Co czwarty mieszkaniec Libanu to uchodźca. Cierpliwość staje się tu dobrem rzadkim, zwłaszcza w stosunku do muzułmanów.
W tydzień po samobójczych zamachach, w których zginęło ponad 40 osób, wzmożonej czujności w mieście nie widać. Jedziemy z lotniska przez senne, opustoszałe przedmieścia Bejrutu, po których wiatr swobodnie przerzuca pozostawione na poboczach śmieci. Te wypiętrzają się w kolorowe pagórki, po których wałęsają się koty. W zasadzie to cud, że jedziemy. W zdezelowanym aucie nieokreślonej marki jest nas pięcioro – oraz bagaż: cztery wielkie walizy wypełnione kredkami, zeszytami i zabawkami dla małych uchodźców, trzy plecaki z rzeczami osobistymi, kamera wideo, aparaty oraz pięć kilo pierników upieczonych na święta przez siostry z Szymanowa, opatrzonych napisem „fragile”.
20.12.2015
Numer 26.2015