Rosja

Kołyska nadziei

Rosyjskie okna życia

Numer 23.2015
Pierwszy na Uralu „Bejbi Boks” otwarto w marcu 2014 r. koło cerkwi w Jekaterynburgu. Pierwszy na Uralu „Bejbi Boks” otwarto w marcu 2014 r. koło cerkwi w Jekaterynburgu. Tass / PAP
„Okna życia” są w Rosji nowością. Władze nie mają pomysłu na rozwiązanie problemu niechcianych dzieci, ale na ten sposób ich ratowania patrzą wrogo.
Okno ratuje życie nie tylko dziecku, ale i matce.Tass/PAP Okno ratuje życie nie tylko dziecku, ale i matce.

Kiedy usłyszałam, że wypisują mnie ze szpitala, byłam w rozpaczy. Nie wiedziałam, co robić. Myślałam, że będę musiała się go pozbyć. Matka przed porodem powiedziała mi, że nie będę mogła wrócić do domu z dzieckiem. Tylko sama. Wiem, że tak by było: nie wpuściłaby mnie z dzieciakiem za próg, ma żelazne zasady. To co ja miałam z nim zrobić? Zabić? – Margarita ociera wierzchem dłoni policzki, po których spływają łzy. Z trudem wypowiada słowa. Ma około 20 lat, pochodzi spod Moskwy. Typowa historia: narzeczony ją porzucił, gdy się dowiedział, że dziecko jest w drodze, rodzina powiedziała, że nie ma mowy o żadnym bachorze, na dodatek nieślubnym: w domu ciasnota, no i co sąsiedzi powiedzą?

Przed wyjściem ze szpitala znalazła w internecie adres moskiewskiego ośrodka Dom dla Mamy. Zgłosiła się. Dzięki temu ma opiekę psychologów i pracowników socjalnych. Podczas rozmowy trzyma na kolanach trzymiesięcznego Władika. – Gdyby nie ośrodek, doszłoby do tragedii – przyznaje drżącym z emocji głosem. Nie zawsze podrzucane są jednodniowe noworodki, zdarzają się i takie, które mają tydzień, a nawet ponad miesiąc.

Zdaniem Jeleny Kotowej, kuratorki programu fundacji Kołyska Nadziei, wiele kobiet, które nie zrzekły się dziecka w klinice położniczej, a znalazły się w krytycznej sytuacji dopiero po wyjściu ze szpitala (rodzice nie chcą przyjąć do domu, mąż odszedł, brakuje pieniędzy), uznaje po pewnym czasie, że jedynym wyjściem jest podrzucenie dziecka z powrotem do szpitala, gdzie rodziły. Czasem kończy się to tragicznie.

– Większość matek nie chce zabijać swoich dzieci, niektóre podrzutki umierają przez przypadek. Kiedyś kobieta włożyła dziecko do torby, którą zawiesiła na ogrodzeniu szpitala. Była przekonana, że ktoś zajrzy do środka, ale tak się nie stało. Maleństwo zmarło z powodu wychłodzenia organizmu.

Innym razem ktoś położył dziecko na trawniku pod szpitalem i przywiązał mu do nóżki balonik. Ten niezrozumiały eksperyment też się zakończył śmiercią. Więc może lepiej byłoby pozakładać więcej okien życia? – pyta Kotowa. W Rosji jest ich na razie 20. W Permie dzięki staraniom Kotowej uruchomiono trzy. Przy każdym znajduje się wywieszka z informacją o adresach i telefonach służb socjalnych zajmujących się kobietami w trudnej sytuacji.

Zaniosłabym na dworzec

Kobiety, które zwracają się do Domu dla Mamy, twierdzą, że gdyby nie pomoc ośrodka, porzuciłyby dzieci. – „Zaniosłabym na dworzec” – tak najczęściej mówią. Kiedy kobieta jest w ciąży, nie zastanawia się nad tym, co będzie po porodzie. Dopiero gdy dziecko przychodzi na świat, na głowę świeżo upieczonej matki zwalają się te wszystkie problemy, o których w ciąży starała się nie myśleć, bo były zbyt trudne do rozwiązania. I oto nagle staje z nimi twarzą w twarz i podejmuje nieprzemyślane decyzje, działa w panice, często doprowadzając do tragedii – mówi Maria Sienikowa z ośrodka.

– Trzy lata temu w podmoskiewskich Lubiercach w pojemniku na śmieci znaleziono porzucone dziecko. Żywe. Pogotowie zdążyło na czas, noworodek trafił do szpitala, odratowano go. Ale dwa tygodnie później w innym miejscu, też w śmietniku, znaleziono kolejnego. Tym razem było za późno, dziecko zmarło. Wtedy pomyślałam, że coś trzeba z tym zrobić – wspomina Tatiana Mielnik, lekarka ze szpitala rejonowego w Lubiercach, przy którym znajduje się okno życia. Umieszczono je od podwórka. Nad uchylną szybą z rysunkiem bociana niosącego w dziobie dziecko instrukcja informuje, jak ułożyć noworodka. Obok ktoś wydrapał na ścianie imię Krzysztof.

Z sąsiedniego okna wychyla się pielęgniarka. – Nie wiem, skąd się wziął ten napis, może to propozycja imienia dla któregoś z pozostawionych tu dzieci? – mówi. – Zwykle matki, pozostawiające w oknie malucha, dołączają też karteczkę z imieniem i datą urodzenia. Czasem także krótki liścik: „Bądź szczęśliwy, syneczku i wybacz mi” – opowiada Mielnik. Gdy w oknie pojawia się dziecko, sygnał powiadamia dyżurnego lekarza.

Noworodek przechodzi wstępne badania, następnie zawiadamia się urzędnika, który załatwia formalności. Zdarza się, że matka poniewczasie rozmyśla się i chce zabrać dziecko z powrotem. Procedura „zwrotu” zajmuje wiele miesięcy – wnioski o przywrócenie praw rodzicielskich rozpatruje sąd, potrzebna jest ekspertyza genetyczna, dużo papierkowej roboty.

– Kiedyś zgłosił się domniemany ojciec, dowiedziawszy się, co się stało. Ekspertyza genetyczna wykazała jednak, że nie jest biologicznym ojcem tego dziecka. Mamy do czynienia z różnymi sytuacjami – wspomina Kotowa. W ciągu trzech lat w 20 oknach pozostawiono 33 dzieci. To dużo czy mało? Czy warto rozwijać sieć ratującą młode życie? Paweł Astachow, pełnomocnik rządu ds. praw dziecka, twierdzi, że liczba dzieciobójstw w Rosji stale się zmniejsza.

– Na początku XXI w. odnotowywano 100–108 przypadków rocznie, w ostatnich latach mamy do czynienia z 70 przypadkami na rok. Sprawcy są wykrywani – relacjonuje. Jego zdaniem rozpowszechnienie okien życia będzie jedynie zachętą dla matek, które chcą się pozbyć dzieci. Inaczej na to patrzy Kotowa. Według niej dane cytowane przez Astachowa nie odzwierciedlają ani złożoności, ani skali problemu. W Rosji miesięcznie rejestruje się 12–23 przypadków śmierci porzuconych noworodków. Ile by uratowano, gdyby trafiły do okna życia?

Imię matki trzeba znać

Astachow zwrócił się do prokuratury generalnej z wnioskiem o stwierdzenie legalności zakładania takich okien, jako że anonimowo podrzucone dziecko zostaje pozbawione możliwości poznania imienia matki, co gwarantuje rosyjskie prawo. – Jeśli matka wyrzuci dziecko do kontenera na śmieci, to ono też nie pozna jej imienia. Choćby z tego powodu, że w tych śmieciach umrze – odpowiada Mielnik. Jej zdaniem zamykanie już istniejących okien życia pod pretekstem doskonalenia przepisów będzie miało jeden skutek: niechciane noworodki umrą. I zwraca uwagę, że okna ratują także życie matki.

– Wszystkie dzieci, które trafiły do okna życia, zostały adoptowane, kilkoro wróciło do biologicznych rodziców – podkreśla Kotowa. Jej fundacja wystosowała do Astachowa list z prośbą o zmianę podejścia do tej kwestii. Astachow listu nie przeczytał. Tłumaczy, że codziennie dostaje tysiące takich wniosków. Nic na razie nie wskazuje na to, żeby zmienił swój pogląd.

© The New Times

***

Strzał w okna

Dzieci nie mogą zostać pozbawione tożsamości. Komitet Praw Dziecka ONZ uznaje „okna życia” za sprzeczne z art. 6 Konwencji o prawach dziecka. W rekomendacjach do sprawozdania Polski z wykonywania Konwencji zażądał zastąpienia ich np. anonimowym porodem w szpitalu (dane matki zostałyby utajnione, ale dziecko mogłoby się z nimi zapoznać po osiągnięciu określonego wieku). Okna życia są dostępne w wielu krajach, głównie w Europie i Azji. Najwięcej znajduje się w Pakistanie (ok. 300) i w Niemczech (ok. 100). W Polsce jest ich 47.

Więcej tekstów ze świata w najnowszym numerze FORUM

13.11.2015 Numer 23.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną