Bilety lotnicze do Klużu-Napoki kupowaliśmy z duszą na ramieniu. O tym mieście nie wiedzieliśmy praktycznie nic – o wyjeździe zdecydował impuls, niewiarygodnie atrakcyjna wyprzedaż w jednej z linii lotniczych. Ponieważ kończyła się za kilka godzin, więc nawet nie było czasu, by dokładnie sprawdzić, co Kluż oferuje. Przyjęliśmy więc statystycznie, że coś w tym mieście musi być interesującego...
Pierwszy rzut oka do internetu nie nastrajał optymistycznie, bo większość opisów zaczyna się od słów: „duże, przemysłowe miasto w Rumunii”. No, ale skoro bilety były już kupione, wskoczyliśmy w samolot, by przez weekend dać Klużowi szansę. Nie zawiedliśmy się. Pomijając bowiem zakłady przemysłowe i blokowiska na peryferiach, Kluż-Napoka to piękne, średniowieczne miasto, a na dodatek ważny ośrodek akademicki, co nadaje mu niesłychanie fajny, studencki charakter. Niezależnie od kilku bardzo ciekawych zabytków i muzeów, których absolutnie nie można sobie odpuścić, ogromną frajdą jest po prostu wałęsanie się po kolorowych uliczkach, z przystankami w uroczych knajpkach pełnych młodzieży, by wypić piwo, lamkę wina lub przekąsić coś z tutejszych przysmaków.
Śladem Bema i Batorego
Nie da się dobrze zrozumieć historii i atmosfery Klużu, nie sięgając w przeszłość. Pierwsze wzmianki sięgają czasów rzymskich, gdy legioniści, podbijając Dację, założyli tu osadę, a potem kolonię Napoka. W 1270 roku węgierski król Stefan V nadał jej prawa miejskie i zachęcił do osiedlania się niemieckich osadników, co przyczyniło się do zmiany nazwy (Kluż to po niemiecku Klausenberg). W roku 1405 Kluż uzyskał status wolnego miasta, a ponieważ Węgrów i Niemców było tu mniej więcej po równo, król zarządził, by sędzią miejskim byli na zmianę Węgier i Niemiec. W 1541 roku Kluż wszedł w skład Księstwa Siedmiogrodu, a choć jego władcy mieli stolicę w Alba Iulii, to tu usadowiło się centrum gospodarcze i religijne.
Miasto silnie związało się z historią Polski. Stąd pochodził Stefan Batory, który w 1581 roku ufundował w Klużu wspaniałe kolegium jezuickie. Sto lat później miasto stało się głównym ośrodkiem działalności wygnanych z Rzeczypospolitej braci polskich (arian). A podczas wiosny ludów w 1848 roku zdobył je dowodzący węgierskimi oddziałami generał Józef Bem.
Przez setki lat, gdy odeszła stąd większość Niemców (na skutek tureckich najazdów i różnic religijnych), Kluż był najważniejszym węgierskim miastem w Siedmiogrodzie i drugim w Królestwie Węgier – po Budzie. W XX wieku Węgrzy dwukrotnie (po obu wojnach światowych) tracili miasto na rzecz Rumunii, na terenie której leży do dziś. A to oznaczało ogromne zmiany demograficzne – dziś Węgrzy stanowią tylko 20 proc. mieszkańców miasta (100 lat temu było ich 80 proc.). W czasie II wojny światowej zagładzie uległa też kilkudziesieciotysięczna społeczność tutejszych Żydów, którzy pozostawili jednak po sobie cenne zabytki, z synagogą na czele. Miasto przez wieki stanowiło więc bogatą mieszaninę różnych kultur i ta atmosfera w dużej mierze zachowała się do dziś.
Zwiedzanie zaczynamy od Piaţa Unirii, czyli Placu Unii, przy którym stoi gotycki kościół św. Michała. To największa świątynia w kraju, budowana od XIV do XV wieku. Warto zwrócić uwagę na przepiękny ołtarz, witraże, organy i oryginalną ambonę, a także na wiodący do zakrystii portal łączący cechy gotyku płomienistego i renesansu.
Plac otaczają kamienice z XVIII i XIX wieku, choć jest też kilka starszych, renesansowych i barokowych. W stylu barokowym wzniesiono położony na wschodniej pierzei pałac Banffy (zwany węgierskim, bo mieściła się tu siedziba węgierskich namiestników Siedmiogrodu). Do Piaţa Unirii wiedzie ulica (strada) Iuliu Maniu, zwana też ulicą lustrzaną. Dlaczego? Otóż kamienice stojące wzdłuż niej są swoim lustrzanym odbiciem. Nie od razu można to zauważyć, bo elewacje mają różne kolory, ale dość szybko orientujemy się w tej architektonicznej zabawie.
Następnie koniecznie trzeba skierować kroki na plac Avrama Iancu, przy którym znajduje się Teatr Narodowy, a przede wszystkim prawosławny sobór katedralny Zaśnięcia Matki Bożej. Wzniesiona niespełna sto lat temu świątynia miała być symbolem ostatecznego powrotu Siedmiogrodu do rumuńskiej macierzy. Zbudowano ją w stylu bizantyjskim, zauważyć można, że architekci wzorowali się na konstantynopolitańskiej Świątyni Mądrości Bożej (Hagia Sophia, obecnie zamieniona na meczet w Stambule). Po bokach obszernej nawy znajdują się balkony, zaś nad wejściem – balkon dla chóru. Całość oparta jest na 18 kolumnach, cerkiew zaopatrzono też w cztery wieże.
By dopełnić spaceru po najważniejszych świątyniach trzeba zajrzeć do kościoła reformowanego przy ulicy Universitatii oraz do synagogi neologicznej (węgierski odłam judaizmu) przy ulicy Horea. Wzniesiono ją w XIX wieku i chociaż była dwukrotnie niszczona (przez rumuńskich faszystów w latach 20. XX wieku oraz podczas II wojny światowej), do dziś służy gminie żydowskiej, jest też centrum pamięci o ofiarach Holocaustu.
Na chwilę odpoczynku najlepiej nadają się piękny ogród botaniczny oraz Park Centralny – ulubione miejsce spacerów mieszkańców Klużu. Nawet w bardzo upalne dni można tu znaleźć sporo cienia i chłodu, przyjemnie też jest wynająć niewielką łódkę i popływać po parkowym stawie. Miłośnicy starych nekropolii mogą wybrać spacer na cmentarz Házsongárd, gdzie od XVI wieku chowano mieszkańców miasta.
Drakula na weekend
Kluż-Napoka to także doskonała baza wypadowa do innych ciekawych miejscowości Transylwanii. Warto choć na jeden dzień wynająć auto, by rzucić okiem na położone w regionie perły architektury. Najbliżej jest do Sibiu (Sybin), uroczego, średniowiecznego miasteczka, do którego podróż samochodem zajmie nam około dwóch godzin. Kolejnych dwóch godzin potrzebujemy, by spokojnie pospacerować po dużym i małym rynku, zajrzeć do dawnego kościoła farnego (obecnie katedra ewangelicka) oraz wdrapać się na basztę i z wysokości rzucić okiem na malowniczą panoramę miasta, którą tworzą setki dachów przykrytych czerwoną dachówką.
Pozostałe warte odwiedzenia miejsca znajdują się już dalej, ale jeśli weekend w Rumunii możemy zaplanować na więcej niż dwa dni, to około 300 km od Klużu (czyli w granicach czterech godzin jazdy samochodem), a jednocześnie blisko siebie położone są Sinaia (z fantastycznym zamkiem rumuńskich królów), średniowieczny Braszów oraz Bran – zamek Drakuli.
***
Informacje praktyczne
• Do Klużu-Napoki z Warszawy lata LOT (od 349 zł w obie strony). Z tanimi przewoźnikami, takimi jak Wizz Air, można polecieć tylko z przesiadką i wyjdzie to drożej niż w LOCIE.
• Można też wybrać autokar (z przesiadką w Budapeszcie – ok. 300 zł w jedną stronę) lub pociąg (przez Wiedeń lub Budapeszt – ok. 400 zł w jedną stronę). Każda z tych opcji zajmie ok. 20 godzin i wobec cen biletów lotniczych nie wydaje się atrakcyjna.
• Spanie w Klużu nie jest drogie. Nocleg dla dwóch osób w przytulnym pensjonacie można znaleźć już od 20 euro za noc, a w drogich, eleganckich hotelach cena wzrasta do ok. 50 euro za dwójkę.
• Transport w mieście też jest tani – taksówka kosztuje ok. 1 zł za kilometr i można ją złapać praktycznie na każdym rogu; bilet autobusowy (3,5 zł) upoważnia do dwóch przejazdów (czyli tam i z powrotem dla jednej osoby lub w jedną stronę dla dwóch osób).
• Na wycieczkę do pobliskich zabytkowych miast najlepiej wynająć samochód, co można zrobić już od 70 zł za dobę.
• Walutą jest lej rumuński, odrobinę słabszy od złotego, dla wygody można przeliczać ceny w stosunku 1:1.