Miasto, gdzie zniknęły liście
Syria - na ratunek oblężonym
Elizabeth Hoth od trzech lat jest przedstawicielką Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Syrii i widziała już niejedno. Jednak nawet ona była zaszokowana, gdy przyjechała do oblężonego od pół roku miasta Madaja wraz z pierwszym od wielu miesięcy konwojem humanitarnym z żywnością dla głodującej ludności. Zwykle takie konwoje witane są z wielką radością, ale w Madai było inaczej. – Dzieci się nie uśmiechały. Były zmęczone i chore. Mówiły, że są już zbyt słabe, żeby się bawić – opowiada.
Wielu głodujących ludzi nie miało siły, by wyjść z domu, więc przedstawiciele WHO musieli iść od drzwi do drzwi, by się przekonać na własne oczy, że sytuacja jest rzeczywiście tak straszna, jak donoszą lekarze z 40-tysięcznej Madai. Według ich raportów 300–400 osób potrzebuje „natychmiastowej specjalistycznej opieki medycznej”. Od października ub.r. doktorzy nie mają darmowych lekarstw, a pacjenci wolą wydawać pieniądze na jedzenie.
Bez psów i kotów
– Pewna starsza kobieta nie jadła od 20 dni, znaleziono ją nieprzytomną na ulicy. Rozmawiałam z 45-letnim, poważnie niedożywionym mężczyzną, który ledwo mówił. Był zupełnie odwodniony, miał żółtą skórę i bardzo cierpiał. Gdy byłam w ośrodku medycznym, przyniesiono nieprzytomną ciężarną kobietę. Leżała przede mną, miała niski poziom cukru we krwi i brakowało jej jedzenia. Pielęgniarka nie miała nic, żeby jej dać – mówi Hoth.
Przed wojną do Madai chętnie przyjeżdżali zamożni mieszkańcy położonej 40 km dalej stolicy, którzy latem uciekali przed dusznym klimatem Damaszku. Teraz kilo ryżu kosztuje tu 300 dolarów. Niektórzy żywią się liśćmi, z miasta zniknęły psy i koty. – Ludzie umierają w zwolnionym tempie. Mieliśmy przed domem kilka doniczek z kwiatami. Wczoraj zerwaliśmy i zjedliśmy płatki, ale były gorzkie, niejadalne – relacjonuje przez telefon Louay, jeden z działaczy starających się przekazać światu wiadomość o tragicznej sytuacji mieszkańców.
Położona między Damaszkiem a granicą z Libenem Madaja jest ważnym punktem strategicznym pozostającym w rękach rebeliantów. Baszar al-Asad potrzebuje kontroli nad tym obszarem, by się połączyć z sojusznikami w Libanie. W lipcu Hezbollah i wojska rządowe rozpoczęły ofensywę na pobliskie miasto Zabadani, które stanowi wrota do Madai. Walki były bardzo zacięte i krwawe, obie strony wyrywały sobie z rąk każdy dom. Koalicji Hezbollahu i armii Asada udało się zamknąć duży oddział sił antyrządowych w okrążeniu, ale mimo ultimatum „poddajcie się lub gińcie” rebelianci nie złożyli broni. W końcu doszło do zawarcia ugody, przy mediacji ONZ, na mocy której rebelianci rozpoczęli wycofywanie się z Zabadani do północnej prowincji Idlib. Rząd wypuścił z więzień 500 bojowników, a rebelianci umożliwili ewakuację ludności prorządowej z dwóch miast na północy (Fua i Kafraja).
Po upadku Zabadani Madaja została odcięta od świata. Hezbollah i wojska rządowe otoczyły ją pierścieniem posterunków snajperskich, pól minowych i blokad drogowych. Jeśli nie liczyć krótkiego rozejmu na jesieni, do miasta nie docierają żywność ani leki. 7 stycznia Asad ugiął się pod międzynarodową presją i wpuścił do Madai konwój ONZ i WHO. Ciężarówki organizacji humanitarnych przywiozły żywność oraz zapasy medyczne, który powinny wystarczyć na miesiąc. Potem znów konieczna będzie pomoc. Nie chodzi tylko o jedzenie i leki, ale również o koce oraz zimowe ubrania. Madaja leży na wysokości prawie 1500 m n.p.m. Zimą pada tu śnieg.
Taktyka zamykania miast w okrążeniu i głodzenia mieszkańców jest okrutna, ale sprawdza się na tyle, że zaczęły ją stosować wszystkie strony konfliktu. Według oenzetowskiej agencji UNHCR w Syrii 4,5 mln ludzi mieszka na obszarach, do których ciężko dotrzeć, a 400 tysięcy – w 15 oblężonych miastach. Siły rządowe odcięły od świata kilka miast w okolicach Damaszku, rebelianci – Fuę i Kafraję, a Państwo Islamskie oblega Dajr az-Zaur we wschodniej części kraju.
Cywile zapłacą
W patowej sytuacji, jaka panuje w syryjskim konflikcie, wszyscy się zorientowali, że uderzenie w ludność cywilną jest nie tylko łatwe, ale również skuteczne. To metoda na dokonanie segregacji religijnej, etnicznej oraz politycznej bez użycia bezpośredniej siły. Przedstawiciele syryjskiego rządu twierdzą, że chętnie wypuściliby cywilów z Madai, ale nie pozwalają na to tamtejsi bojownicy. Po wyczyszczeniu przedpola Damaszku z przeciwników Asada będzie można zacząć odzyskiwanie utraconych połaci kraju na północy. A rebeliantom zależy na skonsolidowaniu własnego terytorium i dlatego chcą zmusić zwolenników strony rządowej do opuszczenia domów na północy.
Fakt, że konwój z pomocą humanitarną zostanie wpuszczony do jednego czy drugiego miasta, nie jest jeszcze powodem do radości. To tylko jedna chwila wytchnienia w powolnej agonii, jaka pochłania Syrię i jej mieszkańców. Tę wojnę trzeba natychmiast zakończyć. Światowe potęgi poniosły klęskę i nie zdołały nawet posunąć konfliktu w stronę rozejmu. Bombardowania tylko skomplikowały działania humanitarne. Jeśli negocjacje nie przyniosą szybkiego politycznego porozumienia, to siły zewnętrzne interweniujące w Syrii powinny ogłosić zawieszenie broni i znaleźć sposób, by wymusić je na swoich syryjskich sojusznikach. Tylko czy mieszkańcy Madai dotrwają?
BBC News, The Guardian, The New York Times
*
Więcej tekstów ze świata w dwutygodniku FORUM