Rosja

Agent 000

Tajne służby

Numer 14.2023
Z rodzicami, Władimirem i Marią, przed wyjazdem na placówkę w NRD w 1985 roku. Z rodzicami, Władimirem i Marią, przed wyjazdem na placówkę w NRD w 1985 roku. Laski Diffusion / EAST NEWS
O okresie służby Władimira Putina w drezdeńskiej rezydenturze KGB krążą najróżniejsze mity. Jednak według ustaleń „Spiegla” raczej nie był wywiadowcą z najwyższej półki.
W czasie studiów prawniczych wstąpił do partii, a wkrótce po nich – do KGB.Laski Diffusion/EAST NEWS W czasie studiów prawniczych wstąpił do partii, a wkrótce po nich – do KGB.
Z córkami Maszą (ur. w 1985 r.) i Katią (ur. w 1986 r.).Laski Diffusion/EAST NEWS Z córkami Maszą (ur. w 1985 r.) i Katią (ur. w 1986 r.).

W opracowanych dotychczas dokumentach Stasi tylko na kilku stronach wspomina się o Władimirze Putinie. Chodzi tam o dość banalne okoliczności, takie jak życzenia urodzinowe, sprawy administracyjne czy niemiecko-radzieckie wieczory przyjaźni, uwiecznione na lekko wyblakłych fotografiach. Czyżby misje Putina były tak delikatne, że z oficjalnych dokumentów konsekwentnie usunięto wszelkie ślady? Czy też była to tylko rutynowa praca, za mało istotna, żeby Stasi ją archiwizowało?

Horst Jehmlich, adiutant ostatniego szefa Stasi w Dreźnie, twierdzi, że Putin odgrywał w sąsiedniej rezydenturze KGB jedynie podrzędną rolę. Dawny kolega Putina z drezdeńskiego biura twierdzi, że był on „skończonym konformistą”, którego praca polegała głównie na niekończącym się przeglądaniu wniosków o zgodę na wizytę krewnych z Niemiec Zachodnich lub poszukiwaniu potencjalnych informatorów wśród zagranicznych studentów uniwersytetu w Dreźnie. Spekulacjom wokół rzekomych misji specjalnych wcale to nie zaszkodziło, zwłaszcza że sam zainteresowany nigdy nie wypowiedział się jednoznacznie o swoich zadaniach w NRD. Wizerunek owianego tajemnicą czołowego szpiega zapewne mu nie przeszkadzał.

Drezdeński łącznik

Najbardziej sensacyjna opowieść – o domniemanych związkach Putina z Frakcją Czerwonej Armii (RAF) – pojawiła się po raz pierwszy w 2012 r. w biografii „Putin. Człowiek bez twarzy” Mashy Gessen. Rzekomy „były członek RAF” opisuje tam, jak członkowie tej skrajnie lewicowej grupy terrorystycznej „czasami pojawiali się w Dreźnie na ćwiczeniach” i przywozili oficerowi kontaktowemu, czyli Putinowi, prezenty z Zachodu, np. odbiornik krótkofalowy Grundig czy skradzione radio samochodowe Blaupunkt. – Zawsze czegoś chciał – twierdził ów informator w rozmowie z Gessen, odbytej według autorki w sierpniu 2011 r. w Bawarii.

Ewidentnie to samo źródło jest cytowane w wydanym w 2020 r. bestselerze „Ludzie Putina” Catherine Belton. Ludzie RAF jeździli według niego pociągiem do NRD. Na dworcu w Dreźnie odbierali ich agenci Stasi w radzieckiej limuzynie i wieźli do jakiegoś domu. Tam dołączał Putin i inny kolega z KGB, którzy rozmawiali z ekstremistami o akcjach terrorystycznych. – Nigdy nie udzielali nam instrukcji bezpośrednio. Mówili tylko: „Słyszeliśmy, że planujecie to a to. Jak chcecie to zrobić?” – twierdzi informator. Potem składali „propozycje” zamachów, a niekiedy podpowiadali „inne potencjalne cele”. Na koniec terroryści przekazywali listy życzeń dotyczące broni. Była ona następnie dostarczana w tajne miejsca przez agentów KGB i odbierana przez członków RAF.

Według źródła przytaczanego przez Belton terror RAF stanowił wówczas „kluczowy element strategii KGB” zmierzającej do destabilizacji RFN. Temu celowi służył także zamach na Alfreda Herrhausena. Prezes Deutsche Banku zginął 30 listopada 1989 r. w Bad Homburg w niewyjaśnionym do dziś zamachu bombowym. – Wiem, że cel wskazano z Drezna – twierdzi domniemany informator Belton.

Opowieść o Putinie, RAF i tajnych spotkaniach krążyła już w internecie, choćby na blogu Putinism. Rzekomy członek RAF był tam cytowany jako Dietmar C. Gessen nie odpowiedziała na pytania „Spiegla”, czy to on był jej domniemanym świadkiem. Belton wyjaśniła, że ze względu na ochronę informatorów nie wypowie się na ten temat. Mniej dyskretnie potraktował to źródło niemiecki dziennikarz Thomas Fasbender w wydanej w 2022 r. biografii „Wladimir W. Putin”. Dietmar C. pozwolił się tam cytować z podaniem pełnego imienia i nazwiska.

Fasbender jednak pisze, że C. nigdy nie był członkiem RAF. Zawsze jedynie towarzyszył terrorystom i pomagał im, np. jako tłumacz. O ile Fasbender opisuje go jako „człowieka o radykalnie lewicowej przeszłości i skomplikowanym życiorysie w kręgu terroryzmu” i tajnych służb, o tyle niemiecki resort bezpieczeństwa nie dysponuje żadną wiedzą o związkach tego człowieka z RAF, KGB czy Stasi.

C. był natomiast od lat 70. dobrze znany zachodnioniemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości i ustawicznie notowany w sprawach takich, jak sprzeniewierzenie, kradzież, wymuszenie lub naruszenie przepisów o posiadaniu broni. Wielokrotnie siedział w więzieniu, a jeszcze w 2017 r. bawarski sąd rejonowy skazał go na grzywnę za spowodowanie uszkodzenia ciała. Jego wyciąg z niemieckiego centralnego rejestru karnego zawierał wówczas według wyroku „dwanaście wpisów”.

Dziennikarzowi śledczemu Jürgenowi Rothowi opowiedział kiedyś zupełnie inną wersję swojej biografii. Rzekomo we wczesnych latach 70. był „najemnikiem” w Afryce, w ówczesnej Rodezji. W rzeczywistości według informacji bliskiego niegdyś współtowarzysza Dietmar C. nie walczył ani w szeregach RAF, ani w Rodezji, lecz służył w Bundeswehrze. Tam wyszkolił się na sanitariusza, kradł sprzęt i zdezerterował, za co został w grudniu 1972 r. skazany przez sąd rejonowy w Marburgu.

W maju 1973 r. 21-letni wówczas C. znów stanął przed sądem. Ponoć należał w Saarze do grupy hipisów, która marzyła o emigracji do Kanady i założeniu tam wiejskiej komuny. Kapitał początkowy mieli zdobyć, napadając na banki, jednak zostali ujęci. Sąd ławniczy dla młodzieży w Saarbrücken skazał go na trzy lata. W grudniu 1980 r. napadł razem ze wspólnikiem na bank w Konz w Nadrenii-Palatynacie. We wrześniu 1981 r. sąd krajowy w Trewirze dał mu za to sześć i pół roku więzienia. W październiku 1987 r. był notowany za „nieostrożną jazdę bez uprawnień”. W jaki sposób miałby znaleźć czas dla KGB i terrorystów z RAF, pozostanie jego tajemnicą.

W 1996 r. trafił na czołówki gazet jako domniemany dostawca granatu ręcznego, znalezionego w miejscu uprowadzenia hamburskiego milionera Jana Philippa Reemtsmy. Później aresztowano go w innej sprawie na Węgrzech i skazano na 11 lat więzienia; m.in. za nielegalny handel materiałami wybuchowymi i pomocnictwo w fałszowaniu pieniędzy. C. został wydalony do Niemiec i mieszka od lat w Bawarii. Jest obecnie członkiem zarządu założonego przez siebie stowarzyszenia, dla którego pracuje jako „doradca prawny”. W urzędowych aktach rejestrowych figuruje jako „dr Dietmar C.”. Dopytywany telefonicznie, podkreśla, że „nigdy nie był członkiem RAF”.

Siatka niewidka

Domniemana „Dresden connection” między RAF a KGB to niejedyna opowieść, która inspirowała fantazję biografów, dziennikarzy i putinologów. Na początku 2000 roku, gdy Putin został prezydentem Rosji, brytyjski „The Sunday Times” donosił o „grupie piętnastu agentów”, którą rzekomo zmontował. „Sächsische Zeitung” pisała, że wśród tajnych donosicieli był osławiony drezdeński neonazista Rainer Sonntag, zastrzelony w 1991 roku. A w „Die Welt” można było przeczytać o wschodnioniemieckim profesorze medycyny, któremu agenci Putina chcieli jakoby podrzucić „pornografię z młodymi dziewczętami”, żeby skłonić go do wprowadzenia do sieci komputerowej fałszywych danych o „środkach walki chemicznej”.

Media nieraz cytowały zwolnionego pracownika Stasi, Klausa Z., który używał takich pseudonimów jak Peter Ackermann czy Michael Mannstein. 66-letni dziś Z. zrobił błyskotliwą karierę w Stasi. Na początku lat 80. był szeregowym pracownikiem wydziału XV zarządu okręgowego w Dreźnie, a w 1988 r. został przeniesiony do mniej prestiżowego wydziału VIII. Według teczki personalnej zajmował się tam m.in. „konspiracyjną inwigilacją dzielnic mieszkaniowych”, a rok później został ponownie przeniesiony, by troszczyć się o „zabezpieczenia techniczne” w nieruchomościach Stasi. Przełożeni oceniali młodego porucznika niejednoznacznie. Pisali, że z jednej strony cechuje się „wysoką dyspozycyjnością i maksymalnym wykorzystaniem czasu pracy”, z drugiej zaś ma skłonność do gubienia się w gąszczu informacji.

Ja w sprawie telefonu

Po zwolnieniu ze Stasi zaoferował swoje usługi zachodnioniemieckiemu kontrwywiadowi. Opowiedział o zakrapianej imprezie pod koniec 1984 roku, na którą zabrała go żona, pracująca wówczas w enerdowskiej policji kryminalnej. Tam poznał Georga S., zwanego „Schorschem”. Oficjalnie był on funkcjonariuszem wydziału K1 Policji Ludowej, naprawdę jednak pracował głównie dla KGB. Z. podał, że podczas imprezy sportowej Stasi w 1985 r. zawarł znajomość z Rosjaninem imieniem Wołodia. Zaczęli odwiedzać się prywatnie i jeździć na wycieczki. Później Z. dowiedział się jakoby, że był on kontaktem Schorscha w KGB.

Po przejściu na drugą stronę barykady Z. rozpoczął nowe życie w Niemczech Zachodnich, m.in. jako ochroniarz w telewizji ZDF. Zrobiło się wokół niego cicho, aż w 1999 r. znów zgłosił się do osoby zajmującej się jego przypadkiem w Urzędzie Ochrony Konstytucji. Powiedział, że rozpoznał w telewizji Wołodię jako mianowanego właśnie rosyjskiego premiera Władimira Putina. Po raz ostatni spotkał Putina w styczniu 1990 roku, w swoim mieszkaniu, razem z innym człowiekiem z KGB. Własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy. Jednak nikt się nigdy nie zgłosił.

Dziś Z. mieszka jako emeryt w wielkopłytowym osiedlu na saksońskiej prowincji. Jako miejsce spotkania proponuje restaurację grecką. W ponadtrzygodzinnej rozmowie przyznaje, że wiele informacji o Putinie, które przypisywały mu różne media, wcale nie opiera się na jego osobistych przeżyciach. Wyjaśnia, że niektóre powiązania ustalił dopiero później. Wiele hipotez opiera się ponadto wyłącznie na przypuszczeniach, choćby historia badacza trucizn. – Schorsch robił do tego jedynie drobne aluzje – mówi dziś Z. A Schorscha nie można już o to zapytać, bo zmarł w 2010 roku.

Podobnie ma się sprawa z domniemaną siatką Putina. Z. mówi, że także o tym dowiedział się od Schorscha podczas imprezy w namiocie piwnym w Dreźnie krótko przed upadkiem muru. Wspominał wtedy o „oddziałach” w innych regionach NRD. To Schorsch powiedział, że Sonntag pracował kiedyś dla niego jako szpicel. Z. samodzielnie ustalił „ramy czasowe”. Wniosek, że Sonntag pracował dla KGB, wymaga jednak wiele fantazji.

Na temat samego Putina nie zachowały się prawie żadne dokumenty Stasi. Do nielicznych papierów, w których pojawia się jego nazwisko, należy pismo z roku 1989, w którym – w zastępstwie oficera łącznikowego KGB – prosi drezdeńskiego szefa Stasi o pomoc. Chodzi o informatora KGB Gerharda B., któremu wyłączono telefon. Ten były kapitan enerdowskiej policji kryminalnej z powodu pijaństwa i długów został wydalony ze służby. Putin prosił w imieniu swojego szefa o ponowne włączenie telefonu tego człowieka, argumentując, że nadal pomaga on KGB.

Z bezpiecznej odległości

Rzeczywistość saksońskiej rezydentury KGB była znacznie bardziej banalna, niż twierdzą niektórzy autorzy. Na jednym z obszarów pracy Putin znał się jednak doskonale już od czasu swojej działalności w tajnych służbach w Leningradzie – na tłumieniu opozycji. Jeszcze w październiku 1989 r. jego przełożony, generał brygady Władimir Szyrokow, zadenuncjował w Stasi studenta Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie. W donosie napisał, że „za pomocą znajdującej się w jego posiadaniu drukarki” ów młody człowiek powielił i kolportował wśród studentów jeden z apeli ruchu demokratycznego Nowe Forum.

Kilka tygodni później upadł mur. Wieczorem 5 grudnia 1989 r. obrońcy praw obywatelskich pojawili się także przed rezydenturą KGB przy Angelikastraße w Dreźnie. Tam napotkali żołnierzy radzieckich, którzy mieli zabezpieczać teren. Scena ta stała się tłem ostatniego mitu dotyczącego czasu spędzonego przez Putina w NRD. Według jednej z wersji stanął bohatersko twarzą w twarz z demonstrantami, z pełnym determinacji spojrzeniem i uzbrojonymi żołnierzami u boku. Według innej opowieści przy wejściu do pobliskiej centrali Stasi stał tylko jeden niski mężczyzna i obserwował cały spektakl z bezpiecznej odległości. Nie można udowodnić twierdzenia, że był tam wówczas obecny prezydent Rosji.

© Der Spiegel, distr. by NYT Synd.

29.06.2023 Numer 14.2023
Więcej na ten temat
Reklama