Kiedy pod koniec marca br. 53-letnia Julia Pierson odbierała z rąk prezydenta Baracka Obamy nominację na szefa Secret Service, służby odpowiadającej m.in. za bezpieczeństwo głowy państwa i jego rodziny, nie przypuszczała nawet, co ją czeka. Kilka dni po tym, gdy objęła stanowisko, haker wykradł jej dane osobowe i zawiesił w internecie. Do sieci trafiły numer jej ubezpieczenia, wyciąg z karty kredytowej, numery telefonów. Rzecznik Secret Service przyznał pośrednio, że coś takiego miało miejsce, a sprawą zainteresowało się FBI. Pewnym pocieszeniem dla Pierson może być to, że wcześniej ofiarą podobnej kradzieży danych padli dyrektor CIA John Brennan i pierwsza dama Ameryki Michelle Obama. Zdarzenie to ilustruje problem, z którym od pewnego czasu zmaga się Secret Service. Otóż jej poczynania, a raczej spektakularne wpadki, dość regularnie trafiają ostatnio na nagłówki gazet.
Imprezowa agencja
Nominacja weteranki Pierson, pierwszej kobiety na czele Secret Service od czasu jej powstania 150 lat temu, miała odbudować reputację prezydenckiej ochrony nadszarpniętą za rządów poprzednika Pierson Marka Sullivana. To na jego „wachcie” doszło do równie skandalicznych, co kompromitujących wyczynów podległych mu agentów. W 2009 r. Tareq i Michaele Salahi, podając się za uczestników telewizyjnego reality show, przedostali się przez trzy posterunki kontrolne Secret Service i wparowali na oficjalną kolację wydawaną przez Baracka Obamę w Białym Domu. Sullivan musiał tłumaczyć się z wpadki przed Kongresem i publicznie się pokajać.
W zeszłym roku Waszyngton obiegła sensacyjna wiadomość o wybrykach kilkunastu agentów Secret Service przed prezydencką wizytą w Cartagenie w Kolumbii. Funkcjonariusze sprowadzili do hotelu prostytutki i bawili się z nimi do białego rana. Impreza była mocno zakrapiana alkoholem. Pewnie nikt by się o niej nie dowiedział, gdyby nie to, że jeden z agentów nie zapłacił swojej towarzyszce. Ta poinformowała o wszystkim lokalną prasę i afera rozkręciła się na całego.
Ameryka szybko się dowiedziała, że nie był to „wypadek przy pracy”, lecz dość powszechna praktyka. W zdominowanej przez mężczyzn służbie (zaledwie 10 proc. agentów Secret Service to kobiety) powszechnie obowiązywała zasada „koła (samolotu) w górze, obrączki z palców”. Pojawiły się głosy krytykujące maczystowską kulturę, panującą w prezydenckiej ochronie.
Niektórzy twierdzą, że to właśnie im Pierson zawdzięcza swoją nominację. – To, że jest kobietą, ma ogromne znaczenie, bo nie będzie już można stosować starej wymówki, że „chłopcy zawsze będą chłopcami” – uważa Jeffrey Robinson, współautor książki „Standing Next to History: An Agent’s Life Inside the Secret Service”. Jego zdaniem kobiecie łatwiej będzie walczyć z kulturą macho w szeregach Secret Service. Inni wskazują przede wszystkim na ogromne doświadczenie i długi staż nowej szefowej prezydenckiej ochrony. Pierson rozpoczęła współpracę z Secret Service w 1983 r. Wcześniej przez trzy lata pracowała w policji w rodzinnym Orlando na Florydzie. Przez krótki czas była też zatrudniona w Disneylandzie: Chodziłam przebrana za postać z bajki. Było to cenne doświadczenie przed pracą w Secret Service – ogarnięcie tego, co dzieje się w tłumie dzieciaków, to świetny trening dla przyszłego agenta!
W tajnej służbie przeszła wszystkie szczeble kariery. Była między innymi koordynatorką programu ds. zwalczania narkotyków, agentką specjalną odpowiedzialną za ochronę VIP-ów, założycielką specjalnego zespołu do zwalczania cyberprzestępstw, by w 2008 r. zostać szefową sztabu dyrektora Marka Sullivana i jego następczynią w marcu br.
Lojalność nade wszystko
To kariera bez precedensu. – Błyskotliwa – mówią starzy wyjadacze z Secret Service. I dość nietypowa, bo kobiety rzadko wytrzymują w agencji tyle lat. Zdecydowana większość w którymś momencie odchodzi, zakładają rodziny bądź przenoszą się w inne miejsce za mężem. Wręczając jej nominację na szefa Secret Service, Obama żartował: Ma pewnie większą kontrolę nad moim życiem niż ktokolwiek inny, no, może poza żoną. Jest to konieczne, bo jak zwierzała się swego czasu Pierson: Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, ile zachodu wymaga przygotowanie wizyty prezydenta. Trzeba ustalić każdy jej szczegół, począwszy od tego, czy prezydent przyjedzie samolotem czy limuzyną, aż po zabezpieczenie miejsca wydarzenia.
Robinson podkreśla w swojej książce, że szef Secret Service musi doskonale znać wszystkie kwestie związane z bezpieczeństwem i dlatego nominacja na to stanowisko cywila (na co naciskali republikanie) było nie do zaakceptowania. – Wpuszczenie kogoś z zewnątrz byłoby proszeniem się o kłopoty – uważa Robinson.
Pojawiły się też jednak obawy, że kolejny „insajder” na czele Secret Service nie przeforsuje koniecznych zmian. Zdaniem Ronalda Kesslera, dziennikarza, który pierwszy opisał aferę w Cartagenie, Pierson została wybrana, by jako bliska współpracowniczka Sullivana kontynuowała jego linię i zachowała status quo w agencji. Jak stwierdził Kessler w rozmowie z „Guardianem”, mimo skandali w Cartagenie Obama ufał Sullivanowi: Pierson była jego zastępcą. Słynie z lojalności. Agenci są żarliwymi patriotami, w końcu są gotowi zarobić kulkę za prezydenta.
Julia Pierson (ur. w 1959 r.) pochodzi z Orlando na Florydzie. Po ukończeniu miejscowej uczelni wstąpiła do Secret Service, przechodząc wszystkie szczeble kariery. Zanim w marcu br. otrzymała nominację na szefa służby, kierowała pracami jej sztabu.
The Guardian, Daily Mail