Artykuły

Kim budowniczy

W Korei Północnej nieśmiało kiełkuje dobrobyt

Numer „Świat i ludzie 2017”
„Zmieńmy całą Koreę w socjalistyczną krainę z baśni!” – głosi oficjalny slogan. „Zmieńmy całą Koreę w socjalistyczną krainę z baśni!” – głosi oficjalny slogan. AP / EAST NEWS
Niezłomny Przywódca dogadza nowej klasie średniej z Pjongjangu.

Kiedy staje się na szczycie największej zjeżdżalni Parku Wodnego Munsu, łatwo zapomnieć, że to Korea Północna. Popołudniowe słońce skrzy się na kryształowym dachu, a ludzie pluskają się w fontannach i zażywają masażu pod kaskadami wody tryskającej ze sztucznych skał. Inni jedzą na tarasie widokowym lody i surfują na smartfonach po ściśle kontrolowanym narodowym intranecie. To mogłaby być Floryda albo Dubaj, gdyby nie niepokojąco realistyczny posąg Ukochanego Wodza w holu. Kim Dzong Il, w swoim charakterystycznym mundurku i butach na słupku, wita gości promiennym uśmiechem.

Bażant na wynos

Wizyta w parku wodnym to jeden z żelaznych punktów jednotygodniowych wycieczek architektonicznych po północnokoreańskiej stolicy, organizowanych przez Nicka Bonnera. Spotkałem go w 2014 r. podczas Biennale Architektury w Wenecji, gdzie był kuratorem surrealistycznej wystawy obrazów północnokoreańskich architektów, przedstawiających przyszłość turystyki w tym kraju. Pokazywał mi tam latające pojazdy i stożkowate hotele o lustrzanych ścianach górujące nad klifami, a wszystko w klimacie retro, jak ze starych komiksów. – Nie odbiega to za bardzo od tego, co teraz budują – powiedział mi Nick Bonner. Musiałem to zobaczyć.

15-hektarowy park wodny to tylko drobny przykład boomu budowlanego zainicjowanego przez Kim Dzong Una. Teraz w odciętym od świata kraju powstają już nie imponujące pomniki, charakterystyczne dla rządów jego ojca, ale infrastruktura służąca rozrywce i przyjemności. W zeszłym roku Kim Dzong Un otworzył pierwszy w kraju ośrodek narciarski w pobliżu portu Wonsan, gdzie buduje się też nowe lotnisko i gdzie planowany jest podwodny hotel. Na wyspie na rzece Taedong w stolicy stanął park rozrywki Rungna z diabelską kolejką, polem do minigolfa, basenami i kinem 4D z ruchomymi fotelami. Sercem wesołego miasteczka jest delfinarium, gdzie chińskie delfiny na komendę wyskakują ze słonej wody dostarczanej stukilometrowym rurociągiem.

Większość rolniczej Korei Północnej wciąż cierpi z powodu suszy, niedoborów żywności i przerw w dostawach prądu, ale Pjongjang może pochwalić się np. supernowoczesną strzelnicą, gdzie można strzelać do bażantów (do zjedzenia na miejscu i na wynos), oraz centrum hippicznym, gdzie za godzinę jazdy płaci się równowartość pięciu dolarów – więcej niż jedną czwartą zwykłej pensji.

Ambicje reżimu odzwierciedla liczba dźwigów pracujących w Pjongjangu, wraz z mrowiem żołnierzy robotników uwijających się na bambusowych rusztowaniach. To zasługa chińskich pieniędzy. Największa inwestycja to 47-piętrowe bloki osiedla Changjon; złożony z 18 wież kompleks, którego budowa trwała niecały rok. Zagraniczni dyplomaci nazywają go Pjonghattanem. Powstają też kolejne wieżowce, ale nie wolno ich fotografować: zakaz obejmuje każdy obiekt, który nie jest ukończony. – Ludzie w Korei Północnej lubią, żeby na zdjęciach wszystko wyglądało jak najlepiej – tłumaczy przewodniczka.

Być może też nie chcą, by ktokolwiek przyglądał się ich metodom budowlanym, nie tak odległym od średniowiecza. Gdy mijamy imponującą z daleka wielką wieżę w kształcie odwróconej pagody, widzimy, jak pospiesznie lany beton wypływa spod szalunku, a ściany i okna na kolejnych piętrach nie wypadają dokładnie w tym samym miejscu. Dwa lata temu w Pjongjangu zawalił się nieukończony jeszcze 23-piętrowy blok, grzebiąc dziesiątki, a być może setki lokatorów. Po tej katastrofie wiceminister budownictwa Choe Yong-gon został stracony.

Szef wydziału projektowania Komisji Obrony Narodowej, Ma Won-chun, zniknął na prawie rok, po tym jak Kim Dzong Un wyraził niezadowolenie z początkowych planów nowego stołecznego lotniska, które ostatecznie otwarto w czerwcu 2015 r. – Projektanci zapomnieli o opinii partii na temat architektonicznego piękna: życiem, duszą i sednem architektury jest utrwalanie narodowej tożsamości – powiedział Kim.

Materialnym przemianom samego miasta towarzyszą oznaki kiełkującego dobrobytu. Choć ulice wciąż najczęściej świecą pustkami, bo posiadanie samochodu na własność jest dla większości zakazane, to pojawiło się bardzo dużo nowiutkich taksówek (import z Chin). Na placach dzieci śmigają na rolkach, a kobiety paradują na obcasach w kolorowych, dopasowanych żakietach, chroniąc twarze przed słońcem pod błyszczącymi parasolkami albo za wielkimi okularami. To modowe akcesoria niespotykane jeszcze parę lat temu. Gdy mijamy pierwszy w mieście bar kawowy, z kelnerkami w gotowości, podsuwającymi tablety z menu, jedna z naszych przewodniczek z dumą przyznaje się, że uwielbia kawę.

Kolejne przejawy konsumpcjonizmu możemy obserwować w kilkupiętrowym domu handlowym Kwangbok, jakby żywcem przeniesionym ze Związku Radzieckiego. Koreańczycy przechadzają się alejkami zastawionymi importowanymi napojami i chrupkami, a nastolatki tłoczą się w dziale kosmetycznym. Kwangbok, joint venture z chińską spółką, to jedno z niewielu miejsc, gdzie można wymienić dolary po czarnorynkowym kursie około ośmiu tysięcy wonów (kurs oficjalny to 135 wonów).

„Zmieńmy całą Koreę w socjalistyczną krainę z baśni!” – głosi oficjalny slogan. Ze szczytu 170-metrowej Wieży Idei Dżucze, wyglądającej jak pochodnia gigantycznego obelisku nad rzeką w centrum miasta, rzeczywiście rozciąga się nieco bajkowy krajobraz – morze pastelowych bloków mieszkalnych wśród soczystej zieleni parków.

Rezultatem zapału do budownictwa jest teatralna stolica, w której każda panorama została starannie wykadrowana, a każda trasa zakomponowana dla uzyskania maksymalnego efektu przestrzennego. Poruszając się po tym mieście, ma się poczucie przemieszczania między kolejnymi planami zdjęciowymi. Kolumnady i symetryczne pomniki po bokach wzmacniają znaczenie tego, co znajduje się u szczytu wielkich osi – z reguły jest to posąg któregoś z Kimów. Te zasady zostały zresztą wyłożone przez Kim Dzong Ila w 160-stronicowym traktacie „O architekturze”, wydanym w 1991 r. „Podstawowym warunkiem harmonizowania całej przestrzeni architektonicznej”, pisze autor, „jest skupienie uwagi na pomniku przywódcy i zagwarantowanie, by pomnik ten odgrywał czołową rolę w architektonicznym kształtowaniu miasta”.

Skorupy i wigwamy

Efekt jest najbardziej uderzający na wzgórzu Mansu, gdzie 20-metrowe pomniki z brązu Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila – ojciec w długim rozwianym płaszczu, syn w bluzie na zamek i anoraku – stoją przed kamiennym placem, lustrując wzrokiem dwukilometrową oś schodzącą w dół i przez rzekę Taedong do Pomnika Założenia Partii; trzech zaciśniętych kamiennych pięści dzierżących wysoko młot, sierp i pędzel do kaligrafii.

Jedną z najbardziej niesamowitych budowli jest napęczniała metaliczna skorupa Stadionu Majowego na północnym krańcu wyspy Rungna. Ukończony w 1989 r. jako miejsce corocznych spektakularnych pokazów gimnastycznych Arirang, został ostatnio przekształcony w stadion piłkarski i optymistycznie ozdobiony logo FIFA. Przy oficjalnej liczbie 150 tys. miejsc dla widzów to największy stadion świata. Z kolei nieco na południe stoi białe tipi narodowego lodowiska, ekspresyjny betonowy wigwam, który mógłby wyjść spod ręki Oscara Niemeyera. Po drugiej stronie rzeki skręca się czerwona muszla Centralnej Hali Młodzieży, kryjąca szereg sal widowiskowych i konferencyjnych.

Na rondzie w centrum dzielnicy Moranbong stajemy przed olbrzymim Łukiem Triumfalnym, napuchniętym kuzynem paryskiego Arc de Triomphe. – Zbudowany jest z 25,5 tys. bloków granitu symbolizujących liczbę dni życia Kim Ir Sena w jego 70. urodziny – objaśnia przewodnik, dodając, że zwalisty trzystopniowy dach czyni budowlę o 10 m wyższą od tej w stolicy Francji.

Dopiero po opuszczeniu miasta jasne staje się, że wszystkie te obrazy radosnej prosperity to złudzenie. Mijaliśmy szkielety porzuconych fabryk i niszczejące betonowe domy, już bez wesołych pasteli. Obdarte dzieci kąpały się w rzece, a mężczyźni z ogolonymi głowami i w pasiakach pracowali na polu pod okiem żołnierzy. W strefach niedostępnych dla obcokrajowców socjalistyczna baśniowa kraina wciąż zmaga się z głodem, brakiem prądu i opieki zdrowotnej – rzeczywistością skutecznie przesłoniętą przez cukierkowe miraże Pjongjangu.

© Guardian News&Media

*** 

Narodowy socrealizm

Całkowicie zburzony przez amerykańskie bombardowania podczas wojny koreańskiej, Pjongjang był od 1953 r. budowany od nowa, jako „wielki ogród architektury dżucze”, zgodnie z pomysłami ojca założyciela kraju i Wiecznego Prezydenta, Kim Ir Sena. Dżucze to sformułowana przez niego narodowa ideologia samowystarczalności. Miasto powstało według typowego sowieckiego schematu: oś imponujących placów połączonych okazałymi bulwarami. Ale choć wiele wczesnych budowli wyraźnie czerpało ze stalinowskiego neoklasycyzmu, a ozdobione majestatycznymi mozaikami stacje metra biorą za wzór podziemne pałace w Moskwie, Pjongjang zachowuje wyraźnie koreański charakter. Choć przysadziste granitowe kolumny dźwigają przyciężkie dachy tak jak w innych socjalistycznych miastach, to tu kolumny są często ośmioboczne, na wzór historycznych koreańskich świątyń, a same dachy to wielopoziomowe konstrukcje z charakterystycznymi zielonymi dachówkami i sterczącymi belkami, w kamieniu i betonie naśladujące to, co na wsi powstawało z drewna. – Narodowe w formie, socjalistyczne w treści – chwalą się Koreańczycy.

29.12.2016 Numer „Świat i ludzie 2017”
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną