Od blisko dziesięciu lat pewien rybak z Tunezji grzebie znalezione na plaży zwłoki imigrantów. Lato to dla niego najbardziej pracowita pora roku.
Gdzie by go pochować? Obok faceta bez głowy? A może koło przepołowionej kobiety? Albo przy grobie tamtego truposza, po którym zostały tylko noga i biodro? Chamseddin Marzug powtarza w myślach tę makabryczną wyliczankę, odwożąc kolejnego nieboszczyka na cmentarz. Ludzkie szczątki w płóciennym worku cuchną tak strasznie, że wszystkie szyby i tylne drzwi dostawczaka muszą być cały czas szeroko otwarte. Inaczej w samochodzie nie dałoby się wytrzymać.
Tak wygląda ostatnia droga anonimowego nieszczęśnika, który kiedyś wyruszył z afrykańskiej wioski do Europy.
31.08.2018
Numer 18.2018