Niepozorny grzybek, bardzo ceniony w medycynie chińskiej, przez lata zapewniał Tybetańczykom spore zyski. Aż tu raptem partia wtrąciła swoje trzy grosze. Po kiego grzyba?
W okolicach Yushu tego ranka nikt nie siedzi w domu. Żaden gospodarz nie myśli o oporządzaniu jaków. Żadna gospodyni nie krząta się po obejściu. Nawet szkoły zamknięto, bo uczniowie i tak nie przyszliby na lekcje. Mieścina zupełnie opustoszała, tak jak okoliczne wioski. Nadeszła pora roku, gdy większość Tybetańczyków zapomina o swoich normalnych obowiązkach i rzuca wszystko w kąt, aby się poświęcić dużo bardziej lukratywnemu zajęciu. Wylegają na okoliczne wzgórza, by tam na klęczkach szukać drogocennych skarbów.
13.11.2015
Numer 23.2015