Dziura w płocie
Włoska mafia zarabia na uchodźcach. Dlaczego wszyscy na to pozwalają?
W 400 domkach niegdyś mieszkały rodziny wojskowych z pobliskiej amerykańskiej bazy. Osiedle nazywano Pomarańczową Rezydencją. Piękne miejsce – na horyzoncie widać Etnę, nieopodal dwa miasta: Katania i Ragusa. Kiedyś kwitło tu życie i faktycznie pachniało pomarańczami. Ale to dawne dzieje: pomarańczowe gaje pousychały, a w miarę zbliżania się do CARA Mineo (CARA to ośrodek pobytowy dla osób ubiegających się o status uchodźcy) widać zmiany, jakie zaszły tu przez ostatnie miesiące. Na poboczach drogi – budki i stragany, wokół kłębią się ludzie o ciemnej karnacji. Miejscowi próbują się przystosować do nowego sąsiedztwa. Antonio, właściciel baru, mówi, że do „nowych Sycylijczyków” odnosi się bez uprzedzeń, chociaż sam woli mieszkać w oddalonej o 50 km Geli.
Długie oczekiwanie
Pomysł zorganizowania w liczącym pięć tysięcy mieszkańców Mineo ośrodka dla dwóch tysięcy uchodźców powstał w 2011 r., kiedy to kryzys libijski przyniósł na wybrzeża Sycylii pierwsze fale uciekinierów. Osiedle zbudowane na amerykańską modłę – równe ulice z małymi kwietnikami i jednakowymi piętrowymi domkami, placami zabaw dla dzieci i siłowniami pod gołym niebem – wydawało się idealnym miejscem dla uchodźców. Czego chcieć więcej, skoro nawet jankesom było tu wygodnie?
Wyobrażano sobie, że każdy uchodźca, który dotarł na wyspę, spędzi tu nie więcej niż 35 dni. To miało wystarczyć, aby przyznać status uchodźcy albo… No właśnie, żaden z urzędników nie potrafił mi powiedzieć, co się dzieje w przeciwnym razie. Przepis głosi, że osoby, które nie uzyskały statusu uchodźcy (tzn. nie opuściły swych państw z powodu działań wojennych lub wskutek prześladowań politycznych), powinny zostać odesłane do kraju pochodzenia. Jednak rzeczywistość okazała się znacznie bardziej skomplikowana.
– Jestem tu osiem miesięcy, ja – dziewięć, a ja już półtora roku – opowiadają mieszkańcy CARA Mineo. Rozmawiałam z nimi przez płot, bo dziennikarze nie mają wstępu do obozu. Pochodzą z Pakistanu, Nigerii, Bangladeszu. To kraje niemające związku z wojną na Bliskim Wschodzie, która wypędziła z domów setki tysięcy ludzi maszerujących na Zachód Europy. – A Syryjczycy? – dopytuję. – Syryjczycy z naszego ośrodka uciekają. Wiedzą, że w bogatej, północnej Europie mają szansę na status uchodźcy. A reszta tu zostaje – wyjaśnia Mustafa, pochodzący z Pakistanu. Dyrektor ośrodka Sebastiano Maccarrone nie umie wyjaśnić, dlaczego tak długo trwają procedury identyfikacji. Mustafa na przykład nie ukrywa swojej tożsamości ani kraju pochodzenia, jego przypadek powinien być prosty. A wegetuje w obozie już od 15 miesięcy.
– W ośrodku przebywa teraz 3200 osób, ale bywały miesiące, że żyło tu ponad cztery tysiące ludzi. Przez to, że procedury się wydłużają, panuje przeludnienie – mówi Maccarrone. Zarządzanie tym Babilonem jest trudne, zwłaszcza że znajdują się tu przeważnie młodzi mężczyźni, wściekli, nabuzowani, sfrustrowani. W 2012 r. wybuchły zamieszki, gdy grupie młodych Nigeryjczyków odmówiono statusu uchodźców. – Zbudowali barykady, palili materace, w końcu zaatakowali personel. Potrzebna była interwencja policji.
Teraz, by uniknąć kolejnego buntu, pracownicy obozu starają się nie drażnić podopiecznych. – Oczywiście mamy ochronę, przeprowadzamy inspekcje, ale ludzie mogą swobodnie wychodzić poza obóz, a nawet przebywać poza nim do 24 godzin. Jeżeli nie wracają, są skreślani z listy – wyjaśnia dyrektor. Ciekawe, czy administracja wie o dziurze w ogrodzeniu, przez którą na co dzień przechodzą ci, którzy nie chcą wpaść w oko wartownikom na bramie. Zapewne tak, ale woli przymknąć na to oko. Jak i na wiele innych rzeczy.
Nie tak słodko
Równolegle do oficjalnego systemu zarządzania obozem wewnątrz wykształciła się własna hierarchia. Miejsce na tej drabinie określa przynależność do grupy etnicznej, jej liczebność i znaczenie. Wokół ośrodka, na zaimprowizowanych straganach, sprzedaje się i kupuje wszystko, czym dysponują mieszkańcy CARA Mineo: odzież, papierosy, jedzenie; działają małe punkty usługowe i warsztaty, a także punkt z dostępem do internetu. To „wolna republika uchodźców”, nikt tu nie pyta, czy sprzedający mają pozwolenie na handel. – Nie wiemy, skąd biorą towar. Staramy się nie przeprowadzać zbyt skrupulatnych kontroli. Sprawdzamy tylko, czy nie mają broni. Nie chcemy prowokować kolejnego buntu – mówi Maccarrone.
Jeszcze do niedawna Sycylijczycy ze współczuciem odnosili się do niespodziewanych gości. Wśród tych, którzy pomagali migrantom, byli państwo Ibanezowie z Palagonii, miasteczka położonego 13 km od ośrodka. –- Vincenzo i Mercedes przynosili do obozu kosze z owocami z własnego sadu – wspominają sąsiedzi. Na kilka dni przed moim przyjazdem małżonków znaleziono zabitych w ich domu, a ciało 70-letniej kobiety nosiło ślady gwałtu. Jedynym podejrzanym jest mieszkaniec obozu – Mamadou Camara z Wybrzeża Kości Słoniowej, od wielu miesięcy oczekujący na przyznanie statusu uchodźcy. Śledztwo trwa, ale po okolicy rozlała się fala strachu i wściekłości. Były nawet próby rozprawienia się z migrantami, kilku pobito.
– Boimy się wypuszczać swoje córki z domu – mówią mieszkańcy. – Musimy zorganizować siły samoobrony – dopowiadają inni. Najbardziej radykalny był burmistrz Palagonii. – Ten cały ośrodek trzeba zamknąć, bo to śmiertelne zagrożenie dla mieszkańców! – nawoływał. „Część winy za śmierć moich rodziców ponosi państwo, które wpuszcza migrantów i pozwala im robić, co im się żywnie podoba” – napisała córka zamordowanych w liście do premiera. Zażądała od władz odpowiedzi na pytanie, dlaczego zginęli jej matka i ojciec. – Oglądam telewizję, a tam mówią, że Niemcy chcą przyjąć migrantów. Na pewno wiedzą, co z nimi zrobić. A co my mamy z tym wspólnego? Po co ich przyjmujemy, skoro nie umiemy sobie z tym poradzić? – mówi Maria, mieszkanka Palagonii. Tak samo myśli większość jej sąsiadek.
Zatkać nos
Prokurator Giuseppe Verzera, który prowadzi sprawę zabójstwa Ibanezów, twierdzi, że wielokrotnie alarmował władze, że w ośrodku niepodobna utrzymać dyscyplinę. Do podobnych wniosków doszli też wolontariusze pracujący w Mineo w zeszłym roku. W maju br. przedstawili raport w parlamencie Włoch. Wskazywali w nim, że w obozie nie przestrzega się elementarnych zasad higieny i panuje przeludnienie. Ponadto obozowa społeczność ustanowiła porządki oparte na przemocy, poniżeniu i wyzysku, a administracja nie przeciwdziała tym praktykom.
Na dodatek konsorcjum zarządzające ośrodkiem jest zamieszane w trzy sprawy karne. Jedna związana jest z prowadzoną przez rzymską prokuraturę sprawą tzw. mafii stołecznej, dotyczącą sprzeniewierzenia pieniędzy z budżetu państwa, przeznaczanych na utrzymanie migrantów w ośrodkach.
– Zarabiamy na nich więcej niż na narkotykach – zeznał jeden z podejrzanych.
Dwie pozostałe sprawy prowadzone są na Sycylii. Chodzi o naruszenia prawa przez kierownictwo ośrodka Mineo: ustawione przetargi i korupcję przy naborze personelu. Po zabójstwie Ibanezów i ujawnieniu mafijnych machlojek rozpętała się burza. Ze wszystkich stron płyną wezwania do zamknięcia CARA Mineo, który tak skutecznie się wpisał w lokalne mafijne struktury i schematy.
© Ogoniok
*
Więcej artykułów z gazet światowych w najnowszym wydaniu Dwutygodnika FORUM.