Od razu mi powiedział, że nie ma mowy o poważnych planach, bo jest żonaty. Mnie też nie w głowie były romanse, tym bardziej z jakimś obcoplemieńcem – mówi Dasza. Ma rude włosy, na twarzy ani śladu makijażu, ubrana jest w kwiecistą sukienkę. Tym razem nie nosi hidżabu. W trakcie rozmowy karmi piersią młodszą córeczkę Leilę, starsza, trzyletnia Kausar, bawi się obok.
Wszystko się zaczęło wśród plastikowych kwiatków, złoconych kinkietów i zdobiących ściany obrazów z gigantycznymi winogronami – restauracja Ognie Baku w Moskwie nie przypominała miejsca, gdzie dziewczyna z Rostowa mogłaby znaleźć nowy pomysł na życie. Dasza przyjechała do stolicy z Rostowa nad Donem, miała 25 lat. Występowała jako piosenkarka w restauracjach. Do Moskwy ściągnął ją narzeczony, miało być pięknie: ślub, wesele na stateczku, a potem dzieci i rodzinne szczęście. Marzenia pozostały marzeniami: pewnego dnia, gdy ukochany znów brutalnie ją pobił, Dasza spakowała rzeczy i postanowiła zacząć od nowa: skoro z rodziną nie wyszło, to zrobi karierę piosenkarską. Z łatwością przeszła przesłuchania w Ogniach Baku. Od razu jej się tu spodobało.
Z ważnej przyczyny?
Od siódmej wieczorem do pierwszej w nocy śpiewała przeboje rosyjskiej estrady i tradycyjne azerskie pieśni. Po pewnym czasie się zorientowała, że na jej występy regularnie przychodzi starszy mężczyzna, Azer: siada blisko sceny, słucha, patrzy, je kolację i wychodzi. W końcu poprosił ją o spotkanie. Przedstawił się jako Elmir. – Myślałam, że będzie się do mnie dostawiać. Tymczasem on zaczął mnie przekonywać, że robię rzeczy naganne. Mój śpiew zachęca ludzi do tego, aby więcej pili, prowokuje do zdrady małżeńskiej. Spytałam, dlaczego mi prawi morały. Odparł, że widzi we mnie innego człowieka: dobrego i wrażliwego – opowiada Dasza.
Powiedział, że jest biznesmenem. Przychodził codziennie do restauracji, pomagał w rozwiązywaniu różnych problemów, np. w znalezieniu mieszkania. – Żadnych propozycji, nawet aluzji, że czegoś ode mnie chce. Zachowywał się bardzo powściągliwie, a mnie pozwalał na wszystko: paliłam przy nim papierosy, piłam piwo albo drinki. W pewnym momencie zrozumiałam, że się do niego przywiązałam – wspomina Dasza. Po miesiącu się oświadczył. Nie rozwiódł się ani nie uczynił jej swoją kochanką. Zaproponował, by została jego drugą żoną. We wrześniu 2010 r. Dasza wyszła za niego za mąż.
Wielożeństwo w islamie jest jedynie dopuszczalne, a nie zalecane. W Koranie zapisano: „Żeńcie się z kobietami, które są dla was przyjemne – z dwiema, trzema lub czterema. Lecz jeśli się obawiacie, że nie będziecie sprawiedliwi, to żeńcie się tylko z jedną”. A także: „Nigdy nie zdołacie być sprawiedliwi wobec kilku żon, nawet jeżeli będziecie się starać”. Zgodnie z islamskim prawem, aby wziąć drugą, trzecią lub czwartą żonę, musi być po temu jakaś istotna przyczyna, np. bezpłodność małżonki, wojna lub czas powojenny, gdy liczba niezamężnych kobiet i wdów jest większa niż liczba mężczyzn. Dopuszczalne są i inne przyczyny, np. „fizjologiczne cechy mężczyzny, polegające na wzmożonej (w stosunku do jego żony) aktywności seksualnej, ale przy spełnieniu warunku jednakowego materialnego zabezpieczenia dwóch lub trzech żon”.
Dziwne zaślubiny
Zgodnie z szarijatem każda z żon ma równy status, niezależnie od wieku i tego, czy jest pierwszą małżonką, czy kolejną – wszystkie cieszą się tymi samymi prawami. Właśnie dlatego nie każdego stać na utrzymanie kilku żon. Według Szamila Alautdinowa, imama meczetu na Pokłonnej Górze w Moskwie, tylko w rosyjskich warunkach można spotkać rodziny, w których obie żony zajmują razem jednopokojowe mieszkanko. Uwaga męża musi być dzielona między małżonki po równo – od mężczyzny, który ma więcej niż jedną żonę, religia wymaga odpowiedzialności i żelaznych nerwów.
Nie ma statystyk, które określałyby, ile podobnych rodzin żyje w Federacji Rosyjskiej. Małżeństwa religijne, nikah, nie są rejestrowane w urzędach stanu cywilnego, a podczas ceremonii zaślubin mężczyzny nikt nie pyta, którą żonę sobie bierze. Ponadto w islamie istnieje instytucja rozwodu, niewymagająca skomplikowanych procedur sądowych – mężczyzna trzykrotnie wypowiada określoną formułkę, a po trzech miesiącach małżonkowie są wolni. Toteż nikah można zawierać wielokrotnie.
Nikah odbywa się w obecności imama lub mułły i dwóch świadków. Duchowny pyta młodych o zgodę na zawarcie małżeństwa i oddzielnie zadaje pytanie opiekunowi panny młodej, zwykle jest to jej ojciec lub starszy krewny. Dla wierzących muzułmanów to obrzęd obowiązkowy, pieczątka wstawiana w urzędzie jest zupełnie nieistotna.
Dasza nie miała nic przeciwko nikah. Przed zaślubinami wielokrotnie proponowała Elmirowi, by został u niej na noc, ale on za każdym razem powtarzał, że przed nikah nie mogą ich łączyć żadne intymne relacje. Ślub Daszy i Elmira różnił się nieco od przyjętych standardów – ceremonia odbyła się nie w meczecie, tylko w wynajętym mieszkaniu Daszy. Nikt nie pytał o zgodę jej ojca. Na miejscu nie było też świadków – przyjaciele Elmira wzięli udział w obrzędzie za pośrednictwem telefonu nastawionego na tryb głośnomówiący. Powtarzając za znajomym imamem nieznane jej arabskie słowa, Dasza stała się islamską żoną Elmira.
Od Syberii do hidżabu
Początkowo w jej życiu nic się nie zmieniło. Może tylko przestała odczuwać wieczne niedobory finansowe. – Chodziłam na fitness, po sklepach, żadnych ograniczeń, żyć nie umierać. Mąż mnie nie zmuszał, bym przyjęła jego wiarę, tylko raz, kiedy kupowaliśmy nowy płaszcz dla mnie, zakupił również chustę i powiedział, że jeśli Allah pozwoli, to kiedyś zakryję nią włosy i będę ją nosić jak prawdziwa muzułmanka. Roześmiałam się, bo uważałam muzułmanki za zniewolone istoty w paskudnych długich szatach. Nie wyobrażałam sobie siebie w tej roli – opowiada.
Kiedy 29 marca 2010 r. rano media poinformowały o zamachu terrorystycznym w moskiewskim metrze, Marina rzuciła się do telefonu. W pobliżu miejsca, gdzie wybuchły ładunki, pracował jej starszy syn. Nie mogła się dodzwonić do niego na komórkę, w końcu w książce telefonicznej znalazła numer jego przychodni stomatologicznej. Dowiedziała się, że tego dnia pracuje na drugą zmianę.
Historię 42-letniej Mariny, kobiety kochającej życie, jedzenie („Mężczyzna nie pies, na kości nie poleci”), walecznej i energicznej, można by zatytułować „W poszukiwaniu szczęścia”. Urodziła się na Syberii, dzieciństwo spędziła w Uzbekistanie, w młodości chciała iść do klasztoru, ale przyjaciele ją od tego odwiedli („Z takim temperamentem każdy klasztor rozniesiesz na strzępy”). Postanowiła zaczepić się jakoś w Moskwie. Ukończyła technikum, podjęła pracę jako tkaczka, zamieszkała w hotelu robotniczym, wyszła za mąż. Na początku lat 90. podjęła pracę w firmie czyszczącej żaluzje w biurach. Rozeszła się z mężem, bo strasznie pił. Sama wychowała dwóch synów.
Religią interesowała się przez całe życie, ale w prawosławiu coś jej nie pasowało: całowanie ikon, wielość świętych („Nie wiadomo, do kogo się modlić”), przytłaczająca atmosfera w cerkwi. Przestała chodzić na nabożeństwa. Przez pół roku próbowała szczęścia u adwentystów dnia siódmego, pół roku – u scjentologów. Machnęła ręką: zamiast duchowości, jedno oszustwo i wyciąganie pieniędzy.
Po zamachu na metro, którego dokonali fanatyczni islamiści z Kaukazu, zaczęła się interesować islamem. Poczytała trochę w internecie i doszła do wniosku, że właśnie takiej religii szukała przez całe życie. Przeszła na islam. W pracy początkowo patrzyli na nią koso, ale z czasem się przyzwyczaili, a szef udostępniał jej nawet swój gabinet na namaz (modlitwa odmawiana przez pobożnych muzułmanów pięć razy dziennie).
Trwoga w rodzinie
Kilka miesięcy po ślubie Dasza zaczęła interesować się religią męża. Odwiedzała strony internetowe poświęcone islamowi, oglądała zdjęcia muzułmańskich kobiet, wypatrując w ich wizerunkach, ubraniach, makijażu czegoś, co i jej by się spodobało. – Doszłam do wniosku, że Bóg jest jeden, że to nie do ikon się trzeba modlić, tylko po prostu do Boga. Założyłam chustę, którą mi podarował, i długą spódnicę. Mąż przyszedł do domu, powiedziałam, że odtąd tak się będę ubierać. Miał łzy w oczach. Czułam się tak, jakbym latała. Zrozumiałam, na czym polega sens życia. To upojne, człowiek chce się tym podzielić z całym światem – opowiada z entuzjazmem Dasza.
Rodzina z trwogą przyjęła wiadomość, że ta przyzwyczajona do wolności artystyczna dusza przyjęła obcą, niezrozumiałą religię, przestała się malować i zaczęła nosić hidżab. – Mama płakała, koleżanki płakały, ojciec nie chciał ze mną przez długi czas rozmawiać – mówi Dasza. Z pierwszą żoną Elmira, młodą Azerką, nigdy się nie spotkała. Początkowo to ją męczyło. – Modliłam się do Boga, żeby uwolnił mnie od zazdrości. Po jakimś czasie zrozumiałam, że to już nie ma dla mnie znaczenia – wspomina.
Kiedy pierwsza żona wyjechała do Azerbejdżanu, żeby się opiekować starą teściową, z Rostowa przyjechała do Moskwy mama Daszy, zaniepokojona przejściem córki na islam. Po kilku dniach spędzonych w jej domu, uspokoiła się. Dasza rzuciła pracę w restauracji, do spółki z koleżanką zajęła się sprowadzaniem z Tajlandii strojów dla muzułmanek i założyła własny sklep.
Przed urodzeniem pierwszej córki Elmir zaproponował, by zalegalizować małżeństwo w urzędzie stanu cywilnego. Poznał członków jej rodziny, po pewnym czasie, gdy już urodziły się dzieci, przez Skype’a przedstawił Daszę swojej matce. Z pierwszą żoną też rozmawia przez Skype’a, od czasu do czasu jeździ do Azerbejdżanu, by się z nią zobaczyć. Dasza spodziewa się trzeciego dziecka, dla Elmira to będzie siódme, różnica wieku między najmłodszymi dziećmi z różnych małżeństw wynosi zaledwie trzy miesiące. – Może sobie mieć i dziesięć żon. I tak jestem gotowa być z nim do końca życia. To najwspanialszy człowiek na świecie – zapewnia Dasza.
Śpią z nim razem?
Marina poznała Saida za pośrednictwem internetowej strony matrymonialnej dla muzułmanów. – Początkowo nie zwróciłam na niego uwagi – ja bizneswoman, a on kierowca autobusu, na dodatek Tadżyk – opowiada. Przyjechał do Rosji na zarobek. Wysyłał pieniądze do kraju, gdzie miał dwie żony i czworo dzieci. Marina przez tydzień wypłakiwała wątpliwości koleżance w mankiet i nie mogła się zdecydować. Miała zostać trzecią żoną człowieka, który na dodatek był o dziesięć lat młodszy od niej. – Nie kochałam go, ale wiedziałam, że muszę mu pomóc. To przesądziło. Po miesiącu przyszła miłość – mówi. Poznała dwie żony Saida telefonicznie. Poinformował je, że ożenił się po raz trzeci. Z rozmowy nic nie wyszło, bo nie rozumiały rosyjskiego. Obiecała, że spróbuje sprowadzić całą rodzinę męża z Tadżykistanu do Moskwy.
Gromem z jasnego nieba był dla niej czwarty ożenek Saida, z 25-letnią Julią. – Nie spałam po nocach, płakałam. Kiedy miałam zostać trzecią żoną, wiedziałam, na co się decyduję, ale na tę czwartą nie byłam przygotowana – wspomina. Julia chciała się wyrwać spod opieki apodyktycznych rodziców, którzy zabraniali jej wyznawać islam i nosić hidżab. Said chciał, żeby jego żony żyły ze sobą w zgodzie, razem robiły zakupy, przygotowywały posiłki, by Marina dzieliła się z Julią doświadczeniem życiowym i uczyła ją zasad wiary.
Przed ślubem Julia mówiła, że zgadza się na wszystko, ale wkrótce zaczęła urządzać sceny zazdrości. Oliwy do ognia dolewała mama Julii, która kategorycznie nie zgadzała się z wyborem córki, przyjeżdżała, robiła awantury, podejrzewała, że obie kobiety śpią z Saidem jednocześnie. Po dwóch tygodniach awantur Julia nie wytrzymała i powiedziała, że chce się rozwieść.
Wiadomość od Julii: „Dla mnie ten człowiek już nie istnieje, nie mam nic do powiedzenia. Proszę napisać przestrogę dla dziewczyn, żeby nie wierzyły w te brednie o zaletach wielożeństwa. Zostać drugą żoną, to jeszcze ujdzie, ale trzecią czy czwartą – koszmar”.
Marina i Dasza poznały się w muzułmańskim klubie Aisza, założonym w 2012 r. W niedzielę kobiety spotykają się w klubie, przynoszą sałatki i ciasta, plotkują o mężach, co jakiś czas jeżdżą na konferencje, uczą się arabskiego, urządzają kinderbale, wyprawiają się za miasto pojeździć na nartach. Większość członkiń stanowią młode Rosjanki, które przeszły na islam.
Klub drugich żon
Klubem zarządza 28-letnia Klaudia. Ma na sobie chustę i bluzkę z napisem „Hijab – my right, my choice, my life”. Przeszła na islam, gdy miała 18 lat, spontanicznie. Wychowana w wielodzietnej, biednej rodzinie, w religii znalazła ukojenie i prawdę. – To moje zasady życiowe, nie musiałam się niczemu podporządkowywać. Ale ciągle się muszę z tego tłumaczyć. Jestem Rosjanką, urodziłam się w Moskwie, nic złego nie robię, ale dzielnicowy regularnie mnie odwiedza i pyta: „Co z tobą, Klaudio? Coś ty narobiła?”. A przecież nie jestem narkomanką ani prostytutką. Co robię nie tak? Ludzie się ze mnie śmieją: „Idź do haremu” – powiadają. To boli. Może zostanę drugą czy trzecią żoną jakiegoś porządnego muzułmanina. Wcale nie muszę być pierwszą i jedyną.
– Ci, którzy patrzą z boku na kobiety godzące się być kolejną żoną, nie rozumieją, dlaczego tak się dzieje. Te dziewczyny trafiają na mur niezrozumienia – podkreśla Dasza. A Klaudia dodaje, ledwie hamując emocje: W świeckim społeczeństwie mężczyźni porzucają kobiety, dzieci, zdradzają współmałżonków i panuje wokół tego tolerancja. Za to jak słyszą, że muzułmanin wziął drugą żonę, zaraz krzyczą: „Co za barbarzyńcy!”. Czy to w porządku?
na podst. esquire.ru