Jeff Koons jest najlepiej zarabiającym artystą świata. Bardziej jednak przypomina dyrektora fabryki, która wypuszcza w świat limitowane serie coraz droższych dzieł.
W pracowni artysty miejsce klasycznych narzędzi zajmuje ogromny komputer. Nie ma tu poplamionych farbą palet ani bloków marmuru. Pół tuzina asystentów sprawnie wykonuje polecenia szefa. Wyglądają jak przyboczna gwardia pretorian, ale pełnią funkcję zewnętrznej pamięci Koonsa: przychodzą mu z pomocą, kiedy on sam nie może sobie przypomnieć liczby wystawionych dzieł czy nazwy jakiejś galerii.
Dla Koonsa jego pracownicy są jak palce u rąk. – To ja odpowiadam za każdy szczegół procesu.
26.06.2015
Numer 13.2015