Płacą łapówki, skaczą przez zasieki, przechodzą w bród rzeki – byle uciec z Korei Północnej. A po jakimś czasie narażają życie ponownie – żeby tam wrócić. Proste jak drut kolczasty?
AP/East News
Panmundżom. Z Południa można popatrzeć na Północ ze współczuciem. Gdy jednak pojawiają się uciekinierzy, przyjęcie nie zawsze jest życzliwe.
W noworoczną sobotę, niedługo po zmroku, niewysoki, szczupły mężczyzna upatrzył sobie dogodne miejsce na jednej z najpilniej strzeżonych granic świata – kilkaset metrów od najbliższego posterunku wojskowego – i wspiął się na trzymetrowe zasieki z drutu kolczastego. Rozbłysły światła alarmowe, zawyły syreny. Uciekinier rzucił się biegiem przez przyprószoną śniegiem ziemię niczyją, ryzykując nadepnięcie na jedną z nieoznakowanych min z czasów stoczonej w ubiegłym wieku wojny. Jego sylwetka to pojawiała się, to znikała w kamerach termowizyjnych.
10.02.2022
Numer 04.2022