Gdy na zaproszenie fundacji Liberation Route Europe przyjechałem na początku września do Holandii, byłem prawdziwie zaskoczony, jak silna jest 75 lat po wojnie pamięć o polskich żołnierzach wyzwalających te ziemie spod hitlerowskiej okupacji. I nie jest to pamięć li tylko oficjalna, urzędowa. O roli naszych rodaków pamiętają zwykli, także młodzi Holendrzy, pomniki udekorowane są świeżymi kwiatami w biało-czerwonych barwach, a kolejne pokolenia przejmują pałeczkę, nie tylko nie pozwalając zaginąć pamięci o dokonaniach Polaków, lecz także (skutecznie!) walcząc z krzywdzącymi stereotypami, takimi jak próba odebrania zasług generałowi Sosabowskiemu przez brytyjskie dowództwo. Jeżeli więc macie ochotę na weekendową wycieczkę, łączącą poznanie wnętrza Holandii z łykiem narodowej dumy i wzruszenia, ruszajcie szlakiem Liberation Route.
O każdy metr ziemi
Zaczynamy od samego południa kraju, tam, gdzie Holandia styka się z Belgią. Centrum prowincji Zelandia jest Middelburg, piękne, zabytkowe miasteczko, w którego wyzwalaniu także brali udział Polacy. Najważniejszą interesującą nas tu atrakcją jest Muzeum Wyzwolenia Zelandii w Nieuwdorp. To prywatna placówka, której właścicielem jest pasjonat historii i jednocześnie wielki przyjaciel Polaków, Stef Traas. – Od wielu lat walczę o pamięć i docenienie zasług naszych aliantów, w tym Polaków, którzy oddali życie, by Holandia znów mogła być wolna – mówi szef muzeum. – Nie dostajemy wsparcia od rządu, czasem udaje się zdobyć jakieś granty albo pieniądze od rządu prowincji na konkretne projekty, jednak musimy utrzymać się sami – dodaje Traas.
Ma powody do dumy, bo nikt w małej, lokalnej wiosce nie spodziewałby się muzeum na europejskim poziomie, które właśnie przechodzi generalny remont i rozbudowę, by jeszcze lepiej zaprezentować swoje eksponaty. A jest tu wszystko: czołgi, amfibie, wozy bojowe, mundury. A także interaktywne instalacje pokazujące wyzwolenie Zelandii spod hitlerowskiej okupacji. – Zależy nam, by w nowej ekspozycji podkreślić czasem niedocenianą rolę polskich żołnierzy – mówi, oprowadzając nas po muzeum Wouter Hagemeijer, emerytowany wojskowy, dziś pracujący jako historyk wojskowości. I zabiera nas na zewnątrz, na ogromne tereny należące do muzeum, bo to, co zgromadzono w wystawowych pawilonach, to tylko cząstka ekspozycji.
Dopiero spacer po polu bitewnym daje prawdziwe wrażenie na temat tego, w jakich warunkach żołnierze Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka walczyli z Niemcami o każdą piędź holenderskiej ziemi. Warunki były niezwykle trudne, bo tutejsze poldery same w sobie stanowiły potężne fortyfikacje. Żołnierze czasem co kilkaset metrów musieli forsować kolejny kanał, budując polowe mosty pod morderczym ostrzałem prowadzonym z potężnie ufortyfikowanych i uzbrojonych betonowych bunkrów. Na terenach muzeum odnajdziemy wszystko: most pontonowy, bunkry i zapory. Dziś oczywiście jest tu sielsko, a nad brzegami kanałów statecznie spacerują wielkie czaple i kormorany, ale wystarczy przymknąć oczy, by wyobrazić sobie, jak trudne musiało być wyzwolenie każdego kilometra kwadratowego. Zwłaszcza że chętnie oferujący swą pomoc muzealni przewodnicy ze szczegółami opowiadają o krwawych zmaganiach sprzed lat.
Po wizycie w muzeum jedziemy na pobliskie pole bitwy z pomnikiem ku czci poległych Polaków, a potem w pobliże niewielkiego mostu nad kanałem w miejscowości Axel. Ku naszemu zaskoczeniu nosi on nazwę… Gdynia. Okazuje się, że tu żołnierze generała Maczka toczyli ciężkie boje, by przerzucić most pontonowy, pozwalający zaatakować Niemców i odbić kolejne kilometry terenu. W wiosce nieopodal trafiamy na kolejny polski cmentarz wojskowy. Jest utrzymany w niezwykłym porządku, nagrobki są odnowione, a wokół kwitną biało-czerwone kwiaty. Ten obrazek będzie się zresztą powtarzał na wszystkich odwiedzonych podczas tej wyprawy polskich cmentarzach wojskowych.
Z mostu Gdynia w Axel jedziemy do Terneuzen. To specyficzne miejsce, dziwny kawałek Holandii, związany geograficznie bardziej z Belgią. Lecz to właśnie tutaj zorganizowano początek hucznych obchodów wyzwolenia kraju. Do zabytkowego miasteczka zjechali przedstawiciele wszystkich wojennych muzeów Holandii oraz dyplomaci ze wszystkich krajów, których wojska brały udział w wyzwoleniu: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady i Polski. Zorganizowano arcyciekawe wystawy i prezentacje, ale najbardziej wzruszająca była uroczystość ku czci kombatantów ze wszystkich sojuszniczych armii.
Zasłużonych żołnierzy (także z Polski) witał w tym roku osobiście król Willem-Alexander z małżonką, a na morzu i w powietrzu trwała defilada samolotów i okrętów wojennych – zarówno współczesnych, jak i z epoki.
Brabancja pamięta
Potem spotkaliśmy się z aktywistami i historykami prowadzącymi program „Brabancja pamięta”. Zebrali oni 75 niezwykłych historii o ludziach, którzy 75 lat temu wyzwalali tę holenderską prowincję. Większość tych opowieści dotyczy polskich żołnierzy, których losy miotały po całym świecie, by w końcu w 1944 lub 1945 roku znaleźli się w Holandii, walcząc o „wolność naszą i waszą”.
To był początek naszej wizyty w Brabancji. Ruszyliśmy na cmentarz wojskowy w Bergen op Zoom. Leżą tam głównie żołnierze kanadyjscy, ale jest także kwatera polska, w której spoczywają nie tylko żołnierze generała Maczka, lecz także polscy lotnicy, którzy zginęli w misjach nad Holandią. Niezwykłym przeżyciem jest wizyta w zbudowanym obok cmentarza tzw. Dilemma Maze, czyli labiryncie, w którym współczesna artystka postanowiła postawić przed zwiedzającymi najważniejsze dylematy – zarówno te z czasów wojny, jak i zupełnie współczesne. Nie zdradzając dokładnej zawartości labiryntu (bo każdy powinien poznać je i rozstrzygnąć samodzielnie), powiemy, że przejście go jest doświadczeniem, jeśli nie mistycznym, to przynajmniej skłaniającym do bardzo głębokich i zaskakujących refleksji.
Polskę mam w sercu
Kolejnym przystankiem jest Breda, największe spośród holenderskich miast wyzwolonych przez Polaków. Tam naszym przewodnikiem jest Frans Ruczynski, dyrektor Muzeum Generała Maczka i opiekun miejscowego polskiego cmentarza wojskowego. Ojciec Fransa Ruczynskiego, przez wiele lat zawodowego oficera holenderskiej armii, był jednym z wyzwolicieli Bredy. Po objęciu władzy w Polsce przez komunistów po 1945 roku nie zdecydował się na powrót do Polski, lecz jak wielu naszych żołnierzy ożenił się z miejscową dziewczyną, dając początek tutejszej znaczącej Polonii. Po zakończeniu służby wojskowej Ruczynski całkowicie poświęcił się upamiętnianiu Polaków walczących o wyzwolenie Holandii. Jego zasługą jest projekt Muzeum Generała Maczka, które już niedługo otworzy swoje podwoje w Bredzie, stając się jedną z najnowocześniejszych placówek muzealnych w Holandii poświęconych dziejom II wojny światowej. – Prawie nic nie mówię po polsku, ale Polskę mam w sercu – deklaruje Ruczynski – i zabiera nas na wycieczkę po ważnych miejscach pamięci w okolicy. Odwiedzamy kilka pól bitewnych i pomników upamiętniających polski czyn zbrojny, między innymi w Kapelsche Veer. I tak jak na początku naszej wyprawy znów uświadamiamy sobie, w jak strasznych warunkach Polacy walczyli przeciwko hitlerowskim Niemcom, mając nadzieję, że walczą o powrót do Polski – a ta nadzieja dla wielu z nich do końca życia pozostała niespełniona.
Po spotkaniu z Fransem Ruczynskim ruszamy do kolejnego celu naszej wizyty: muzeum wyzwolenia Holandii przez siły sojusznicze w miejscowości Oosterbeek (Airborne Museum Hertenstein) w prowincji Geldria. To jedno z najciekawszych miejsc na trasie naszej wyprawy, po którym oprowadza nas kustosz muzeum, Anja van Velderen. – Muzeum umieściliśmy w zabytkowej willi, w której mieścił się sztab sojuszniczych sił inwazyjnych – mówi Anja van Velderen. – Po latach udało nam się dobudować kolejne skrzydła i stworzyć interaktywne muzeum II wojny światowej, a przede wszystkm – muzeum wyzwolenia naszej prowincji. Wędrując po piętrach willi, spotykamy wiele interesujących eksponatów, lecz najlepsza niespodzianka czeka w podziemiach. Stworzono tam interaktywną wystawę zwaną „wojenne doświadczenie”. Nie tylko eksponaty, lecz także scenografia oraz towarzysząca im muzyka i efekty dźwiękowe przenoszą nas w czasy wojny, gdy sojusznicze, w tym polskie wojska, oswobadzały tę holenderską prowincję podczas operacji Market Garden. Brała w niej udział Samodzielna Brygada Spadochronowa pod dowództwem generała Stanisława Sosabowskiego.
Później jedziemy jeszcze na pole bitwy pod Driel, gdzie spadochroniarze Sosabowskiego ratowali odwrót sił brytyjskich, lecz zamiast zyskać honor i uznanie, ich dowódca został pozbawiony komendy i oskarżony przez Brytyjczyków o spowodowanie klęski.
Przez wiele lat to właśnie miejscowi Holendrzy walczyli o dobre imię Polaków, apelując do swojego rządu o odrzucenie absurdalnych brytyjskich oskarżeń i oddanie zasług polskim wyzwolicielom.
W końcu się udało – holenderska królowa oraz rząd uhonorowali generała Sosabowskiego i jego żołnierzy, a w kościele w Driel powstało centrum informacyjne dokumentujące polski czyn zbrojny oraz monument upamiętniający polskich żołnierzy.
Nasza wycieczka zakończyła się w prowincji Drenthe. Znajduje się tam absolutnie niezwykłe, niewielkie muzeum, założone przez pasjonata II wojny światowej, Erika Zwiggelaara. Ten Holender przez ostatnich kilkanaście lat zbierał wojenne pamiątki, dokumentując historię kilku lat hitlerowskiej okupacji Holandii, a także walk o wyzwolenie. W niewielkim baraczku znajdziemy imponujące zbiory obejmujące mundury, broń, wyposażenie, a także niezliczone, unikalne dokumenty. – Od lat poluję na różne okazje na pchlich targach nie tylko w Holandii, lecz także w całej Europie oraz w internecie – opowiada Erik Zwiggelaar. – Mam nawet kolekcję japońskich, oficerskich szabel samurajskich – podkreśla z dumą. A że eksponaty już się przestały mieścić w niewielkim pomieszczeniu, do tego zaś niektóre się dublują, Erik otworzył mały sklepik przy muzeum. To raj dla miłośników militariów – za śmieszne pieniądze można tu na przykład zaopatrzyć się w kompletny mundur z czasów II wojny lub kupić wyjątkowo rzadkie pamiątki – np. ręczną wiertarkę, której używali polscy saperzy od gen. Maczka w 1945 roku (10 euro).
Ta wycieczka robi na mnie ogromne wrażenie. To niesamowite, jak Holandia pamięta.
***
Dziękuję fundacji Liberation Route Europe za pomoc w przygotowaniu tego artykułu.
***
Informacje praktyczne
• LOT z Warszawy do Amsterdamu (bez promocji) lata w obie strony za ok. 1000 zł, nieco tylko drożej kosztuje bilet KLM.
• Z Warszawy można też polecieć tanimi liniami Wizz Air do Eindhoven za 300–400 zł (nie wszystkie dni tygodnia).
• Dwójka w porządnym hotelu kosztuje ok. 70 euro za dobę, ale warto się rozejrzeć w ofercie, bo zwłaszcza po sezonie ekskluzywne hotele w zabytkowych budynkach oferują niezapomniany nocleg za podobną lub nieco tylko wyższą cenę.
• Wynajęcie samochodu to koszt ok. 25 euro za dobę.
• Bilety do państwowych muzeów dot. II wojny światowej z reguły są bezpłatne, te prywatne pobierają 5–10 euro za wstęp.