Najpierw koronawirus, potem – powódź stulecia. A władza w jednym miejscu otwiera śluzy, w innym zamyka, ratuje jedno miasto, żeby zatopić inne. O przetrwaniu w prowincji Hubei.
Tylko najodważniejsi schodzą do jaskini. Tak było zawsze. Gdzieniegdzie szerokość korytarza pozwala zaledwie się przecisnąć, czasem woda sięga po pas. Młody mężczyzna mozolnie posuwa się naprzód. Światło latarki w jego telefonie nie sięga dalej niż na kilka metrów, szorty i koszulka lepią się od błota. Sandały zdjął już dawno, w środku można się łatwo poślizgnąć. Mówi, że kiedy był mały, droga zdawała się mu krótsza. Ale wtedy woda leciała tylko z nieba.
Powodzie są tu, w dolinie, równie wszechobecne jak góry.
13.08.2020
Numer 17.2020