Ku zaskoczeniu wszystkich gwiazdor filmów klasy B przeobraził się w wielkiego aktora. Oscar za rolę w „Witaj w klubie” tylko potwierdza, że Matthew McConaughey zmienił ligę.
Nie jest to typowy comeback. Matthew McConaughey nie staczał się jak Mickey Rourke; nie zniknął też na całe dziesięciolecie, jak niegdyś Dennis Hopper. Raczej, jak John Travolta, tonął na oczach wszystkich, pogrążając się w radosnej pustce komedii romantycznych. Wyglądało na to, że nawet jemu to odpowiada. Wskrzeszenia w oczach krytyki dostąpił w stylu Rourke’a z „Zapaśnika”, poprzez oczyszczenie i ofiarę z własnego ciała. Grając udręczonego kowboja Rona Woodruffa, McConaughey jest wymizerowany, nikczemny i rozedrgany.
14.03.2014
Numer 06/ 2014