia się też kobieta w dużych okularach przeciwsłonecznych i charakterystycznym zielonym garniturze, aluzja do Szejki Mozah, pierwszej damy Kataru. Scena ilustruje powszechny w Iraku pogląd, że PI zostało stworzone pospołu przez Amerykanów, Izraelczyków i monarchów z Zatoki Perskiej.

Potwierdzeniem tej tezy jest również kolejna scena, w której z jajka wysiadywanego przez diabelski sobowtór kalifa wykluwa się mały bojownik dżihadu zwany „dekapitatorem”. W ostatniej scenie świeżo wykluty dżihadysta prowadzi na apel byłych wojskowych związanych z iracką partią BAAS, a zaraz po złożeniu przez nich przysięgi ścina im głowy. Jak każda satyra, również i ta niesie za sobą przesłanie: jeżeli się przyłączysz do PI, i tak obróci się to przeciw tobie.

Program jest niezwykle popularny, zwłaszcza wśród bagdadzkiej klasy średniej. Autor przyznaje się do inspiracji amerykańskim komikiem Jonem Stewartem, który przez kilkanaście lat w programie „The Daily Show” naśmiewał się z absurdów amerykańskiej i światowej polityki. Kasem widzi w nim idola, ale wie, że podobna audycja w Iraku musi wyglądać zupełnie inaczej i wiąże się z wieloma zagrożeniami. – Napotkaliśmy wiele trudności, niektórzy wykonawcy bali się wziąć udział w nagraniach z obawy o własne bezpieczeństwo. Ci jednak, którzy występują, robią to przede wszystkim ze względów ideowych. To patrioci, którzy kochają Irak i czują, że obrona własnego narodu jest warta ryzyka – mówi prezenter.

– Robienie komedii o Państwie Islamskim jest jak rozbrajanie tykającej bomby. Jeden błąd i możesz zginąć – zauważa Tair Szijad, jeden ze scenarzystów. Po chwili dodaje jednak ze śmiechem, że na razie jakoś się udało uniknąć wybuchu. Ale przyznaje, że jemu i kilku innym członkom ekipy grożono śmiercią. W obawie przed odwetem „uśpionych komórek” islamistów odpowiedzialnych za prawie codzienne eksplozje samochodów pułapek w Bagdadzie część wykonawców poprosiła o pominięcie ich nazwisk w napisach.

Uzbrojeni w fałszywe brody, tanią scenografię i teledysk z gościnnym występem szatana, Stalina i Jokera, filmowcy z Bagdadu starają się osiągnąć to, co się nie udało irackiemu państwu i siłom Zachodu – wygrać wojnę o rząd dusz z bojownikami PI. Aktor Wisam Abd Wahad wcześniej grywał amantów w serialach. W show Kasema islamiści mianowali go ministrem obrony. Jego głównym zadaniem jest wysadzanie budynków i zlecanie egzekucji. Wahad nie musiał długo czekać na reakcje sympatyków PI. Wobec pogróżek aktor zlikwidował swój profil na Facebooku i zmienił adres e-mail. Rodzina nie pozwala mu opuszczać domu po powrocie z pracy, do której każdego dnia udaje się inną drogą, by ograniczyć ryzyko zamachu.

Wahad wspomina, że zapragnął dołączyć do obsady, gdy tylko przeczytał pierwszy szkic scenariusza. Chciał wnieść swój niewielki wkład w obnażenie hipokryzji szerzącej się w szeregach islamistów, których postawa stoi w jaskrawej sprzeczności z prawami islamu. Podobne motywacje mają inni aktorzy. – Chciałem pomóc w walce z fanatykami. Aby zatrzymać terroryzm, należy powstrzymać Państwo Islamskie. Fizycznie i w duszach obywateli – deklaruje Odaj Abdul Satar, grający uzbrojonego w kordelas cholerycznego karła, poplecznika wodza terrorystów.

– Nie jesteśmy dobrzy w strzelaniu. Nasza specjalność to słowo i pomysł. Nie jesteśmy żołnierzami, ale wierzymy, że poprzez swoją twórczość możemy się przyczynić do ostatecznej porażki islamistów. Wizerunek, jaki wykreowało Państwo Islamskie, wygląd i bezwzględność jego bojowników są przerażające. Przedstawiając tę organizację w krzywym zwierciadle, możemy pomóc zwykłym ludziom w przezwyciężeniu strachu – tłumaczy Kasem. Wtóruje mu Szijad, który twierdzi, że kolejne odcinki pisze jako remedium na strach Irakijczyków wobec terroru. – Mieliśmy dwie opcje: tragedię lub komedię. Wybraliśmy komedię. Wywołuje bardziej pozytywne reakcje – kwituje Szijad.

Akcja finansowanych przez państwo filmików toczy się w fikcyjnym mieście zajętym przez islamistów. Kreując wizerunek bezwzględnych bojowników, okazują się grupą dziwaków, nierozgarniętych pomyleńców i pijaków, nierozumiejących lokalnej społeczności. Zasięg publicznego nadawcy daje możliwość dotarcia do północnej i zachodniej części Iraku, gdzie władzę dzierży już PI. Pierwsza seria zakończyła się po 30 odcinkach, które ukazywały się na antenie regularnie i bez zakłóceń, każdego wieczoru o 21.00. Producenci otrzymali tysiące telefonów i wiadomości z gratulacjami i podziękowaniami. Mieli też sygnały od służb bezpieczeństwa, że przywódcy islamistów uznali ich za jedno z najważniejszych zagrożeń w kraju. – Są wściekli na nasz program. Nienawidzą tego, co robimy – przyznaje Szijad.

Wolność jest możliwa

Nie tylko twórcy „Państwa przesądu” próbują walczyć satyrą ze strachem Irakijczyków. Ahmed Albaszer, jeden ze znanych dziennikarzy, zamienił stanowisko w „poważnych” mediach na program satyryczny. On również tłumaczy swoją decyzję chęcią walki z ekstremizmem. Ze względów bezpieczeństwa jego show powstaje w Jordanii, ale ekipa składa się prawie z samych Irakijczyków. Już przed wypuszczeniem pierwszego odcinka Albaszer wiedział, że tematyka audycji przysporzy mu wrogów. – Otrzymywałem groźby ze strony nie tylko terrorystów, ale nawet islamskich duchownych – mówi.

Nie zamierza się ukrywać poza krajem. – Moim marzeniem jest powrót do ojczyzny i  nagrywanie w Bagdadzie. Przy zachowaniu tej samej swobody przekazu – dodaje prezenter. Jego program można zobaczyć tylko na YouTube. Pierwszy epizod zdobył prawie 84 tys. odsłon w ciągu zaledwie dwóch tygodni od debiutu. Albaszer zaczynał jako dokumentalista. Prowadził też talk show. – Pod koniec 2011 r. postanowiłem skierować go na bardziej satyryczne tory. Od razu wzrosła jego popularność – wspomina.

Programy Albaszera, Kasema i innych arabskich komików, Ammara al-Wailiego i Abdullaha as-Sahlaniego, nadawane są także na kanałach satelitarnych, ale największą popularność zdobywają na YouTube. – Irakijczycy są zmęczeni tradycyjnym sposobem przedstawiania ich problemów i dlatego wybierają satyrę, która w bardziej atrakcyjny sposób pozwala im być na bieżąco z polityką – cieszy się Albaszer. W pierwszym odcinku zabrał się za konflikty religijne w irackim społeczeństwie. Wyszydził zarówno szyickich, jak i sunnickich duchownych siejących niechęć do innowierców, którym zarzucają m.in. brak przyzwoitości, jednocześnie mamiąc wiernych mirażami z erotycznym podtekstem. W drugim odcinku zadarł z władzami w Bagdadzie, wyśmiewając premiera Hajdara al-Abadiego. – Chcę pokazać, że wolność słowa w Iraku jest możliwa. Irakijczycy zawsze popierali demokrację, a satyra polityczna jest jednym z najważniejszych symboli wolności – deklaruje Albaszer.

Los Angeles Times, The Daily Telegraph

***

Wiosna dawno minęła

Egipski komik Basem Jusef przetrwał dwóch prezydentów. Trzeci powiedział: „Wystarczy”.

Nazywają go egipskim Jonem Stewartem. Basem Jusef, z wykształcenia kardiolog, wpadł na pomysł poprowadzenia satyrycznego show „AlBernameg” w telewizji CBC jeszcze za panowania Hosniego Mubaraka. Wyśmiewał hipokryzję i małostkowość współczesnych Egipcjan, duchowieństwa, a przede wszystkim elit politycznych. Od początku program spotykał się z silną krytyką obozu władzy, a prowadzący niejednokrotnie musiał przerywać nadawanie ze względu na niekończące się prześladowania i procesy – głównie o obrazę uczuć religijnych.

Po wybuchu arabskiej wiosny nadal wytykał błędy kolejnym rządzącym Egiptem. Żadna z frakcji, które rządziły krajem, zarówno Bractwo Muzułmańskie popierające eksprezydenta Mursiego, jak i obecne środowiska związane z armią nie szczędziły mu przykrości. Po trzeciej serii komik postanowił zakończyć działalność. Wobec nacisków współpracowników prezydenta Sisiego kierownictwo stacji cofnęło swoje wsparcie dla satyryka. Jusef zdawał się przewidywać koniec programu. W jednym z ostatnich odcinków, kiedy żartował, że „nikt nam nie będzie mówił, co mamy mówić”, tajemnicza ręka spod biurka podmieniała mu kartki. Zmęczony kolejnymi prześladowaniami i rozczarowany oportunizmem swoich szefów, wyjechał do Stanów Zjednoczonych.

Time

27.11.2015 Numer 24.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną