Nowotwór, kryzys małżeński, syn za kratkami. Michael Douglas w ostatnich latach nie miał lekko. Teraz błyszczy w filmie „Wielki Liberace” o homoseksualnym artyście estradowym.
Długo zastanawiał się pan, zanim przyjął propozycję zagrania roli Liberace’ego?
Nie. To wspaniała postać i scenariusz był znakomity. Na dokładkę Matt Damon miał grać razem ze mną. Cały pakiet był po prostu nie do odrzucenia. To moja najlepsza rola i najlepszy reżyser od czasu, kiedy zagrałem w „Wall Street”.
W filmie gra pan na fortepianie jak prawdziwy maestro...
Ależ co pan! To złudzenie… Ja w ogóle nie umiem grać na fortepianie.
22.11.2013
Numer 31/ 2013