Artykuły

Lodowa katedra

Ulubiony deser Fidela Castro

Numer 14.2015
Klientów nie brak, ale jakość już nie ta... Klientów nie brak, ale jakość już nie ta... Phil Clarke Hill/Profimedia / Corbis
My mamy Zieloną Budkę, a Kubańczycy – Coppelię. Słynna hawańska lodziarnia przez wiele lat była oczkiem w głowie Fidela Castro. Teraz przeżywa trudne czasy.
Fidel Castro w Nowym Jorku (1959). Lody we wzajemnych stosunkach nie zostały przełamane.Meyer Leibovitz/Getty Images Fidel Castro w Nowym Jorku (1959). Lody we wzajemnych stosunkach nie zostały przełamane.
Żeby tu trafić, trzeba odstać swoje na zewnątrz.Alamy/BEW Żeby tu trafić, trzeba odstać swoje na zewnątrz.

Jest taka czarno-biała fotografia Fidela Castro zrobiona podczas jego błyskawicznej podróży do Nowego Jorku w kwietniu 1959 r. Trzy miesiące po tym, gdy jego wojska obaliły wspieranego przez Stany Zjednoczone dyktatora Fulgencia Batistę, który zamienił Hawanę w miasto uciech dla amerykańskiej mafii. Na zdjęciu widać Fidela w jego firmowym oliwkowym mundurku, jak z zamyślonym wyrazem twarzy zanurza nos w wafelku od lodów. Za jego plecami, z tyłu miniaturowego pociągu obwożącego gości po brooklyńskim zoo, cisną się ochroniarze i dziennikarze.

Fidel bawił w USA na zaproszenie grupy redaktorów amerykańskich gazet, którzy byli zachwyceni jego wojennymi opowieściami i zawadiackim stylem bycia. Jednak – jeśli nie liczyć kilku pozowanych zdjęć – wizytę trudno zaliczyć do udanych. Prezydent Dwight Eisenhower nie chciał się spotkać z Fidelem, a konfrontacyjne przemówienie kubańskiego przywódcy w amerykańskiej Radzie Stosunków Międzynarodowych spotkało się z wrogim przyjęciem. Padły niewygodne pytania, po których zdenerwowany Castro opuścił salę. Po powrocie na Kubę znacjonalizował amerykańskie firmy działające na wyspie, bez żadnego odszkodowania dla właścicieli.

Lody dla ludu

Waszyngton odpowiedział zerwaniem stosunków dyplomatycznych i handlowym embargiem. CIA zaczęła zbroić kubańskich uchodźców, co – zaledwie dwa lata po wizycie Castro w Nowym Jorku – zakończyło się niefortunną inwazją w Zatoce Świń. Wówczas to na pogrzebie męczenników rewolucji Castro rzucił słynne hasło „Socjalizm albo śmierć!”, uzależniając swój naród od Związku Radzieckiego. Wrogość między USA a Kubą miała trwać ponad pół wieku.

El Comandante odwrócił się od wielkiego północnego sąsiada. Był jednak nazbyt zagorzałym wielbicielem nabiału – w końcu wychował się na farmie w prowincji Oriente – żeby się odciąć od lodów. W latach 60. nakazał ambasadorowi w Kanadzie, by przysłał na wyspę 28 kontenerów lodów produkowanych przez sieć hoteli i restauracji Howard Johnson’s. Po spróbowaniu amerykańskiego produktu doszedł do wniosku, że rewolucyjna Kuba musi stworzyć lody lepsze od amerykańskich, ale wystarczająco tanie, by były dostępne dla każdego. „Lody dla ludu” świetnie się wpisywały w socjalistyczną wizję gospodarki.

Najpierw, niedaleko szosy na hawańskie lotnisko, zbudowano fabrykę z najnowocześniejszą linią produkcyjną sprowadzoną z Holandii i ze Szwecji. Dyrektorką została Cecilia Sánchez, osobista sekretarka Fidela i jego powierniczka z czasów partyzanckich. Nazwała ją Coppelią, bo było to jej ulubione przedstawienie baletowe. Pierwszą futurystyczną lodziarnię, zaprojektowaną przez architekta Mario Giróna, otwarto 4 czerwca 1966 r. w ekskluzywnej dzielnicy Hawany – El Vedado. Specjalnie wyselekcjonowane zgrabne kelnerki w kusych spódniczkach tanecznym krokiem roznosiły lodowe puchary. Do wyboru było 26 smaków, co – jak głosi legenda – miało być nawiązaniem do ataku na koszary Moncada 26 lipca 1953 r., który zapoczątkował kubańską rewolucję. Niektóre desery nosiły iście fantastyczne nazwy: arlekin, indiańska kanu, puchar Lolity. Kuba mogła być dumna – miała swoją „lodową katedrę”, jak zaczęto nazywać Coppelię.

Kulka za cztery centy

– Pierwszy raz w Coppelii? Chyba żartujesz, nie wiesz, że tu dają najlepsze lody na świecie? – krzyknął z emfazą Orlando Martínez. Jego entuzjazm i duma były jak najbardziej szczere, nawet jeśli wydały mi się dziwne u 19-letniego studenta, który nigdy nie opuścił Kuby. Jako miłośnik słodkości sam musiałem się o tym przekonać. Byłem w ponad stu krajach na pięciu kontynentach. Od Kabulu po Kioto, wszędzie odkrywałem przynajmniej jeden dziwny smak lodów, którego warto było spróbować. Jednak tylko na Kubie lodziarnie były instytucjami państwowymi.

Dwupiętrowy budynek Coppelii wznosi się pośrodku zielonego parku. Ma pięć wejść. Przed każdym od rana stoją ludzie. Największy ruch panuje u zbiegu ulic 23 i L, to jedno z najbardziej zatłoczonych skrzyżowań stolicy. Od 10 do 21.30 na okolicznych chodnikach ustawia się kolejka złożona ze studentów, zakochanych par, początkujących artystów, emerytów, żebraków i domokrążców, którzy obsługują czekających. A ci czekają i czekają na kulkę lodów za cztery centy...

Ciągłe braki komunistycznej gospodarki uczyniły z Kubańczyków ekspertów od kolejek. Obcokrajowcy, zwłaszcza niedoświadczeni, niekiedy patrzą na kolejkowy system z podziwem, częściej jednak jest on dla nich źródłem zagubienia i nerwów. Podchodząc do ogonka, trzeba spytać „Ostatni?”, a osoba stojąca na samym końcu szybko się ujawni. Teraz może już sobie pójść i czekać w dowolnym miejscu, wiedząc, kto stoi za i przed nią. Nic dziwnego, że gdy kolejka zaczyna się posuwać, jak spod ziemi wyrasta kilkanaście osób, które wtapiają się w oczekujący tłumek, zgodnie z precyzyjnie ustalonym porządkiem. Trzeba przyznać, że nie sposób się tu nudzić. Kubańczycy umieją czekać jak mało kto. Wystarczy, że pojawi się człowiek orkiestra z przymocowanym do kostek plastikowymi butelkami, które zastępują marakasy, i z perkusją z puszki po farbie, a już trójka dzieci zaczyna kręcić pupami, zachęcana głosami przechodniów. Ogorzałe od słońca nagie ciała atakują zewsząd. Dziewczyny kręcą biodrami, chłopcy prężą mięśnie w pozbawionych rękawków podkoszulkach. Jakiś przystojniak śle pocałunek kobiecie wysiadającej z taksówki – chevroleta z lat 50. Ta mruga do niego i odsyła buziaka.

Mija pół godziny, a kolejka się nie rusza. – Jeszcze godzina. Ale to nic. W środku lata czasami trzeba czekać dwie godziny – stwierdza pewien nastolatek, sięgając do torebki z kruszoną czekoladą, którą zamierza sobie posypać lody. W końcu ogonek posuwa się naprzód. Tymczasem z tablicy znika jeden z trzech dostępnych smaków, zostają tylko truskawka i czekolada, taki tytuł nosił też wielki kinowy przebój z 1993 r. Po raz pierwszy w kubańskim filmie pojawił się wówczas gej, który właśnie w Coppelii spotykał się z kochankiem. Od tamtej pory truskawka i czekolada stały się synonimami orientacji seksualnej (homoseksualnej w przypadku truskawki). Na wyspie, gdzie homoseksualistów całkiem niedawno zamykano w obozach, był to prawdziwy przełom.

Coś więcej niż deser

Z balkonu Anny Muńoz na 10 piętrze bloku mieszkalnego Coppelia wygląda jak latający spodek, który wylądował pośród palm i fikusów. W weekendowy poranek, na godzinę przed otwarciem lodziarni, stoi już przed nią spory ogonek. – Kiedyś to było moje największe marzenie. Tata zabierał mnie tam raz w tygodniu, a ja próbowałam każdego smaku. Najbardziej lubiłam czekoladowe. W szkole średniej było to nasze ulubione miejsce randek, tu spotykaliśmy studentów, którzy przychodzili podyskutować o kampaniach edukacyjnych na wsi. Zawsze stać nas było na lody, mogliśmy najeść się ich do syta – wspomina Muńoz.

Wkrótce filie Coppelii pojawiły się w całym kraju, stając się przyjemną odmianą na tle zrujnowanych barokowych kamienic i radzieckich bloków, które zaczęły dominować w wielu miastach i wsiach. W szczytowym okresie rozwoju Coppelia oferowała ponad 50 smaków lodów, którymi zajadali się wszyscy – od chłopów przez sprzątaczy plaż aż po odwiedzających wyspę dygnitarzy z innych krajów.

Pierwsza fala kryzysu uderzyła w 1990 r., kiedy to NRD, wówczas drugi partner handlowy Kuby, połączyła się z RFN. Niemal z dnia na dzień urwały się dostawy mleka w proszku i innych podstawowych produktów spożywczych. Chylący się ku upadkowi ZSRR przestał przysyłać masło. Nie mając twardej waluty, by zakupić te produkty gdzie indziej, oraz wobec niedostatku krów na wyspie, kubańskie władze stanęły przez trudnym wyborem: albo masło, albo lody. – W naszym tropikalnym klimacie taki zimny deser jest bardzo potrzebny. Lody to świetne źródło substancji odżywczych. Mają dużo kalorii, białka, dlatego ich broniliśmy – wspominał Eugenio Balari, ówczesny szef kubańskiego instytutu badań nad popytem.

Koniec zimnej wojny wystawił cierpliwość Kubańczyków na wielką próbę. Praktycznie z dnia na dzień gospodarka skurczyła się o 40 procent. Racjonowanie i niedobory towarów stały się codziennością. Kolejki się wydłużyły. Zamknięto niektóre filie Coppelii, a we flagowej lodziarni w El Vedado wybór stopniał do kilku smaków. Lody straciły na jakości, której już nie odzyskały.

Pewnego ranka spotykam się z Yackeline Díaz, pracownicą lodziarni z wieloletnim stażem. Yackeline przedstawia mi swojego szefa Antonia Reyesa Seguismunda, na którego biurku stoją portrety Fidela Castro i Che Guevary. – O, Amerykanin, witam, witam – mówi i zaraz prosi, by nie robić mu zdjęć. Widać ma świadomość, że lody Coppelii to już nie to samo co kiedyś. Nawet lokalna prasa skrytykowała fatalną obsługę, zepsute lodówki i podejrzane zapachy. Díaz próbuje nadrabiać miną, sypiąc danymi o produkcji i mydląc oczy dzienną liczbą klientów każdego dnia (35 tysięcy). Wykręca się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy – jak podejrzewają moi kubańscy przyjaciele – lody w Coppelii robi się z mleka w proszku.

Zabrakło czekolady

Czy Fidel wciąż przychodzi? – Nie widziałam go ani razu, odkąd zaczęłam tu pracować osiem lat temu.

Ale gościliśmy prezydenta Wenezueli Nicolása Maduro. Nasze lody bardzo mu smakowały – chwali się Díaz.

Jednak wraz ze spadkiem cen ropy na światowych rynkach Wenezuela sama ledwo dyszy, co może mieć poważne konsekwencje dla Kuby, zależnej od bratniej pomocy.

W kolejce zbliżamy się do celu, gdy ktoś z obsługi przynosi hiobową wieść. Skończyły się czekoladowe, jeden z nielicznych smaków na bazie krajowych składników.

Kiedy opuszczam lodziarnię, dochodzi ósma wieczorem, ale kolejka dalej sięga najbliższego rogu. Od morza wieje bryza. – Zimno mi – skarży się stojąca w grupce przyjaciół dziewczyna. Jakiś chłopak zaraz ją obejmuje. Przed nimi jeszcze co najmniej godzina stania, ale przecież są gorsze sposoby zabijania czasu. Poza tym w zamrażarkach Coppelii jest jeszcze pełno lodów truskawkowych.

© Guardian News & Media

***

Coppelia

Najsłynniejszą lodziarnię na Kubie otwarto w 1966 r., gdy Fidel Castro, wielki miłośnik lodów, kazał sprowadzić z Holandii i ze Szwecji najnowocześniejsze linie produkcyjne. Pierwsza, flagowa placówka po dziś dzień działa w hawańskiej dzielnicy El Vedado. To jedna z największych lodziarni świata: zatrudnia 400 pracowników i jednorazowo może obsłużyć tysiąc klientów. Ostatnio, tak jak cała socjalistyczna gospodarka wyspy, przeżywa kryzys. Jakość lodów wyraźnie odbiega od pierwotnych standardów, drastycznie ograniczono liczbę smaków. Nadzieją jest poprawa stosunków ze Stanami Zjednoczonymi i zapowiedź zniesienia embarga, a także oferta władz Wenezueli, gotowych zbudować nowy zakład Coppelii w tym kraju.

10.07.2015 Numer 14.2015
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną